Zasłabł, domagając się przed sądem rozmowy z ministrem
Jedna z kilkunastu osób głodujących od
dziewięciu dni przed siedzibą sądu w Szczecinie
zasłabła. 61-letni mężczyzna odmówił jednak przewiezienia przez
przybyłą na miejsce karetkę pogotowia do szpitala.
01.07.2008 | aktual.: 01.07.2008 18:44
Jak poinformowała rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie Monika Bąk, mężczyzna jest osłabiony i odwodniony. Według oceny lekarza powinien mieć podane elektrolity. Protestujący odmówił zarówno przewiezienia do szpitala, jak i podania leków - dodała rzeczniczka.
Czternaście osób protestuje przed sądem przeciwko zachodzącym - według nich - w szczecińskim sądownictwie nieprawidłowościom. Piją tylko wodę, śpią na leżakach lub w samochodach.
Głodujący domagają się przyjazdu do Szczecina ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, któremu zamierzają przekazać dokumenty mające potwierdzić istnienie tych nieprawidłowości. Żądają też, by szef resortu powołał prokuratora, który miałby się tą sprawą zająć.
Jak powiedziała jedna z protestujących Julia Jarosz, głodujący podtrzymują odmowną decyzję w sprawie zaproszenia trojga ich przedstawicieli na rozmowy do Ministerstwa Sprawiedliwości w Warszawie.
Na wniosek prezesa szczecińskiego sądu minister sprawiedliwości zaprosił ich na 2 lipca do Warszawy. Miałby się z nimi spotkać wiceminister Jacek Czaja.
Jarosz dodała, że od środy głodujący zamierzają zaostrzyć protest. Dwie osoby odmówią przyjmowania napojów - wyjaśniła.
Główne nieprawidłowości, do których - według protestujących - dochodzi w szczecińskim sądownictwie to przewlekłość postępowań oraz bezkarność sędziów i m.in. komorników, którzy często - jak twierdzą protestujący - mają na swym koncie przestępstwa i nie są za te czyny pociągani do odpowiedzialności karnej. Innym problemem ma być rzekomo bezprawne delegowanie sędziów rejonowych do orzekania w sprawach rozpatrywanych przez sąd okręgowy.
Według Julii Jarosz, pokrzywdzonych przez tutejsze sądy "w samym Szczecinie jest ok. 4,5 tysięcy". Te osoby - jak twierdzi - zgłaszają się do tamtejszego oddziału Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców, w którym działa Jarosz.
Większość uczestników głodówki ma w sądach sprawy lokatorskie, komornicze czy karne. Twierdzą, że "na własnej skórze" doświadczyli nieprawidłowości.