ŚwiatZaskoczenie w Waszyngtonie. Rosja, Irak, Syria i Iran ogłosiły współpracę

Zaskoczenie w Waszyngtonie. Rosja, Irak, Syria i Iran ogłosiły współpracę

Irak, Syria, Iran i Rosja będą współpracować w walce przeciwko Państwu Islamskiemu - poinformowało w weekend irackie dowództwo wojskowe. Jak podają amerykańskie media, te doniesienia zaskoczyły Waszyngton. Ale czy powinny? Według Tomasza Otłowskiego, eksperta ds. Bliskiego Wschodu i islamskich organizacji terrorystycznych, taka faktyczna koalicja istnieje już od dawna i działa równolegle do sojuszu przeciw ISIS pod wodzą USA. - To schizofreniczna sytuacja - przyznaje Otłowski. Z kolei analityk PISM Marcin Andrzej Piotrowski podkreśla, że nieprzypadkowy jest moment, w którym zdecydowano się upublicznić taką współpracę.

Zaskoczenie w Waszyngtonie. Rosja, Irak, Syria i Iran ogłosiły współpracę
Źródło zdjęć: © AFP | Haidar Mohammed Ali
Małgorzata Gorol

Cztery kraje zdecydowały dzielić się informacjami wywiadu i służb bezpieczeństwa. Jak podano, Rosjanie mieli być coraz bardziej zaniepokojeni rosnącą liczbą ich obywateli w szeregach ISIS. Stacja Russia Today informowała, że w Bagdadzie zostanie utworzone nawet centrum informacyjne, którym rotacyjnie dowodzić będą sojuszniczy oficerowie. Choć jeszcze w piątek rzecznik rosyjskiego prezydenta Dmitrij Pieskow zaprzeczał, by taka jednostka miała powstać. A iracki minister spraw zagranicznych Ibrahim Dżafari twierdził, że w Iraku nie ma wojskowych doradców wysłanych przez Moskwę. Do zintensyfikowania działań wezwał za to koalicję państw zachodnich i arabskich pod wodzą USA, która od ponad roku bombarduje cele dżihadystów. Póki co jednak nie udało się jej zniszczyć samozwańczego kalifatu.

Czyżby więc teraz formował się konkurencyjny sojusz Iraku, Syrii, Iranu i Rosji przeciwko ISIS? Zdaniem Marcina Andrzeja Piotrowskiego "zmierza to w tym kierunku ". Analityk podkreśla, że już wcześniej w Syrii irańscy Strażnicy Rewolucji sprawowali rolę swoistego koordynatora między armią Baszara al-Asada a sprzyjającymi mu milicjami alawitów i oddziałami libańskiego Hezbollahu. Również Rosja od początku wybuchu konfliktu syryjskiego stała twardo po stronie prezydenta tego kraju, jednak dopiero w ostatnich tygodniach wzmacniała swoje wsparcie militarne w postaci nowych dostaw broni i doradców.

Ale według Tomasza Otłowskiego, także współpraca z Irakiem nie jest czymś całkiem zaskakującym. - Ta koalicja de facto istnieje już od ponad roku, czyli od momentu, w którym Irak znalazł się w niebezpieczeństwie ze strony Państwa Islamskiego. Władze w Bagdadzie dostały wówczas pomoc ze strony Iranu, ale także Rosji - komentuje Otłowski.

W 2013 r. Moskwa i Bagdad podpisały wart 4 mld dolarów kontrakt na sprzedaż broni. A latem ubiegłego roku Rosjanie dostarczyli Irakowi myśliwce po tym, jak dostawę takich samolotów opóźnił Waszyngton. Kreml miał też wysłać do Iraku na krótko swoich wojskowych doradców. W ostatnim czasie Moskwa wykorzystuje z kolei irackie niebo do wojskowych transportów do Syrii, by wspierać tam asadowskie siły. To nie może się podobać Amerykanom.

Sygnał Rosji i Iranu

Według Piotrowskiego nieprzypadkowy jest zresztą moment, w którym ogłoszono współpracę między czterema państwami. - Rosja i Iran sygnalizują w ten sposób, że nie tylko mają swoje interesy w Syrii i Iraku, ale także rosnącą obecność wojskową w obu krajach - ocenia analityk PISM. W jego opinii fakt obecności Rosjan w Syrii (i ewentualnych jej operacji lotniczych w tym kraju) wymusza konieczność wypracowania koordynacji taktycznej między wojskowymi, bo oznacza to koniec jednostronnych operacji lotniczych USA, Turcji i Izraela nad Syrią. Ekspert przypomina też wcześniej rozważane scenariusze, m.in. utworzenia strefy buforowej na granicy z Turcją czy interwencji Izraela w obronie syryjskich Druzów, a nawet utworzenia ich enklawy, wreszcie - dymisję gen. Johna Allena, który koordynował z ramienia USA walki z Państwem Islamskim. - Rosjanie pojawiając się w Syrii i upubliczniając współpracę z Irakiem i Iranem skomplikowali więc jeszcze bardziej i tak trudną sytuację w regionie, a teraz chcą uznania swojej roli przez
USA, Turcję, Izrael i Arabię Saudyjską - dodaje Piotrowski.

Jednak według analityka PISM Rosja raczej nie zaangażuje się w Iraku równie mocno, co w Syrii. Moskwa, jak również Teheran, musiałby wówczas wziąć odpowiedzialność za wydarzenia w regionie i zwiększyć operacje wojskowe.

- To jest kolejny krok, który musi być irytujący dla Amerykanów - mówi ekspert, zdaniem którego Rosjanie, dogadując się z Irakijczykami, chcieli pokazać, że "też mają wpływy we władzach w Bagdadzie". Jak dodaje ekspert: - Rosjanie i Irańczycy muszą też wykorzystać presję na władze w Bagdadzie, aby zagwarantować sobie względnie bezpieczny tranzyt broni i sprzętu korytarzem powietrznym lub połączeniami lądowymi z Iranu przez Irak do Syrii.

Raczej osobno niż razem

Z kolei Tomasz Otłowski podkreśla ryzyko, jakie podejmuje Bagdad. - Politykę Iraku można obrazowo określić jako siedzenie równocześnie na dwóch stołkach: jednym amerykańskim, drugim rosyjsko-irańskim. To ryzykowane dla Bagdadu, bo w pewnym momencie Irakijczycy będą się musieli zdecydować, na kim wolą oprzeć swoje wysiłki na rzecz zniszczenia Państwa islamskiego w Iraku i odzyskania tych części swojego terytorium, które zajął kalifat - uważa Otłowski.

Ekspert przyznaje, że jest to "schizofreniczna sytuacja". - Amerykanie mają swoje dowództwo operacyjne walki przeciwko kalifatowi w Bagdadzie, gdzie są także sztabowcy z Wielkiej Brytanii i państw arabskich. Równolegle w tym samym mieście funkcjonuje podobna struktura złożona z Irakijczyków, ale także Rosjan i Irańczyków - mówi Otłowski podkreślając, że takie działania nie wpływają konstruktywnie na zwalczanie Państwa Islamskiego i rodzą ryzyko konfrontacji.

Najprostszym więc wydawałoby się połączenie sił przeciwko wspólnemu wrogowi - ISIS. Ale to oznaczałoby, że Amerykanie zaczną współpracować z reżimem Asada. A na taką zmianę strategii USA i Zachodu, jak zauważa Otłowski, na razie się nie zapowiada. - Jak mantrę powtarza się, że Asad musi odejść. (…) Na razie więc nie widać oznak, żeby te dwie struktury, których Irak jest punktem wspólnym, miały się połączyć w jeden sojusz. Ale sytuacja wokół walk z kalifatem jest tak dynamiczna, że nie można wykluczyć niczego w przyszłości - mówi ekspert.

Także zdaniem eksperta PISM współpraca dwóch sojuszy, jeśli w ogóle będzie miała miejsce, to na niskim poziomie. - Należy pamiętać, jaki jest stan armii syryjskiej i irackiej. Pierwsza broni terenów alawickich wzdłuż wybrzeża z Morzem Śródziemnym i Damaszku, druga - terenów szyickich na południu Iraku i Bagdadu. Wartość bojowa tych formacji jest ograniczona, więc chyba nadal nie będą one zdolne do kontrofensyw lądowych, a działania amerykańskich sił powietrznych i specjalnych wobec Państw Islamskiego będą miały większą skalę. I nawet przy tych komplikacjach USA będą próbowały odzyskać inicjatywę w obu krajach, choć będzie to istotnie utrudnione przez obecność Rosjan i Irańczyków - ocenia Piotrowski.

Następny ruch, wydaje się więc należeć do Waszyngtonu, który musi mocno przemyśleć swoją politykę bliskowschodnią. Bo jedno jest jasne - Rosja robi wiele, by odbudować swoją pozycję w tym regionie. I nie będzie miała oporów, by działać tam, gdzie brakuje Amerykanów. Być może dlatego Waszyngton zaskoczyło ogłoszenie przez Irak współpracy z Moskwą, Damaszkiem i Teheranem. Nie tak nowej współpracy.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (154)