Wybrała 112, a później się zdziwiła. Zaskakujący telefon od służb. Mamy odpowiedź z urzędu
Wybrany w dobrej wierze numer 112, a później groźba odpowiadania za nieuzasadnione wezwanie mundurowych? Mieszkanka Warszawy opisała zaskakujące wydarzenia, żeby przekonać innych, aby mimo wszystko nie obawiali się reagować w nietypowych sytuacjach. - Zachowanie służb było w tym przypadku niewłaściwe - mówi WP adwokatka Kinga Dagmara Siadlak. Stanowisko w tej sprawie zajął też stołeczny magistrat.
Nawet co drugie połączenie - w zależności od regionu Polski – odbierane przez dyspozytorów w Centrach Powiadamiania Ratunkowego okazuje się zgłoszeniem fałszywym. Zdarzają się jednak telefony, które sprawiają służbom trudność we właściwej ocenie sytuacji. Tak było właśnie w przypadku sprzed kilku dni w Warszawie, który pani Małgorzata opisała w mediach społecznościowych.
"Jadąc samochodem - jako pasażer - ok. godz. 7:40 rano do pracy S8 w kierunku Poznania, na barierkach na przeciwległym pasie zauważyłam stojącego mężczyznę - był ubrany na czarno, a obok niego nie zauważyłam żadnego pojazdu. Za mężczyzną był ekran dźwiękoszczelny. Sytuacja wydała mi się bardzo dziwna i odniosłam wrażenie, że to może być próba samobójcza" - napisała internautka.
"Niewiele myśląc, zgłosiłam sprawę pod 112" - dodała i zrelacjonowała, co działo się dalej. Pani Małgorzata po pewnym czasie odebrała bowiem połączenie, które bardzo ją zdziwiło.
Zobacz też: Koniec z maseczkami? Nowy pomysł na nielubiany obowiązek
"Po drugiej stronie telefonu Pan zapytał, czy to ja składałam zgłoszenie. Potwierdziłam. Pan zapytał, dlaczego się nie zatrzymałam. Odpowiedziałam, że jechałam w przeciwnym kierunku, a mężczyzna stał na barierkach w kierunku Gdańska/Białegostoku. Pan po drugiej stronie telefonu poinformował mnie, że tylko ja jedna zgłosiłam tę dziwną sytuację i informuje mnie, że zostanę pociągnięta do odpowiedzialności za wysłanie służb na to miejsce. Byłam w szoku, więc powiedziałam, że jadę do pracy i zauważyłam taką sytuację. Pan powiedział, żebym sobie poczytała w internecie, co mi grozi i powiedział ‘do widzenia’, nawet nie dając mi dojść do głosu" - wyjaśniła internautka.
Zaznaczyła, że nie opisuje tej sytuacji z powodu obaw o konsekwencje, ale aby podkreślić, że nikt nie powinien bać się zareagować w podobnych, nietypowych sytuacjach.
Skontaktowaliśmy się z panią Małgorzatą, która potwierdziła opisane wydarzenia i zaznaczyła, że przedstawiciel służb nie przedstawił się, a dzwonił z numeru warszawskiego.
Jednoznaczna ocena urzędników
O ocenę zachowania internautki zapytaliśmy w biurze prasowym warszawskiego magistratu, któremu podlega stołeczne Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Okazało się, że widok mężczyzny na barierkach S8 zaniepokoił dwie osoby, nie precyzując, co ustaliły służby.
"W sprawie opisanego zdarzenia Operatorzy Numerów Alarmowych z CPR Warszawa przyjęli dwa zgłoszenia i zgodnie z procedurami przekazali je do odpowiednich służb" - napisała Marlena Salwowska z Wydziału Prasowego UM Warszawa.
Zaznaczono, że telefon do pani Małgorzaty wykonał przedstawiciel jednej ze służb, a nie operator Centrum, ale - co najważniejsze - urzędnicy przyznali, że "opisana przez Internautkę sytuacja wypełnia znamiona zgłoszenia alarmowego, ponieważ podejrzewała ona wystąpienie nagłego zagrożenia życia lub zdrowia oraz bezpieczeństwa".
"W naszej ocenie nie ma podstaw do pociągnięcia zgłaszającej do odpowiedzialności za skierowanie służb na miejsce. Również fakt, że Internautka się nie zatrzymała, nie powinien stanowić argumentu do stosowania 'gróźb'. Podczas udzielania pomocy komukolwiek zawsze trzeba brać pod uwagę bezpieczeństwo swoje, osób postronnych, miejsca, gdzie jest zdarzenie i osób poszkodowanych. Najważniejsze jest bezpieczeństwo własne, jako osoby niosącej pomoc, więc należało realnie ocenić, czy mogła się zatrzymać na trasie S8 i przedostać się do opisanego mężczyzny. W takiej sytuacji najważniejsze jest udzielenie jak największej ilości informacji odnośnie lokalizacji oraz samego zdarzenia" - wyjaśnia warszawski magistrat w przesłanej nam odpowiedzi.
Okiem eksperta. "Może osłabić zaufanie do służb"
Ze stanowiska urzędników jednoznacznie wynika więc, że w podobnych sytuacjach powinniśmy reagować. Nawet gdyby znalazł się jakiś nadgorliwy mundurowy, to ewentualne rozstrzygnięcie w sądzie i tak powinno być dla nas korzystne.
- Odpowiedzialność za wykroczenie mogłaby mieć miejsce wyłącznie w przypadku chęci wywołania niepotrzebnej czynności poprzez podanie fałszywej informacji. Jednakże w tym przypadku nie ma mowy o nieuzasadnionym wezwaniu służb. Obywatel, widząc niepokojącą sytuację, nie może obawiać się tego, że jego zgłoszenie będzie potraktowane jak wykroczenie - powiedziała Wirtualnej Polsce Kinga Dagmara Siadlak, adwokatka i prezeska stowarzyszenia adwokackiego Defensor Iuris.
Zdaniem Siadlak opisane zachowanie ze strony służb nie tylko jest nieprawidłowe, ale może osłabić zaufanie do tych instytucji. - Okoliczność, iż zgłoszenie to było jedynym zgłoszeniem, nie może być podstawą do uznania, że nie było oparte na faktycznych podstawach. Obywatel ma prawo dokonać takiego zgłoszenia bez obawy o własną odpowiedzialność w tym zakresie - podkreśliła prawniczka.
Kinga Dagmara Siadlak zastrzegła, że prawo zakazuje jedynie takich zachowań, gdy ktoś celowo, kierując się złą wolą, niepotrzebnie angażuje służby i przekazuje fałszywą informację. - W tej sprawie żadna z tych sytuacji nie wystąpiła - oceniła adwokatka.