ŚwiatZaskakująca reakcja na beatyfikację Jana Pawła II

Zaskakująca reakcja na beatyfikację Jana Pawła II

Zaskakująca obojętność wobec zbliżającej się beatyfikacji. Czemu? Czy dlatego że ludzie kochali Jana Pawła II jako człowieka, a nie świętego? Jako wzór dla siebie, wskazanie kim można być, jak się cieszyć i jak walczyć z cierpieniem, zawsze pamiętając o własnej, przyrodzonej godności? I o tym jak łatwo ją w codzienności utracić? Jako święty Jan Paweł II staje się kimś dalekim. Także dlatego, że już nie wierzymy w możliwość odnalezienia okruchów świętości w sobie - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w Wirtualnej Polsce.

Pisałam kiedyś o "kontrreformacji ateistów", gdy zachodnie elity intelektualne i polityczne zaczynają dostrzegać, że sam akt wiary (i patrzenie na świat poprzez jego pryzmat, niezależnie o jakiego boga chodzi) tworzy szczególną perspektywę poznawczą. I zmienia też stosunek człowieka do samego siebie. I że trzeba zrozumieć (a nie tylko tolerować) tę perspektywę, aby poruszać się we współczesnym świecie. Dotychczasowe nawoływania do "prywatyzacji" doświadczenia religijnego nie okazało się skuteczne.

Podobnie jak zakładanie, za Kantem - choćby w Traktacie Lizbońskim - istnienia jakichś normatywnych uniwersaliów, ale - przy braku pewności, jaki porządek normatywny ma ten walor, uznawanie za równoprawne różnych systemów norm. Co wyklucza oczywiście absolutyzowanie któregokolwiek z nich.

Myślę że u źródeł ponownego zainteresowania fenomenem wiary (nawet wśród tych, którzy sami daru wiary nie posiadają) leży instynktowne poszukiwanie zewnętrznych, twardych granic władzy. XVII-wieczna konstatacja Hobbesa, iż odrzucenie normatywnych uniwersaliów oznacza nieuchronną arbitralność władzy, dopiero obecnie dotarła do świadomości polityków. Zniknęła równocześnie oświeceniowa wiara, że mechanizm "reprezentacji" (i demokracja) wniosą jakąś jednoznaczną, obiektywną podstawę rządzenia.

A sytuacja, gdy demokracja wątpi w samą siebie jest niebezpieczna. Towarzyszy temu konstatacja, że władza arbitralna jest, paradoksalnie, władzą słabą, bo nie potrafi określić granicy wobec oddolnych nacisków. Traktat Lizboński próbował ową, nieuchronną arbitralność zlokalizować w strukturze i choć trochę uregulować, wprowadzając np. tzw. reguły rozpoznawania i klasyfikowania nowych zjawisk.

A Jan Paweł II, jako osoba publiczna i mówiąca o publicznych sprawach słowami i czynami, wciąż przypominał,że jednak można odnaleźć jednoznaczny kręgosłup norm. Wychodząc od nienaruszalnej, pod żadnym ideologicznym pretekstem, godności osoby ludzkiej i wywiedzionego z niej prawa do sprawiedliwego traktowania i równych szans. Oraz - prawa do wolności. Bo to ona, przez możliwość wyboru, określa moralny charakter naszych czynów. Tam gdzie jest konieczność, podmiot moralny w nas usycha.

I dlatego prezydent Sarkozy, wychowany w tradycji ścisłego oddzielenia państwa i Kościoła, powiedział ostatnio, że wpłynęło na niego dwóch ludzi: de Gaulle i Jan Paweł II.

zukanie moralnych wskazówek w dryfującym świecie jest coraz bardziej rozpaczliwe. Wierność zasadom i wewnętrzny obowiązek, wbrew "praktycznemu rozumowi" utylitarnie zacierającemu ostre kanty i opozycje norm: to właśnie cechowało obie, przywołane przez Sarkozy'ego postacie.

A dziś Jan Paweł II, niedługo już święty, oddala się do innego świata. Jakby ponownie od nas odchodził, bo dystans rośnie. Może dlatego obserwujemy tak uderzającą obojętność Polaków wobec aktu beatyfikacji.

Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (404)