"Zapisujcie dzieci na edukacje zdrowotną"! Wierzący ojciec odpowiada polskim biskupom [OPINIA]
Jako ojciec piątki dzieci, jako katolik, ale też jako człowiek, który od lat zajmuje się ochroną małoletnich przed krzywdą seksualną (także) w Kościele, nie mogę nie zareagować na powracające kłamstwa prezydium Rady Stałej KEP w sprawie edukacji zdrowotnej - pisze Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
To, co teraz napiszę, nie przychodzi mi łatwo. Jestem człowiekiem wierzącym, członkiem Kościoła, który jest moim domem, a biskupów chciałbym traktować jako odpowiedzialnych uczestników debaty, których głos powinien być wysłuchany i zrozumiany, a także wzięty pod uwagę w rozmaitych decyzjach osobistych i politycznych. Jestem też ojcem piątki dzieci, które wychowuję (i które mnie wychowują) w wierze, i które - podobnie jak ja - są członkami Kościoła.
Pomyłka czy świadome mijanie się z prawdą?
To z tej perspektywy - zaangażowanego członka Kościoła, ojca, do którego skierowany jest list prezydium Rady Stałej KEP - muszę jasno i wyraźnie powiedzieć wszystkim zaangażowany katolikom: apel biskupów oparty jest na fałszywych przesłankach, ich list zawiera ewidentne kłamstwa, a uznanie jego argumentacji oznacza realną szkodę dla naszych dzieci.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Udany atak ukraińskich dronów. Pożar w rosyjskim terminalu naftowym
Dlatego proszę: zapisujcie dzieci na edukację zdrowotną, bo to pomoże im poznać swoje ciało, zrozumieć pewne procesy nim kierujące, zapewni narzędzia chronienia się przed przemocą seksualną, ale także odpowiedniego żywienia, a w niczym nie zaszkodzi ich zbawieniu. W tej sprawie autorzy listu Prezydium Rady Stałej w najlepszym razie się mylą, a w najgorszym świadomie kłamią.
Trzeba też jasno powiedzieć, że ochrona zdrowia - fizycznego i psychicznego, a także bezpieczeństwa, jest naszym jako rodziców obowiązkiem, a gdy szkoła chce nam w tym pomóc, nie ma powodów, by jej to uniemożliwiać, wypisując dzieci z zajęć, które w niczym - wbrew temu, co napisali biskupi - nie zagraża zbawieniu naszych dzieci, ani nie jest ich "systemową deprawacją". I naprawdę wystarczy przeczytać założenia programowe edukacji zdrowotnej, by wiedzieć, że żadnego zagrożenia w tym programie nie ma.
Bezpieczeństwo, a nie deprawacja
Nie jest przecież systemową deprawacją budowanie świadomości zagrożeń w sieci, nie jest nią nauka mówienia "nie" w sytuacji nadużyć seksualnych, obrony przed wykorzystaniem seksualnym przez dorosłych, ale także rówieśników, nie jest nią wiedza o własnym ciele, o chorobach, o konieczności ruchu, czy o zdrowym odżywianiu.
Tematy związane z seksualnością zajmują w programie mniej niż jedną dziesiątą, a ich treść też w niczym nie deprawuje, bo nie jest deprawującą informacja o tym, że istnieją różne orientacje seksualne i że każdemu należy się szacunek (dodajmy, że te same informacje i wezwania do szacunku znajdują się w Katechizmie Kościoła katolickiego, i nikt poważny nie uważa go za książkę deprawującą).
Nie jest też deprawacją ani zagrożeniem dla zbawienia informacja, że masturbacja jest w pewnym wieku faktem rozwojowym, bo to wiedza powszechna, przekazywana także na katolickich uczelniach.
Te informacje są naszym dzieciom potrzebne, by mogły prowadzić bezpieczniejsze, zdrowsze życie i nie ma powodów, by je z lekcji wypisywać. Oczywiście można dyskutować na temat, czy program nie mógłby być lepszy, czy nie brakuje w nim mocniejszego zaakcentowania znaczenia małżeństwa i rodziny, ale… warto też przypomnieć, że jest to program szkolny kierowany do uczniów, z których znacząca część wychowuje się w rodzinach niepełnych, patchworkowych, a także niezwiązanych już wprost ani nawet pośrednio z moralnością katolicką.
Ich, a także ich rodziców i opiekunów potrzeby, myślenie, postrzeganie świata także musi uwzględniać program szkolny, a obecność innych perspektyw w pluralistycznym świecie, w niczym nie szkodzi zbawieniu dzieci i młodzieży.
Nie jest też zagrożeniem "genderowa koncepcja płci", którą ma wprowadzać edukacja zdrowotna do szkół, a nie jest bo... nikt jej tam nie wprowadza. Jest zwyczajnym kłamstwem stwierdzenie, że edukacja zdrowotna - by zacytować list biskupów - "zachęca dzieci i młodzież do odrzucenia swej kobiecości lub męskości" czy "otwiera w ten sposób drogę do tego, aby dziewczęta identyfikowały się jako chłopcy, a chłopcy identyfikowali się jako dziewczęta".
Nic takiego w programie nie ma, a jest jedynie wspomnienie (i to nieobowiązkowe) o transpłciowości, z którym młodzież nie tylko się styka, ale i którego (zapytajcie o to swoje dzieci) niekiedy sama doświadcza. Wiedza o faktach jest im więc potrzebna. Histeryczny sprzeciw wobec realnych zjawisk nie wystarcza jako odpowiedź na nie.
Dobro dzieci przegrywa z korporacyjnym interesem
Oszczędne dysponowanie prawdą przez biskupów jest jednak tylko jednym problemem związanym z tym listem. Innym jest kontekst sytuacyjny, w jakim się to dokonuje. Istotnym - choć jak wspominałem ilościowo mniejszościowym - elementem podstawy programowej edukacji zdrowotnej jest ochrona małoletnich przed wykorzystaniem seksualnym (edukacja zdrowotna jest czynnikiem chroniącym dzieci, a potwierdzają to wszystkie badania), a biskupi swój dokument przypominają w momencie, gdy sami pokazali, że dla nich interes (finansowy) i dobre imię instytucji liczy się bardziej niż dobro małoletnich.
Likwidacja zespołu przygotowującego powołanie Komisji mającej zbadać skalę wykorzystania seksualnego małoletnich w Kościele de facto oznacza utratę wiarygodności przed Episkopat, a sprzeciw wobec programu, który wspiera ochronę małoletnich przed wykorzystaniem tylko to wrażenie kompletnej niewrażliwości na dobro krzywdzonych pogłębia.
Dlaczego zatem biskupi decydują się na przypominanie ostro skrytykowanego listu i ponawiają swoje apele o wypisywanie dzieci z edukacji zdrowotnej? Odpowiedź jest - obawiam się - prosta.
Otóż za wszystkim stoi polityka. Biskupi mają poczucie utraty wpływów, a edukacja zdrowotna - nie bez wpływu Ordo Iuris i organizacji pokrewnych - jest tym tematem, który wywołał niewątpliwą histerię moralną i pozwolił zgromadzić się części katolików wokół sztandarów kościelnych, i wiele wskazuje na to, że tym mechanizmem biskupi chcą ponownie skupiać wokół siebie wiernych. Histeria moralna działa, więc się ją podnieca.
Tyle że sprzeciw i histeria oparte na fałszywych przesłankach czy na kłamstwie oznacza działanie niemoralne. Cel - nawet jeśli jest nim wzmacnianie wpływów Kościoła - nie uświęca środków. I tę fundamentalną zasadę teologii moralnej (ale też świeckich moralności) warto biskupom przypomnieć.
Sumienie rodzica stoi wyżej niż list prezydium
Ale na koniec tego tekstu warto odnieść się do jednego z fragmentów tego listu, który warto potraktować bardzo poważnie. "Drodzy Rodzice! Przyszłość dzieci jest w Waszych rękach. Pamiętajcie, że jesteście w sumieniu przed Bogiem odpowiedzialni za ich prawidłowe wychowanie. Nie wolno Wam zgodzić się na systemową deprawację Waszych dzieci, która ma być prowadzona pod pretekstem tzw. edukacji zdrowotnej. W trosce o wychowanie i zbawienie, apelujemy, abyście nie wyrażali zgody na udział Waszych dzieci w tych demoralizujących zajęciach" - napisali biskupi. I choć pokazałem już, że w sprawie zbawienia i deprawacji biskupi mijają się z prawdą, to jest faktem, że "przyszłość dzieci jest w naszych rękach" i że jesteśmy w sumieniu odpowiedzialni za ich prawidłowe wychowanie, ale - ja dodałbym jeszcze - bezpieczeństwo.
I dlatego w trosce o bezpieczeństwo i wiedzę o zdrowiu apeluje o niewypisywanie dzieci z edukacji zdrowotnej. To sumienie, a nie oparte na fałszu opinie biskupów powinny kierować naszymi decyzjami. To rodzice, a nie biskupi, powinni podejmować decyzje w takich sprawach, i to eksperci, a nie ideolodzy powinni pisać programy szkolne.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski"