PolskaZapiski bezpieki

Zapiski bezpieki


Po utajnionym procesie warszawski Sąd Lustracyjny uznał, że wiceminister Skarbu Państwa Ignacy Bochenek jest kłamcą lustracyjnym. Oznacza to, że w swoim oświadczeniu były wicewojewoda dolnośląski zataił agenturalne związki ze służbami specjalnymi PRL. - Będę się odwoływał - powiedział nam wczoraj Bochenek.

Kłopoty lustracyjne Ignacego Bochenka zaczęły się na długo przed ministerialnym awansem. W kwietniu br., czyli jeszcze w trakcie wypełniania funkcji wicewojewody dolnośląskiego, prawdziwość jego oświadczenia lustracyjnego zakwestionował Rzecznik Interesu Publicznego Bogusław Nizieński. W archiwach służb specjalnych znaleziono bowiem dokument, który wskazuje, że w 1986 r. Bochenek (ówcześnie główny energetyk w Zakładach Przemysłu Dziewiarskiego „Milana” w Legnicy) został zwerbowany do współpracy agenturalnej.

- Znam zapiski tego oficera. Są takie, jakby całość zmyślił. W jednej z nich twierdzi, że miał ze mną utrudniony kontakt, bo złamałem nogę i leżałem w szpitalu. Zapewniam, nigdy nie miałem połamanej nogi - tłumaczył w trakcie wrześniowej rozmowy w naszej redakcji zdenerwowany Bochenek (pisaliśmy: „Podejrzany milczek” 5.09.2003, „Łamacz kości” 6-7.09.2003).

Fikcyjny agent, czy zeznania?

Argumentem, który przemawiać miał na korzyść wiceministra, miało być zeznanie, które przed warszawskim sądem złożył 10 czerwca tego roku były oficer legnickiej bezpieki. Mimo że zeznania objęte są klauzulą tajemnicy państwowej, Bochenek pokazał nam wybrany fragment stenogramu rozprawy sądowej. Były esbek zeznał, że Bochenek był wyłącznie tzw. „fikcyjnym współpracownikiem”. Czy oznaczało to, że sam sfabrykował legendę o pozyskaniu Bochenka do agenturalnej współpracy dla premii lub awansu?

- Nie znam zasad pracy tych służb. Nie wykluczam, że któryś z moich kolegów był agentem, bądź tajnym współpracownikiem. Gadaliśmy, a potem on chwalił się werbunkiem - twierdził Bochenek. Tymczasem, jeden z naszych informatorów twierdził zdecydowanie, że to właśnie były esbek kłamał, namówiony do tego przez politycznych przyjaciół wiceministra. W zamian za obietnice wsparcia kariery osobistej, były funkcjonariusz służb specjalnych, miał deprecjonować wartość notatek o współpracy. Sąd najwyraźniej dał wiarę dokumentom, odrzucając preparowane zeznania.

Ukryty problem

Ignacy Bochenek nie potrafił nam przekonująco wyjaśnić, dlaczego aż do września taił swoje kłopoty z lustracją.

- Nie widziałem powodu, by informować kogokolwiek o swoich kłopotach. Dlatego na czerwcowe pytanie ministra skarbu Piotra Czyżewskiego, czy są przeciwwskazania do objęcia funkcji, odpowiedziałem, że nie ma żadnych. Sam najlepiej wiem, że nie byłem agentem - mówił Bochenek. Protektor jego przyspieszonej kariery, szef dolnośląskiej Unii Pracy (i jeden z zastępców lidera UP i wicepremiera Marka Pola), senator Marian Lewicki, także zapewniał nas, że nie wiedział o problemach partyjnego kolegi.

- Nie rozumiem dlaczego wcześniej mi nic nie powiedział. Wypadałoby. Przypuszczam, że zbagatelizował tę sprawę - mówił dolnośląski senator.

Podwójny życiorys

Tajemnica tkwi także w oficjalnym życiorysie Bochenka. Po raz kolejny komunikaty PAP donoszą, że wiceminister jest absolwentem Wojskowej Akademii Technicznej. Tymczasem, legnicki polityk zapewniał nas wielokrotnie, że kończył Wyższą Szkołę Inżynierską w Zielonej Górze i wydział informatyki Politechniki Wrocławskiej.

- Nie wspominałem nigdy o WAT? Może dlatego, że zrezygnowałem z nauki (1975-1977) po drugim roku studiów. Właściwie, to wojsko ze mnie zrezygnowało. Chodziło o zdrowie, które dyskwalifikowało mnie jako przyszłego oficera - tłumaczył Bochenek. Wczorajszy wyrok sądu wyraźnie zaskoczył wiceministra.

- Nie będę oceniał wyroku. Powiem jedynie, że uważam go za bardzo krzywdzący. Oczywiście będę się odwoływał - mówił Ignacy Bochenek. Osoba ostatecznie uznana za „kłamcę lustracyjnego” nie może przez 10 lat pełnić niektórych funkcji publicznych. Co zaskakujące, nie dotyczy to jednak funkcji ministerialnych, bo ustawodawca nie wpisał takiego zakazu do ustawy lustracyjnej. Premier zatem może, ale nie musi, odwołać takiej osoby ze stanowiska.

Kariera senatorsko przyspieszona

48-letni Ignacy Bochenek jest członkiem Unii Pracy i wiceprzewodniczącym tej partii na Dolnym Śląsku. Do początku lat 90. był etatowym przewodniczącym Zarządu Miejskiego ZSMP w Legnicy. Później był m.in. dyrektorem Zarządu Dróg Miejskich i prezesem Legnickiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej. Po wyborach samorządowych 1998 roku, z rekomendacji koalicji SLD-UP, został wiceprezydentem Legnicy (1998-2001). Dzięki zabiegom senatora Mariana Lewickiego, mianowano go wicewojewodą dolnośląskim (2001-2003). Ten sam polityczny układ doprowadził go w czerwcu br. do stanowiska podsekretarza stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa. Bochenek zapewnia, że nigdy nie był członkiem PZPR.

Grzegorz Żurawiński

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)