Zapadł wyrok w sprawie warszawskiego reżysera
Sąd Rejonowy w Kaliszu warunkowo umorzył postępowanie karne i wyznaczył na jeden rok okres próby
dla warszawskiego reżysera Mariusza O., którego miejscowa
prokuratura oskarżyła o grożenie pozbawieniem życia dyrektorowi
Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego Robertowi Cz. Wyrok jest
nieprawomocny. Reżyser ma zamiar się od niego odwołać.
Do zdarzenia doszło w marcu ub. r. podczas próby generalnej spektaklu "Kwartet", przygotowanego przez O. Reżyser ten, trzymając w ręku metalowy przedmiot, miał grozić dyrektorowi, że jeśli nie zostanie dopuszczony do prowadzenia próby, "to zabije albo jego, albo siebie".
Dyrektor wezwał policję, która obezwładniła reżysera i wyprowadziła go z gmachu. Artystę zbadała wezwana wcześniej do teatru lekarka. Dyrektor złożył też policji zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
Sąd, uznając winę O., orzekł wobec niego także świadczenie pieniężne w kwocie 300 złotych na rzecz miejscowego Państwowego Domu Dziecka. Zasądził również koszty postępowania sądowego.
W uzasadnieniu przewodnicząca składu sędziowskiego Urszula Lewicka podkreśliła, że groźby zabicia dyrektora "mogły wzbudzić uzasadnioną obawę spełnienia". Ogłaszając wyrok, sąd wziął pod uwagę dotychczasową niekaralność reżysera i niską szkodliwość społeczną jego czynu. Lewicka podkreśliła też, że interwencja brygady antyterrorystycznej była "mocno przesadzona".
Robert Cz. powiedział PAP po ogłoszeniu wyroku, że samo uznanie winy reżysera satysfakcjonuje go i nie będzie się odwoływał. Natomiast O. w rozmowie telefonicznej z PAP powiedział, że ma zamiar odwołać się od wyroku do Sądu Okręgowego.
Policja nie znalazła u O. broni, a lekarka nie stwierdziła u niego objawów choroby psychicznej. Po incydencie dyrektor natychmiast zerwał z Mariuszem O. umowę i sam pilotował sporny spektakl do premiery. Reżysera nie wpuszczono na nią ani na następne przedstawienie, a na plakatach zaklejono jego nazwisko.
Tydzień temu odbyła się ostatnia rozprawa O. W ostatnim słowie reżyser prosił sąd o uniewinnienie i nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. "Nie groziłem, nie miałem żadnego miecza. Posiadanie jakiegoś miecza byłoby absurdalne" - mówił przed sądem.
W rozmowie z PAP reżyser żalił się, że w wyniku "fałszywych oskarżeń" i procesu stał się człowiekiem niewiarygodnym i nie ma od dawna żadnych propozycji artystycznych.
Mariusz O. pracował do tej pory dla wielu teatrów w Polsce oraz reżyserował sztuki m.in. w Indiach. Przygotował także adaptację "Dziadów" dla teatru w Witebsku (Białoruś) i był wtedy rocznym stypendystą Ministerstwa Kultury.
W licznych artykułach lokalna prasa oceniała całą sprawę jako "tragifarsę".