Zaniedbane i zapomniane Dowództwo Wojsk Specjalnych
Dowództwo Wojsk Specjalnych powołane w maju ub.r. praktycznie nie jest w stanie przygotować się do działań, do których je stworzono, twierdzi "Trybuna". - To oni mieli być elitą elity. Odpowiadać za najlepsze, profesjonalne jednostki w kraju. Tymczasem przez polityczną zemstę trafili do klitek, w których 10 oficerów ma jeden telefon i komputer.
DWS miało organizować szkolenia i koordynować akcje GROM-u, Formozy i 1. Pułku Specjalnego Komandosów, przede wszystkim za granicą. Na razie samo nie może zorganizować się w kraju. Rozmówcy gazety, specjalizujący się w sprawach armii, określają to mianem skandalu.
Siedziba DWS jest dopiero budowana, w dowództwie jest paraliż decyzyjny, a koordynacji działań jak nie było, tak nie ma. W najbliższym czasie sytuacją w siłach specjalnych armii ma się zająć sejmowa Komisja Obrony Narodowej.
O politycznej klątwie wiszącej nad DWS głośno mówi się nie tylko w szeregach armii, ale i wśród ludzi, którzy już z niej odeszli. Warunki pracy urągają godności żołnierzy. Po 10 oficerów pracuje w liczących 20 m.kw. pomieszczeniach, z jednym telefonem i dwoma komputerami. Mieszkają w internatach, bo wielu z nich ściągnięto z terenu, a wojsko nie dysponuje w Warszawie odpowiednią bazą lokalową. Do tego niekoniecznie chce ją udostępnić, bo nie wiadomo, czy dowództwo w Warszawie się ostanie. (PAP)