Zamykamy granicę z Białorusią, Tusk ostrzega. Manewry zagrożeniem dla Polski?
Donald Tusk odniósł się do rosyjsko-białoruskich manewrów Zapad, które w piątek rozpoczną się blisko polskiej granicy. Premier zapowiedział, że w związku z nimi Polska zamknie granicę z Białorusią. Z kolei "The Sun" twierdzi, że Władimir Putin może podjąć próbę zajęcia przesmyku suwalskiego. W ocenie ppłk. rez. Macieja Korowaja, byłoby to "aktem desperacji" ze strony Rosji, bardzo mało skutecznym.
- Rozpoczynają się bardzo agresywne z punktu widzenia doktryny wojskowej manewry rosyjsko-białoruskie na terenie Białorusi. Bardzo blisko polskiej granicy. To ma swoje różne konsekwencje, między innymi odpowiedzią są także manewry po naszej stronie. Ich celem jest między innymi słynny przesmyk suwalski, celem w sensie symulacji działań. Na razie symulacji działań - mówił Donald Tusk na posiedzeniu rządu.
I jak poinformował, ze względu na bezpieczeństwo państwa, w związku z manewrami Zapad, Polska zamknie granicę z Białorusią. - W tym przejścia kolejowe. W czwartek o północy, z czwartku na piątek - zapowiedział premier.
Manewry Zapad zaplanowane są na 12-16 września i będą pierwszymi od czasu rozpoczęcia przez Rosję pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Manewry odbędą się m.in. w Grodnie i Prawdinsku, blisko polskiej granicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Były szef Agencji Wywiadu tłumaczy: Polska ma za mały budżet na służby
Podczas manewrów Rosja planuje użycie pocisków hipersonicznych Oresznik oraz symulację użycia broni atomowej. Litewski resort obrony ostrzega, że ćwiczenia mogą obejmować testy gotowości Zachodniego Okręgu Wojskowego i Floty Bałtyckiej. "Biorąc pod uwagę braki w liczbie żołnierzy i sprzęcie, Rosja może wykorzystać potencjał nuklearny" - stwierdził brytyjski think tank Chatham House. W manewrach weźmie udział do 30 tys. żołnierzy, z czego 6-8 tys. będzie stacjonować na Białorusi.
"Uderzenie na NATO w przesmyku suwalskim byłoby aktem desperacji"
Przesmyk suwalski nazywany jest najbardziej wrażliwym punktem wschodniej flanki NATO. To najkrótsza droga między rosyjskim obwodem kaliningradzkim a Białorusią. To kluczowy, około 100-kilometrowy pas ziemi łączącego Polskę i Litwę.
- Uważam, że w tej chwili, przy obecnych warunkach, uderzenie na NATO w przesmyku suwalskim byłoby aktem desperacji. Nie mówię, że niemożliwym, ale byłoby bardzo mało skuteczne. To bardzo mało prawdopodobne - komentuje w rozmowie z WP Maciej Korowaj, podpułkownik rezerwy, były oficer Służby Wywiadu Wojskowego i analityk specjalizujący w zagadnieniach bezpieczeństwa oraz taktyce, operacji, strategii Białorusi, Rosji, Ukrainy.
I jak dodaje, w tym kontekście bazuje na informacjach HUR - ukraińskiego wywiadu wojskowego i wywiadu estońskiego, który jest jednym z lepszych wywiadów na tym obszarze.
- W kontekście ćwiczeń Zapad mówi się o zaangażowaniu ok. 30 tys. żołnierzy rosyjskich i białoruskich. A dodatkowo o 150 tys. skonfederowanych w ogóle we wszystkich ćwiczeniach na terenie całej Federacji Rosyjskiej. Trzeba jednak pamiętać o tym, że 75 proc. wojsk rosyjskich jest zaangażowana w wojnę w Ukrainie - komentuje były wojskowy.
- Pozostałe 25 proc. to jednostki, które prowadzą ćwiczenia i zwykłe szkolenia garnizonowe. I to nie są całe jednostki. Są one np. w fazie odtwarzania. Na papierze wygląda to na dużo, ale to nie są siły skonstruowane albo gotowe do uderzenia. Gdyby to nastąpiło, byłoby to aktem naprawdę bardzo dużej desperacji ze strony Federacji Rosyjskiej i nie dałoby nawet cienia gwarancji na powodzenie - oceni ppłk rez. Korowaj.
"Zachód przestał żyć w cieniu zagrożenia"
W ocenie byłego wojskowego, Polska nie demonizuje zagrożenia na przesmyku suwalskim. - Tylko zaczęła w końcu inaczej na nie patrzeć. Przynajmniej Zachód przestał żyć w cieniu zagrożenia, jak to było w czasie zimnej wojny. A przecież tamte ćwiczenia były o wiele większe i w zasadzie każde takie duże ćwiczenia Układu Warszawskiego były zagrożeniem konwencjonalnym dla NATO - przypomina nasz rozmówca.
I jak dodaje, kiedyś tego typu działania były na porządku dziennym.
Teraz widzimy, że Rosja prowadzi politykę poprzez albo projekcję agresji, albo realną agresję, tak jak w Ukrainie. Dajemy więc sygnał Moskwie, że każde takie zagrożenie będziemy interpretować na niekorzyść Rosji. I będziemy podejmować wszystkie środki, jakie są dostępne, o oktawę wyżej, niż może mieć to miejsce w naszej ocenie
Zdaniem ppłk rez. Korowaja, musimy pokazywać naszą determinację właśnie tą interpretacją na niekorzyść Rosji.
- A z drugiej strony też edukować nasze społeczeństwo, że musimy przywyknąć do tego typu działań. Nie mamy wyjścia, jeżeli Rosja będzie gromadziła albo będzie próbowała nas zastraszać w taki czy inny sposób, budując pewien potencjał na naszych granicach. Pozostawienie tego bez odpowiedzi uważam za błąd. A ta odpowiedź, czyli zamknięcie przejazdów kolejowych, zaboli Moskwę i Mińsk, także uderzy w Chiny - ocenia były wojskowy.
Rosja wysyła sygnały
Z kolei brytyjski dziennik "The Sun" ostrzega, że Rosja może przygotowywać się do nowej inwazji w Europie. Były wysoki rangą oficer brytyjskiego wywiadu wojskowego Philip Ingram uważa, że Władimir Putin może podjąć próbę zajęcia przesmyku suwalskiego. Jego zdaniem, sytuacja przypomina etapy poprzedzające rosyjską agresję na Ukrainę w 2022 r.
- Rosja wysyła sygnały wskazujące na przygotowania do ofensywy. Obserwujemy zwiększoną obecność wojsk w Kaliningradzie i na Białorusi, nagłe ćwiczenia, nietypowe ruchy wojsk, zakłócanie GPS, sabotaż podmorskich kabli i działania "zielonych ludzików" - mówi brytyjski były wojskowy cytowany przez "The Sun".
I dodaje, że masowe kampanie dezinformacyjne Kremla często poprzedzają realne działania militarne, co należy traktować jako poważny sygnał ostrzegawczy.
Ingram podkreśla, że zajęcie przesmyku suwalskiego mogłoby odciąć Litwę, Łotwę i Estonię od wsparcia sojuszników z NATO.
- Naszą odpowiedzią są ćwiczenia NATO Iron Defender z podobną liczbą żołnierzy przy flance wschodniej, na Bałtyku i Morzu Północnym. Spodziewam się, że Rosjanie dobrze to zinterpretują i nie wykonają żadnego głupiego ruchu - komentuje ppłk rez. Korowaj.
Jak poinformowało polskie Ministerstwo Obrony Narodowe, ćwiczenia "wspólnie przetestują zdolność do odstraszania i skutecznej obrony terytorium Polski". W szkoleniu mają zostać uwzględnione wnioski, wyciągnięte z trwającej wojny w Ukrainie.
"Ogólnym celem jest nie tylko wzmocnienie zdolności obronnych Polski i NATO, ale także zademonstrowanie gotowości do obrony zbiorowej i odstraszania każdego potencjalnego przeciwnika w kontekście obecnych wyzwań geopolitycznych" - poinformował MON, dodając, że ćwiczenia nie są wymierzone w żaden konkretny kraj.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski