Zamknijmy "psychiatryki". Pozwólmy chorym być z bliskimi
O traumie pobytu w szpitalu, porażce reformy w psychiatrii i o tym, jak leczyć emocje - rozmawiamy z Katarzyną Szczerbowską, rzeczniczką Pierwszego Ogólnopolskiego Kongresu Zdrowia Psychicznego i ekspertem "przez doświadczenie" w dziedzinie chorób psychicznych. Kongres odbędzie się 8 maja w Warszawie.
Dlaczego chcecie likwidować szpitale psychiatryczne?
Katarzyna Szczerbowska: Może nie likwidować, ale ograniczyć ich liczbę, czy raczej liczbę łóżek, na rzecz ośrodków leczenia ambulatoryjnego. Zdecydowanej większości chorych taki pobyt wcale nie jest potrzebny. Dla wielu jest dramatycznym przeżyciem. Jeśli ktoś choruje na depresję to pobyt w polskim szpitalu psychiatrycznym z jego zapachem, smrodem starych rzeczy, widokiem odrapanych ścian i kompletną izolacją, nie tylko fizyczną, ale także mentalną, bo nie ma na oddziale nawet telewizora, raczej mu nie pomaga. Ale oczywiście wszystko zależy od rodzaju choroby. Ja na przykład zachorowałam nagle, przebieg był gwałtowny i ogółem spędziłam w szpitalu rok. Raczej bym nie uniknęła hospitalizacji niezależnie od systemu.
W szpitalach jest też całodobowa opieka i pewnie intensywniejsza terapia?
A skądże! Nie ma żadnej terapii, a jeśli to w minimalnym wymiarze. Dają ci leki i przez 99 proc. czasu snujesz się po korytarzu, a personel cię obserwuje i sprawdza jak na ciebie działają. W szpitalu przy ul. Sobieskiego w Warszawie, gdzie przebywałam, można robić trzy rzeczy: leżeć na łóżku, chodzić po korytarzu, a w ramach terapii zajęciowej rysować lub robić na drutach. To w niczym nie przypomina rzeczywistości szpitali psychiatrycznych, jaką oglądamy na amerykańskich filmach. Nie przypomina też realiów szpitali w innych krajach europejskich, gdzie standardem przypominają one trzygwiazdkowe hotele. Mają baseny, zajęcia jogi, lekcje gotowania. Jeśli pacjent jest niespokojny zajmuje się nim osobisty pielęgniarz. Jeden na jeden. W Polsce takiego chorego przypina się pasami do łóżka, bo pielęgniarz jest jeden na 35 osób. Lekarz zresztą też jeden i już dawno wyszedł, bo pracuje do 14.
To dlatego zwołaliście Pierwszy Kongres Zdrowia Psychicznego?
Dokładnie. A także dlatego, że chcemy, by w jednym miejscu spotkali się lekarze, personel medyczny, wolontariusze z organizacji działających na rzecz chorych i sami pacjenci, jako eksperci przez doświadczenie. Chcemy przypomnieć o porażce Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego na lata 2011-15, który, co zresztą stwierdziła ostatnio nawet NIK, pozostał na papierze. I zawalczyć o te dzienne ośrodki, gdzie pacjent będzie otoczony opieką nie tylko lekarza, ale także terapeuty i pielęgniarki, i jednocześnie swoich bliskich, ośrodki, które będą dawały możliwość wczesnej interwencji, a jednocześnie będą tańsze niż masowa hospitalizacja.
Czy trudno jest lobbować na rzecz tak szczególnej grupy jak pacjenci psychiatryczni?
Trudno, bo sami chorzy, z oczywistych względów, niechętnie się do choroby przyznają, A jeśli już, to nie zawsze ich aktualny stan zdrowia pozwala na jakąś działalność społeczną. No a w dzisiejszych czasach jest tak, że jak kogoś nie widać i nie słychać to go nie ma. Chcemy przełamać stygmatyzację, edukować społeczeństwo. Uczyć, m.in poprzez spotkania z ekspertami przez doświadczenie, jak pomóc osobom z chorobami psychicznymi. Taką wiedzę powinni mieć np. policjanci, księża czy nauczyciele.
Więc kiedy będzie kongres i co się na nim będzie działo?
Kongres odbędzie się 8 maja w Warszawie. Zapraszamy wszystkich zainteresowanych tematyką. Nie tylko chorych, ale także ich bliskich, wszystkich, którzy mają z nimi do czynienia. Trzeba też pamiętać, że pojęcie zdrowia psychicznego jest znacznie szersze niż depresja, schizofrenia i 'dwubiegunówka". Na kongresie usłyszymy więc, np. o depresji poporodowej czy wypaleniu zawodowym. To są problemy, które dotyczą milionów ludzi.