PolskaZamieszki przed Urzędem Wojewódzkim w Szczecinie

Zamieszki przed Urzędem Wojewódzkim w Szczecinie


Jeden policjant i jeden uczestnik manifestacji zostali ranni w zamieszkach podczas wtorkowego marszu protestacyjnego związkowców w obronie miejsc pracy w Szczecinie. Policja zatrzymała sześciu najbardziej agresywnych mężczyzn, którzy rzucali kamieniami i atakowali funkcjonariuszy.

Zamieszki przed Urzędem Wojewódzkim w Szczecinie
Źródło zdjęć: © PAP | Jerzy Undro

06.04.2004 | aktual.: 06.04.2004 20:17

Jak poinformował rzecznik zachodniopomorskiej policji nadkom. Krzysztof Targoński, wszyscy zatrzymani byli pod wpływem alkoholu.

Dodał, że policjant poszkodowany podczas demonstracji został uderzony kamieniem w kolano, natomiast ranny uczestnik protestu pośliznął się i uderzył w głowę. Został przewieziony do szpitala.

Marsz 10-tysięcznego tłumu spod szczecińskiej stoczni rozpoczął się spokojnie. Na wiecu przed nim zarówno przewodniczący Komitetu Krajowego NSZZ "Solidarność" Janusz Śniadek, jak i prezydent Szczecina Marian Jurczyk apelowali do związkowców, by protest był pokojowy.

Pierwsze butelki, puszki z napojami, petardy poleciały pod gmachem Sądu Okręgowego, gdy przedstawiciele protestujących składali petycję do prezesa sądu. W drodze pod Urząd Wojewódzki rozlegały się jedynie syreny stoczniowe, gwizdki i okrzyki. Jednak przed urzędem tłum nie wytrzymał. Zaczęto niszczyć barierki, rzucać kamieniami, butelkami, petardami. Wtedy wkroczyła policja, która użyła gazu łzawiącego. Potem pojawiły się armatki wodne.

Policja nie użyła broni gładkolufowej, mimo że w najgorętszym momencie nie wykluczano takiej ewentualności.

Niektórzy z obserwatorów demonstracji nazwali ją "pijaną". Dziennikarze, którzy szli obok manifestantów, czuli woń alkoholu.

Organizatorzy protestu, proszeni przez dziennikarkę PAP o komentarz do tego, co się wydarzyło, mówili, że "sytuacja wymknęła się spod kontroli", ale "część winy leży po stronie policji, która używając gazu łzawiącego rozjuszyła manifestujących".

W szczecińskim marszu protestu oprócz związkowców z zakładów takich jak stocznia, fabryka papieru Skolwin, Elektrownia Dolna Odra, Zakłady Chemiczne Police, wzięli udział także przedstawiciele służby zdrowia, marynarze, portowcy. Przyjechali też związkowcy z innych części Polski. Była m.in. delegacja Jedynki Wrocławskiej, PKS Kozienice, stoczniowcy z Gdyni i Gdańska.

Manifestujący skandowali hasła przeciwko rządom SLD, np. "Co za cholera wybrała Millera?". Na czele pochodu nieśli metalową klatkę, w której zawieszono portrety premiera, wicepremiera Jerzego Hausnera, wiceministra Jacka Piechoty i wojewody zachodniopomorskiego Stanisława Wziątka. Kilku z nich miało na sobie więzienne pasiaki z napisami "SLD".

Wszyscy manifestowali "w obronie swoich miejsc pracy, przeciwko bezrobociu, antyspołecznej polityce rządu". W petycji do premiera Millera, którą złożyli w Urzędzie Wojewódzkim, domagali się m.in. uznania przemysłu stoczniowego za strategiczny w polskiej gospodarce, renegocjacji umowy akcesyjnej z Unią Europejską w części dotyczącej gospodarki morskiej oraz wstrzymania procesów prywatyzacji sektora energetycznego i dofinansowania przewozów regionalnych PKP.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)