Zamiast salonu masażu dom publiczny. Sutener zatrzymany
Mężczyznę, który podejrzany jest o czerpanie korzyści z nierządu oraz ułatwianie prostytucji, ujęli w centrum Poznania kryminalni. Na trop procederu natrafili przeglądając strony internetowe, na których ogłaszają się prostytutki. Ich uwagę zwrócił anons dotyczący salonu masażu relaksacyjnego.
Podejrzane było miejsce umieszczenia ogłoszenia, a także zdjęcia, które miały reklamować usługi - komentują kryminalni ze Starego Miasta. Gdy zainteresowali się sprawą, okazało się, że ten wątek badają już kryminalni z komendy miejskiej. Połączyli więc siły. Pod koniec ubiegłego tygodnia wspólnie z pracownikami stacji sanitarno-epidemiologicznej, ZAiKS i inspektorami pracy kolejno wkroczyli do przybytku w okolicy Rybaki.
Powitały ich... dwie panie. Nie dopuściły do głosu, wręczyły ręczniki, zapoznały z ofertą, także dodatkową (chodziło o masaż ciała biustem i rękoma okolic genitaliów). Gdy wreszcie policjanci wyjaśnili, kim są, były zdezorientowane. Funkcjonariusze sprawdzili salon masażu i poszli na górę. Gdy otworzyli drzwi jednego z pomieszczeń, wybiegła naga kobieta. - Mam klienta! - krzyczała. Faktycznie, w pokoju był nagi mężczyzna. Podczas przesłuchania nie był w stanie powiedzieć, czy w lokalu oferowano usługi seksualne. Dopiero wszedłem, zdążyłem się tylko rozebrać - tłumaczył.
Policjanci ustalili jednak, że w salonie masażu pracowało kilka dziewcząt w wieku 19-30 lat. Co najmniej dwie z nich pracodawca nakłaniał do prostytucji. Choć oficjalnie zakazywał świadczenia usług seksualnych, po cichu sugerował, że sprawiłoby to zwiększenie obrotów, a kobiety więcej by zarobiły. Innymi słowy wyjaśniał, że tego rodzaju usługi byłyby mile widziane.
To jednak nie wszystko. Mężczyzna szkolił swoje pracownice. Uczył, jak sprawiać przyjemność i odprężać klientów, sam wypróbowywał ich umiejętności. Później zresztą wykorzystywał to skrzętnie: pobierał kaucję za szkolenie (od 2 do 5 tys. złotych). Wprowadził też system kar: dziewczyny musiały płacić po 100 złotych za spóźnienie czy wcześniejsze wyjście z pracy, albo za to, że nie powiadomiły SMS-em o pojawieniu się kolejnego klienta. Pracowały więc, ale nie zarabiały.
Policjanci nie mają wątpliwości, że to właściciel zarabiał na nierządzie. Z każdych 150 złotych za usługę, dostawał co najmniej 100 zł. Wiadomo, że na działalności jednej z pań zarobił około 20 tys. zł, na innej niemal 150 tys. zł.
Zatrzymany 49-latek nie przyznaje się do sutenerstwa i kuplerstwa. Przez całe przesłuchanie dyskutował z funkcjonariuszami, przedstawiał swoje racje nawet podczas kontroli w salonie masażu.
Policjanci dowiedzieli się, że dwie z kobiet chciały już wcześniej zgłosić przestępstwo organom ścigania (nie dostawały bowiem pieniędzy za pracę). Wtedy jednak pojawił się doradca podający się za policjanta. Nie groził wprost. Mówił: zastanów się, przecież masz dzieci; mogło to oznaczać zarówno że wszyscy, łącznie z maluchami, dowiedzą się, czym zajmuje się kobieta, ale także, że dzieciom stanie się krzywda. Dziewczyny wolały nie ryzykować. Tym bardziej że słyszały, że jeśli zechcą odejść z pracy, nie zostanie im zwrócona kaucja, a cały świat dowie się o ich profesji (ich zdjęcia miały być zamieszczone w internecie).
Policjanci nadal prowadzą postępowanie. Sprawą zajmuje się także ZAiKS, który stwierdził, że w lokalu był telewizor, a właściciel nie płacił tantiem. Inspektorzy sanepidu sprawdzają, czy lokal nadaje się na salon masażu i czy wydano wszelkie pozwolenia. Inspekcja pracy bada zawierane z pracownicami umowy.
Polecamy w internetowym wydaniu: www.poznan.naszemiasto.pl