Zamiast "Noworosji" będzie "Małorosja". Co się kryje za absurdalnym pomysłem separatystów?
Z dnia na dzień terytorium rosyjskich separatystów w Donbasie rozszerzyło się na całą Ukrainę i z "Noworosji" stało się "Małorosją" - przynajmniej w wyobraźni przywódcy tzw. "Donieckiej Republiki Ludowej" Aleksandra Zacharczenki, który we wtorek ogłosił powstanie nowego państwa. Zdaniem analityka Roberta Chedy, inicjatywa jest celowo niepoważna, lecz ma wysłać sygnał Zachodowi.
19.07.2017 | aktual.: 19.07.2017 22:18
Wtorkowe proklamowanie wirtualnego państwa zaskoczyło niemal wszystkich - włącznie z samymi przywódcami separatystów. Zdumiony był nawet Igor Płotnicki, lider "Ługańskiej Republiki Ludowej", drugiego z zajmowanych przez prorosyjskich bojówkarzy terytoriów, które razem miały tworzyć "Noworosję". Noworosja jest już jednak passe, bo ambicje pomysłodawców Małorosji wykraczają poza Donbas. W zamyśle Zacharczenki Małorosja miałaby zastąpić "upadłe państwo ukraińskie" i objąć granicami całe jego terytorium (choć stolicą zostałby Donieck). Separatyści opublikowali przy okazji flagę nowego państwa i napisany z błędami w edytorze tekstu projekt konstytucji.
Podobnie jak w przypadku Noworosji, zarówno flaga, jak i nazwa hipotetycznego nowego państwa nawiązuje do dalekiej historii. Flaga zawiera symbol chorągwi Bohdana Chmielnickiego, zaś "Małorosja" to termin historyczny używany w przeszłości na określenie ziem dzisiejszej Ukrainy. W bliższych nam czasach używany był przez rosyjskich nacjonalistów kwestionujących istnienie odrębnego narodu ukraińskiego.
Chłodne przyjęcie w Rosji
Co ciekawe, projekt Małorosji został przyjęty z wyraźną rezerwą przez polityków w Moskwie. Przedstawiciel Kremla w grupie kontaktowej ds. Ukrainy Borys Gryzłow stwierdził, że inicjatywa nie pasuje do procesu mińskiego i może być tylko "zaproszeniem do dyskusji".
Sprawy nie chciał komentować również rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Z kolei były przewodniczący partii Putina Jedna Rosja Andriej Czesnakow - człowiek związany z faktycznym przywódcą separatystów, bliskim doradcą Putina Władysławem Surkowem - określił go mianem projektu "bardziej literackiego niż politycznego".
Gra Moskwy czy PR-owa zagrywka separatystów?
O co więc chodzi z dziwacznym pomysłem Małorosji? Analitycy drapią się w głowy. Jedni komentatorzy uważają, że jest to próba zwrócenia na siebie uwagi przez obawiającego się o przyszłość własną i swojego quasi-państwa Zacharczenkę. Inni interpretują to jako odpowiedź na zapowiadaną przez prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki zmianę statusu Donbasu na "terytoria okupowane". Jednak zdaniem Roberta Chedy, byłego oficera Agencji Wywiadu i eksperta Fundacji Pułaskiego, Małorosja nie jest oddolną inicjatywą separatystów, a świadomym posunięciem Kremla.
- Małorosja w sposób oczywisty staje w poprzek porozumienia mińskiego. W ten sposób Rosja chce wyrazić swoje niezadowolenie ze stanu rozmów, które dopóki nie są zakończone, uniemożliwiają zdjęcie z niej sankcji - mówi Cheda, zaznaczjąc, że projekt Małorosji jest celowo niepoważny. - Moskwa gwarantuje, że Małorosja nie będzie wcielana w życie, ale bardzo prosi Zachód o przespieszenie rozmów i większy nacisk na Ukrainę - dodaje.
Zdaniem eksperta, pomysł nieprzypadkowo pojawił się po zapowiedziach Poroszenki w sprawie Donbasu oraz nieudanych rozmowach UE-Ukraina w Kijowie, które zakończyły się brakiem wspólnego komunikatu. Cheda przewiduje, że Rosja będzie chciała zmienić kanał negocjacji z formatu normandzkiego na bezpośrednie rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi.