Zamach w Turcji. Czy Ankara zaostrzy kurs wobec ISIS?
Zamach terrorystyczny w Suruç stawia pytania o dotychczasową "ambiwalentną" politykę Turcji wobec Państwa Islamskiego i wojny w Syrii. Zdaniem ekspertów, niewiele się w tym względzie zmieni. Tymczasem Kurdowie podejrzewają turecki rząd o przymykanie oczu na działalność dżihadystów.
Co najmniej 30 osób zginęło w ataku na grupę aktywistów młodzieżówki lewicowej, prokurdyjskiej Demokratycznej Partii Ludowej, której członkowie mieli wziąć udział w odbudowie Kobane w syryjskim Kurdystanie. Pierwsze informacje wskazują na to, że zamach to czyn sympatyków Państwa Islamskiego. To pierwszy tak duży zamach terrorystyczny od wybuchów w 2013 roku w Reyhanli, innej miejscowości przy granicy z Syrią, o który również podejrzewano zarówno ISIS (władze jako winnego tamtego ataku wskazały jednak syryjskie służby specjalne). Zdaniem doktora Wojciecha Szewki, zamach terrorystów na obywateli Turcji może być odwetem za podjęcie bardziej zdecydowanych działań Ankary wobec dżihadystów.
- Turcja od tygodnia, zapewne pod naciskiem Amerykanów, prowadzi akcję przeciw ekstremistom powiązanym z Państwem Islamskim. Zamknięto ich portale, zatrzymano związanych z nimi ludzi. Być może właśnie to było powodem zamachu - mówi Szewko.
Wspólnota interesów
Ekspert przyznaje jednak, że pod względem strategicznym Turcja nie jest logicznym celem ataków. Ankara prowadziła bowiem dotychczas dwuznaczną politykę wobec Państwa Islamskiego w Syrii. Turcja była krytykowana za zbyt małe zaangażowanie w walce z dżihadystami i za nieszczelną granicę, przez którą do Syrii i Iraku trafiały tysiące bojowników. Obserwatorzy mówili o przymykaniu oka na aktywność dżihadystów wewnątrz Turcji i jej biernej postawie wobec ataków ISIS na syryjskich Kurdów. Na dodatek turecka prasa zarzucała rodzimym służbom specjalnym aktywne wspomaganie ekstremistów, którym miała wysyłać broń.
- Faktycznie nie ma w tym ataku wielkiej logiki, bo nie kąsa się ręki, która cię karmi. Główny cel Ankary w Syrii jest bowiem zbieżny z tym, o który walczy Państwo Islamskie. Turcy zwalczają Asada, zwalczają Kurdów, a na dodatek rywalizują z Arabią Saudyjską i państwami Zatoki, które również popierają inne bojówki. Turcja deklaruje co prawda, że jest gotowa włączyć się do walki z Państwem Islamskim, ale tylko jeśli równocześnie koalicja uderzy w Asada. A na to nie chcą się zgodzić państwa koalicji - mówi Szewko.
Mimo to, według dr Kacpra Rękawka, analityka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Turcja może być celem ataków Kalifatu.
- To miejsce bardzo symboliczne, bo jest to siedziba ostatniego kalifatu i zajmuje ona w ideologii grupy ważne miejsce. Nie mówiąc o tym, że to kraj zlaicyzowany, a do tego sojusznik Zachodu - zauważa Rękawek.
Zmian nie będzie
Według ekspertów, zamach w Suruç nie zmieni jednak w znaczącym stopniu tureckiej polityki wobec dżihadystów i wojny w Syrii. Szczególnie, że zamach został przeprowadzony daleko od głównych tureckich metropolii, a w dodatku był wymierzony przeciwko Kurdom.
- Obserwując reakcję polityków i mediów tureckich, ta sytuacja wyglądałaby może inaczej, gdyby zaatakowani zostali politycy partii rządzącej. To byłaby podstawa dla interwencji. W tej chwili spodziewałbym się jednak kontynuowania polityki bardziej symbolicznych gestów, wymuszonych w dodatku przez Amerykanów - mówi Szewko.
- Nam się może wydawać, że Państwo Islamskie, będące tuż u granic Turcji, powinno być dla niej największym zagrożeniem. Tymczasem z perspektywy Ankary owszem, jest zagrożeniem, lecz większą obawą są Kurdowie, których pozycja w Turcji wzrosła i którzy w Syrii de facto mają swoją autonomię i są wspierani przez Zachód - mówi Rękawek. Zwraca przy tym uwagę, że pierwszą reakcją Kurdów na zamach było oskarżenie rządu Recepa Erdogana o celowe dopuszczenie do niego.
- Trzeba pamiętać o tym, że Ankara ma długą historię używania terroryzmu do wewnętrznych rozgrywek politycznych. Biorąc to pod uwagę, trudno odrzucić jednoznacznie kurdyjskie oskarżenia - mówi Rękawek, przypominając o impasie w negocjacjach pokojowych między kurdyjską partyzantką a rządem. - Mam wrażenie, że ta gra toczy się na kilku szachownicach jednocześnie. Sytuacja jest bardzo skomplikowana i być może nie dowiemy się, kto za tym wszystkim stoi - mówi analityk.
Zobacz również: Zamach w Suruc