Zamach w Jerozolimie: 16 osób nie żyje
Co najmniej 16 osób zginęło, a 60 zostało rannych w wybuchu w autobusie w centrum Jerozolimy - podała izraelska policja. Ładunek wybuchowy zdetonował zamachowiec-samobójca. Do zamachu przyznała się radykalna organizacja palestyńska Hamas. Prezydent USA George W. Bush "w najostrzejszych słowach" potępił ten akt terroru.
Agencje piszą, powołując się na załogi karetek pogotowia, o "co najmniej 30 ofiarach", nie precyzując jednak, czy chodzi o zabitych, czy łącznie o zabitych i rannych. Naoczni świadkowie mówią, że wybuch dosłownie rozerwał zatłoczony autobus.
Duchowy przywódca Hamasu szejk Ahmed Jasin powiedział Reuterowi, że zamach był odwetem za dokonaną we wtorek przez wojsko izraelskie nieudaną próbę zgładzenia lidera tej organizacji Abdelaziza al-Rantisiego. "Odpowiedź trwa" - dodał Jasin.
W Internecie do zamachu przyznało się militarne skrzydło Hamasu - Brygady Ezzedina al-Kasama. Zamachowiec dostał się do autobusu w przebraniu ortodoksyjnego żyda.
Prezydent USA George W. Bush "w najostrzejszych słowach" potępił zamach. W zeszłym tygodniu Bush uczestniczył w jordańskiej Akabie w szczycie amerykańsko-izraelsko-arabskim, poświęconym bliskowschodniemu planowi pokojowemu, zwanemu mapą drogową.
Przywódca Autonomii Palestyńskiej Jaser Arafat, bojkotowany politycznie przez Amerykanów i Izrael, potępił zamach w Jerozolimie jako akt terroryzmu i zaapelował o położenie kresu wszelkiej przemocy. Potępił też operacje izraelskie, "w których palestyńscy cywile giną, bądź zostają ranni".
Sekretarz stanu USA Colin Powell i sekretarz generalny ONZ Kofi Annan zaapelowali do stron konfliktu bliskowschodniego o dalsze poszukiwanie pokojowego rozwiązania, mimo środowego zamachu w Jerozolimie.