"Zamach w Indiach to poważna awantura wewnętrzna"
W Indiach mamy do czynienia z bardzo
poważną awanturą wewnętrzną - tak ocenił środowe zamachy
terrorystyczne w Bombaju były ambasador w Indiach Krzysztof
Mroziewicz. W wyniku zamachów zginęło co najmniej 80 osób, a około
300 zostało rannych.
26.11.2008 | aktual.: 27.11.2008 08:45
Zamachy terrorystyczne przeprowadzono w co najmniej 7 punktach miasta, w tym w dwóch luksusowych hotelach. Uzbrojeni mężczyźni strzelali na oślep z broni automatycznej, a także rzucali granaty. Według telewizji CNN napastnicy wciąż przetrzymują zakładników w hotelu "Taj Mahal".
- W ostatnich latach nic podobnego w Indiach się nie zdarzyło. To, że zaatakowano luksusowe hotele, oznacza, że bezczelność atakujących przekracza wszelkie wyobrażenie. Pakistańczycy nigdy by się nie odważyli na taki atak, więc to musi być wewnętrzna sprawa - powiedział PAP Mroziewicz.
W jego ocenie nic nie wskazywało na to, że może dojść do takiego zamachu.
- W Indiach nic takiego za mojej pamięci się nie zdarzyło i nikt nie mógł przewidzieć takich zamachów. To jest coś, czemu trzeba się dokładniej przyjrzeć - zaznaczył.
Dodał, że ataki terrorystyczne zdarzały się wcześniej w Bombaju, ale polegały one na podkładaniu ładunków wybuchowych w miejscach publicznych, natomiast jeżeli ktoś atakuje hotel, to znaczy, że jest "zdeterminowanym samobójcą".
Zdaniem Mroziewicza, technika działań terrorystów wskazuje, że za zamachami może stać grupa radykalnych fundamentalistów islamskich.
- Tylko fundamentaliści i skrajni terroryści atakują hotele pięciogwiazdkowe i przetrzymują osoby z paszportami dyplomatycznymi. Siły porządkowe zostały z całą pewnością zaskoczone, ale na pewno opanują sytuację - dodał.