Zamach terrorystyczny czy "wybryk" TVP? "Tych, którzy liczą na skandal czeka srogi zawód"
Wieczorem zakończy się pewnie dyskusja i kontrowersje wokół odcinka serialu TVP "Ojciec Mateusz", w którym miał się pojawić uchodźca posądzony o zamach terrorystyczny. - TVP ma czyste ręce - mówi osoba związana z produkcją serialu. - Może aktor chciał wypłynąć? - zastanawiają się inni.
O serialu "Ojciec Mateusz" zrobiło się głośno po tym, jak wrocławska "Gazeta Wyborcza" ujawniła treść jednego z odcinków, w którym muzułmański uchodźca miał podłożyć ładunek wybuchowy na placu zabaw. Pierwotnie w jego rolę miał wcielić się Mikołaj Woubishet, który wycofał się, a swoją decyzję wyjaśnił na Facebooku: "Mimo, że grałem już w serialach kilka razy przybyszów z najodleglejszych zakątków świata, to nigdy nie dostałem propozycji roli, która w moim odczuciu bazuje na bolesnym stereotypie złego muzułmańskiego uchodźcy. Nie chciałem firmować tego swoją twarzą, bo się zwyczajnie z tym nie zgadzam".
Internet zawrzał z oburzenia na treść planowanego odcinka. Zawrzała też sama TVP, dopatrując się w krytyce kolejnego ataku na TVP. Zaplanowany na marzec odcinek zatytułowany "Bezpieczna odległość" postanowiła wyemitować szybciej, bo już dzień po wybuchu "afery". Skąd i po co taka nagła zmiana terminu emisji i czy będą jakieś poprawki w scenariuszu, łagodzące temat, który wywołał burzę?
Jak twierdzą osoby blisko związane z produkcją serialu, żadnej zmiany w treści nie ma, bo odcinek nakręcono we wrześniu i oddano do archiwum na przełomie września i października. W jego treści nic się podobno nie zmieniło. - TVP ma czyste ręce - twierdzi osoba blisko związana z serialem, która w momencie udzielania nam wywiadu chciała mówić pod nazwiskiem, a kilkanaście minut później zadzwoniła prosząc o anonimowość i informując, że ma zakaz wypowiadania się na temat produkcji. - Przyspieszona emisja ma uciszyć tę dyskusję, a TVP będzie wygraną tego sporu. Cała dyskusja, która się rozpętała, to wyssane brednie z palca.
Czy rzeczywiście to brednie? Na stronie serialu zajawka dzisiejszego odcinka zatytułowana jest "Zamach terrorystyczny czy wybryk?", a pod nią czytamy: "Do Sandomierza mają przybyć cztery arabskie rodziny. Mieszkańcy są zaniepokojeni. Tymczasem na placu zabaw dla dzieci wybucha petarda domowej roboty. To zamach terrorystyczny czy chuligański wybryk?"
- To jest zwykły odcinek, w którym zresztą nie ma żadnego uchodźcy, tylko jest zasymilowany, mieszkający od 20 czy 30 lat emigrant ekonomiczny - mówi nasz informator. - Proszę poczekać jeszcze kilka godzin do emisji o 20:25, ale tych, którzy liczą na skandal czeka srogi zawód, a nam tylko wzrośnie oglądalność.
Lucyna Kobierzycka, agentka Artura Żmijewskiego, który gra w serialu ojca Mateusza również nie rozumie skąd to całe zamieszanie i afera wokół odcinka i także uważa, że decyzja o przyspieszonej emisji służy uciszeniu tematu i burzy, która się rozpętała. - Historia opowiedziana w dzisiejszym odcinku to konflikt rodzinny, a nie polityczny - mówi Kobierzycka. - Dyskusja wokół odcinka to sztucznie nadmuchiwana bzdura. Może aktor, który odrzucił rolę chciał, żeby jego nazwisko w końcu wypłynęło? Ostatecznie, do tej pory nikt go nie znał, a teraz wszyscy cytujemy jego imię i nazwisko z pamięci - skwitowała.