Zamach terrorystyczny czy protest antykomunistyczny?
6 października 1971 roku czterdzieści minut po północy doszło do potężnej eksplozji w auli Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu. Pomysł wysadzenia w powietrze uczelnianego budynku jako wyraz protestu przeciwko działaniom władz PRL-u przyszedł do głowy 30-letniemu tokarzowi Jerzemu Kowalczykowi. Pomagał mu starszy o sześć lat brat Ryszard (dr fizyki na tejże WSP). Ich czyn w PRL-u porównywano z działalnością terrorystyczną, dziś uznawany jest za działanie wymierzone w system komunistyczny.
06.10.2012 | aktual.: 24.10.2012 10:56
Przeczytaj wcześniejsze felietony historyczne Marty Tychmanowicz
Dla braci Kowalczyków aula WSP była symbolem reżimu komunistycznego („tutaj zganiano nas na coroczne akademie PZPR i MO. Tutaj zmuszano nas do słuchania, że nasi biskupi to zdrajcy, że studenci to warchoły”).
Zamach zaplanowano w przeddzień akademii z okazji Dnia Milicjanta (hucznie obchodzonego w całej Polsce) połączona z dekoracją funkcjonariuszy MO i SB odpowiedzialnych m.in. za stłumienie robotniczych protestów na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Wysadzenie auli w powietrze miało być więc spektakularnym aktem protestu przeciwko wręczaniu państwowych odznaczeń mordercom.
Bombę z trotylu skonstruował Jerzy Kowalczyk (pracownik techniczny WSP) według wyliczeń wykonanych przez swego brata Ryszarda. Ładunek umieścili w kanale centralnego ogrzewania pod aulą, a odpalili za pomocą przewodów elektrycznych. To właśnie kawałki tych drutów miały m.in. w przyszłości naprowadzić milicjantów na trop autorów tej detonacji.
Ponieważ do wybuchu doszło w godzinach nocnych, nikomu nic się nie stało. Zresztą intencją braci Kowalczyków było unikanie ofiar: „nie pragnęliśmy niczyjej śmierci. To milicjanci w 1970 roku celowali do robotników z karabinów i pociągali za spusty, by ich zabić”. Sam Jerzy Kowalczyk otwarcie przyznawał, że gdyby chciał wysadzić aulę wypełnioną ludźmi, to by tak po prostu zrobił, jednak zdecydowanie chciał uniknąć ofiar: „zarzucano mi potem podczas procesu, że chciałem z ludźmi i tak dalej. Gdybym chciał, to bym tak zrobił, ale nie chciałem i nie zrobiłem tak; decyzja należała tylko i wyłącznie do mnie”.
W wyniku prowadzonego śledztwa szybko zorientowano się, że sprawcy muszą znajdować się wśród pracowników uczelni. Akcji nadano kryptonim „Mrowisko”, przesłuchano blisko sześćset osób, bracia Kowalczykowie szybko stali się głównymi podejrzanymi, a w ich mieszkaniu umieszczono podsłuch. Z nagrań uzyskano niemal stuprocentową pewność, co do ich odpowiedzialności za eksplozję. „To ich rozmowy bezwiedne, bez świadomości, że są podsłuchiwani doprowadziły do zguby. Okazały się one później dowodem koronnym” – pisze Jacek Wegner w monografii historycznej „Bez świadków obrony. Historia Jerzego i Ryszarda Kowalczyków”.
Po pięciu miesiącach Jerzy i Ryszard Kowalczykowie zostali aresztowani i osadzeni w osobnych celach. Sąd Wojewódzki skazał Jerzego na karę śmierci, a Ryszarda na 25 lat więzienia, uznając ich za zaciekłych i niebezpiecznych wrogów ustroju socjalistycznego Polski Ludowej. Tak wysokie wyroki spotkały się z licznymi protestami nie tylko w Polsce (prośby o złagodzenie wyroku dla Kowalczyków do władz wysyłali m.in. Wisława Szymborska, Stanisław Lem, Daniel Olbrychski, Kazimierz Dejmek). W 1973 roku Rada Państwa zgodziła się na złagodzenie wyroku dla Jerzego do 25 lat więzienia. Dzięki przeprowadzonej na początku lat 80. społecznej akcji „Uwolnić braci Kowalczyków” skazani zostali zwolnieni warunkowo z więzienia – Ryszard w roku 1983, a Jerzy w 1985.
Przez władze oraz media PRL-owskie czyn Kowalczyków został zrównany z działalnością terrorystyczną, a jak słusznie zauważył Wiesław Ukleja z Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania: „To nie Kowalczykowie byli terrorystami, ale zbiorowym terrorystą był reżim polityczny, który sprawował nad Polską nadzór w imieniu Związku Radzieckiego”.
Ryszard Kowalczyk w rozmowie z autorem książki Jackiem Wegnerem lata spędzone w więzieniu podsumowuje: „Obaj z Jurkiem inwalidami jesteśmy do dziś i najprawdopodobniej pozostaniemy do końca życia”.
Dwa lata temu w Gdańsku w roku 2010 dokonano odsłonięcia tablicy pamiątkowej poświęconej Kowalczykom przy Pomniku Poległych Stoczniowców. Rok temu w 40. rocznicę wysadzenia auli podobna tablica miała zawisnąć w Opolu na miejskim ratuszu, jednak prezydent miasta Ryszard Zembaczyński wycofał się z tej decyzji w ostatniej chwili, tłumacząc się kontrowersyjnym odbiorem czynu Kowalczyków przez samych mieszkańców miasta: „Niestety, wciąż wśród większości opolan ten czyn braci jest źle postrzegany”. Wcześniej na taką tablicę upamiętniającą na swoich murach nie zgodził się senat Uniwersytetu Opolskiego ani opolski Instytut Pamięci Narodowej.
Jacek Wegner „Bez świadków obrony. Historia Jerzego i Ryszarda Kowalczyków”, Kraków 2008; wykład wygłoszony przez Zbigniewa Bereszyńskiego w październiku 2006 roku na sympozjum „Dramat braci Kowalczyków: ślepy zaułek czy początek opolskiej drogi do wolności?".