Załoga Tu‑154 nie powinna być dopuszczona do lotu
"Dowódca kapitan Protasiuk z zawieszonymi wszystkimi uprawnieniami, bez ważnych dopuszczeń do lądowania. Nawigator pokładowy bez praktycznego przeszkolenia na samolocie Tu-154M i bez uprawnień. Drugi pilot przy niewielkim doświadczeniu. Załoga nie powinna być dopuszczona do lotu w dniu 10 kwietnia 2010 r." - tak brzmi fragment ekspertyzy biegłych powołanych przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie. Reporterzy portalu tvn24.pl dotarli do raportu biegłych przygotowanego dla prokuratury wojskowej, badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej.
Biegli wskazują, że taki dobór załogi nie był przypadkiem a jedną z przyczyn katastrofy smoleńskiej był rozkład elitarnego 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Eksperci podkreślają, że nieprawidłowości w jednostce miały miejsce przez lata, od 2004 roku.
"Takie podejście do nadzoru (nad specpułkiem - red.) nie pozwoliło na wykrycie wieloletnich i ciągle powtarzających się poważnych i oczywistych, groźnych dla bezpieczeństwa lotów wyżej opisanych niewłaściwości" - czytamy w ekspertyzie.
Fałszerstwa w czasie szkoleń
Eksperci odtworzyli przebieg służby wszystkich członków załogi Tu-154M. Zauważają, że kapitan Arkadiusz Protasiuk trafił do 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego prosto ze szkoły w Dęblinie, co "było niewłaściwe". Biegli podkreślają, że pilot szkolenie na dowódcę tupolewa rozpoczął w 2008 roku według przyspieszonego programu nauki. "Okrojony program zawiera tylko 30 proc. ćwiczeń przewidywanych w pełnym szkoleniu" - piszą autorzy opracowania. Dodatkowo, wszystko wskazuje na to, że kapitan Protasiuk nie miał nawet prawa rozpoczynać takiego szkolenia, bo nie zdobył drugiej klasy pilota wojskowego.
Biegli dodają, że pierwszy pilot nigdy nie wykonał wszystkich ćwiczeń przewidzianych w skróconym programie. "Mogło to skutkować słabymi nawykami w zakresie pilotowania samolotu i dowodzenia załogą. Tym bardziej, że kpt. Protasiuk miał znikome doświadczenie jako dowódca Jaka-40 (102 godziny w okresie trzech lat)" - zaznaczają eksperci.
Podkreślają, że w czasie lotu egzaminacyjnego pilota zafałszowano warunki atmosferyczne, co sprawiło, że ówczesny dowódca 36. SPLT "bezpodstawnie nadał kpt. Protasiukowi uprawnienia do lotów dyspozycyjnych i treningowych na samolocie Tu-154 M z lewego fotela w charakterze dowódcy załogi". Kolejne fałszerstwa biegli odkryli w dokumentacji ćwiczeń kapitana Protasiuka.
TVN 24 zauważa, że z opinii biegłych nie wynika, czy osoby odpowiedzialne za fałszerstwa i ludzie, którzy akceptowali wyniki szkoleń i egzaminów, w których - według biegłych - doszło do fałszerstw, usłyszą zarzuty. Ocenić to muszą śledczy z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Członkowie załogi
Podobnie jak Protasiuk, także major Robert Grzywna do 36. SPLT również trafił wprost z Dęblina i przeszedł takie same szkolenia, które pozwoliły mu otrzymać uprawnienia drugiego pilota. "Istotnym zaniedbaniem w procesie szkolenia w chmurach, przy ich braku, było nie użycie zasłoniętej kabiny. Takie szkolenie niezawierające głównego czynnika, jakim jest brak kontaktu wzrokowego z ziemią, nie powinno być zaliczone" - twierdzą eksperci. Dodają, że "fakt niewykonania minimalnej liczby lotów nakazanej programem przyspieszonego szkolenia należy traktować jako niewykonanie tego programu".
Z kolei porucznik Artur Ziętek nigdy nie uzyskał uprawnień do pełnienia funkcji nawigatora. W 2009 roku szef 36. SPLT skierował go ćwiczeń w powietrzu, ale Ziętek ich nie rozpoczął. Zaczął po prostu latać jako nawigator. Do chwili katastrofy w Smoleńsku odbył 29 lotów, w tym 14 nocnych. "Było to absolutnie niedopuszczalne ze względu wymogi bezpieczeństwa lotów" - zauważają biegli.
Okazuje się, że tylko technik pokładowy Andrzej Michalak odbył pełne szkolenie i miał prawo przebywać 10 kwietnia 2010 roku na pokładzie prezydenckiego tupolewa.
Odpowiedzialni?
36. SPLT bezpośrednio podlegał Dowódcy Sił Powietrznych, czyli od 2007 roku generałowi Andrzejowi Błasikowi. Eksperci uważają, że całe kierownictwo sił powietrznych nie wykryło “występujących od wielu lat, w sposób ciągły groźnych dla bezpieczeństwa lotów” nieprawidłowości przy szkoleniu załóg. "Powtórzenie się nieprawidłowości związanych z katastrofą CASA również w katastrofie samolotu Tu-154M świadczy o braku kontroli ze strony Dowódcy Sił Powietrznych (…) i przyczyniło się do zaistnienia katastrofy w dniu 10.04.2010" - piszą biegli.
Dodają, że 36. specpułk zaczął tracić swoją elitarność przez decyzję ministra obrony narodowej Jerzego Szmajdzińskiego z 2004 roku o nowej siatce etatów, która spowodowała obniżenie wynagrodzeń i zarazem "ograniczyła możliwość rozwoju pilotów". "Piloci, dowódcy i instruktorzy samolotów Tu-154M o dużym doświadczeniu, widząc konkurencyjne uposażenie w lotnictwie cywilnym, niejasną sytuację w odniesieniu do kadry wojskowej, zaczęli opuszczać wojsko" - uważają autorzy ekspertyzy.
"Dążąc do zagwarantowana realizacji lotów dyspozycyjnych stawianych priorytetowo przez ministra obrony narodowej, dowództwo 36 SPLT, mając akceptację dowódcy sił powietrznych, łamiąc przepisy i zasady szkolenia lotniczego, podjęło się realizacji oczekiwań przełożonych kosztem bezpieczeństwa lotów" - podsumowują biegli.