ŚwiatŻałoba w Gruzji. Siedmiu żołnierzy zginęło w Afganistanie

Żałoba w Gruzji. Siedmiu żołnierzy zginęło w Afganistanie

Spoza państw członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego żaden inny kraj nie wystawił tylu żołnierzy na afgańską wojnę, co Gruzja. Aspirujący do NATO Gruzini stracili na zachodnich wojnach w Iraku i Afganistanie prawie 40 żołnierzy, ale nie przybliżyli się do NATO.

Żałoba w Gruzji. Siedmiu żołnierzy zginęło w Afganistanie
Źródło zdjęć: © AFP | Tony Karumba

07.06.2013 | aktual.: 07.06.2013 14:48

Piątek ogłoszony został w Gruzji dniem żałoby. Dzień wcześniej, w samobójczym zamachu bombowym w afgańskiej prowincji Helmand talibowie zabili 7 gruzińskich żołnierzy. Kilkunastu żołnierzy zostało rannych.

Od 2004 r., kiedy pierwsze gruzińskie wojska wylądowały w Afganistanie, na tamtejszej wojnie zginęło już 31 Gruzinów. Po wyprawie wojennej do Kosowa (obyło się bez ofiar) i Iraku (5 zabitych), Afganistan to kolejna w ostatnich latach zachodnia wojna, na którą zaciągnęli się Gruzini, by zostać przyjętymi do NATO.

Wstąpienie do NATO stało się najważniejszym celem polityki zagranicznej Gruzji odkąd jesienią 2003 r. władzę w Tbilisi przejął w wyniku ulicznej "rewolucji róż" prezydent Micheil Saakaszwili. Członkostwo w NATO miało gwarantować Gruzji bezpieczeństwo przed wrogością Rosji, niedawnej metropolii kolonialnej.

O przymierze z Zachodem zabiegał już poprzednik Saakaszwilego, Eduard Szewardnadze, ostatni minister dyplomacji komunistycznego imperium Związku Radzieckiego. To on, w 1999 r., posłał 200 gruzińskich żołnierzy do Kosowa, by wraz z wojskami Zachodu pilnowali tam wymuszonego przez NATO pokoju.

O ile dla Szewardnadzego dobre relacje z Zachodem miały służyć za instrument do dyplomatycznych targów z Rosją, Saakaszwili nie chciał mieć z Rosją nic do czynienia. Postawił wszystko na jedną kartę - jak najbliższe przymierze z NATO, a przede wszystkim z USA. Amerykanie zaczęli szkolić i zbroić gruzińskie wojsko, a NATO wychwalało Gruzję jako prymuskę w wywiązywaniu się z zobowiązań, od których spełnienia miało zależeć przyjęcie Tbilisi do Sojuszu.

Aby tę chwilę przyspieszyć, Saakaszwili wysłał gruzińskie wojska na wojnę w Iraku. W 2003 r. Szewardnadze posłał 70 żołnierzy. Odkąd władzę przejął Saakaszwili gruziński kontyngent rozrastał się z każdym rokiem. W 2004 r. Gruzinów na irackiej wojnie było już trzystu, w 2005 r. - prawie tysiąc, a latem 2007 r. w Iraku biło się już ponad 2 tys. Gruzinów. W pewnej chwili, po Amerykanach i Brytyjczykach, Gruzini stanowili najliczniejszych kontyngent wojskowy na irackiej wojnie.

Saakaszwili wycofał ich w sierpniu 2008 r., gdy sama Gruzja została najechana przez Rosję i musiała stoczyć z nią przegraną, 5-dniową wojnę, w wyniku której straciła prawie 200 żołnierzy.

Zachód, pod którego opiekę starała się oddać Gruzja nie tylko nie uchronił jej przez napaścią ze strony Rosji, ale po wojnie zachodni przywódcy zaczęli traktować Saakaszwilego jako awanturnika, który dał się Rosji sprowokować do wojny i wciągnął Zachód w kłopotliwe położenie.

Kiedy w 2009 r. George Bush, główny mecenas Saakaszwilego na Zachodzie, złożył prezydencką władzę w Waszyngtonie (drugi sprzymierzeniec, prezydent Polski Lech Kaczyński zginął w 2010 r. w katastrofie samolotowej), a jego następca Barack Obama ogłosił, że będzie się troszczył o lepsze stosunki z Rosją, na Zachodzie mało kto już wspominał o choćby teoretycznej możliwości przyjęcia Gruzji do NATO.

Mimo to, nie dając za wygraną i próbując przekonać do siebie Zachód, Gruzja nie wycofała, ale wysyłała wciąż nowych żołnierzy na wojnę do Afganistanu. Z symbolicznego 50-osobowego oddziału w 2004 r., jesienią zeszłego roku, gdy na Zachodzie przywódcy zachodzili w głowę jak najszybciej wycofać wojska z afgańskiej wojny (zrobiły to już Kanada, Holandia i Francja), rząd niespełna 5-milionowej Gruzji postanowił podwoić swój kontyngent w Afganistanie z 800 żołnierzy do półtora tysiąca. Żaden kraj spoza NATO nie wystawił większej armii na afgańską wojnę niż Gruzja.

Gruzini, w ogromnej większości, zostali w dodatku skierowani do pomocy Amerykanom i Brytyjczykom w południowej prowincji Helmand, jednej z najważniejszych twierdz talibów i głównym narkotykowym zagłębiu Afganistanu.

Gruzini obiecali też Amerykanom i NATO, że jeśli będzie taka potrzeba, pozostawią swoich żołnierzy w Afganistanie nawet po 2014 r., kiedy Zachód zamierza wycofać się z afgańskiej wojny i zabrać z niej swoje wojska.

Pierwszy gruziński żołnierz w Afganistanie zginął w 2010 r. Rok 2013 r., choć nie minęła go nawet połowa już okazał się najkrwawszym - zginęło 10 Gruzinów.

Aleksander Rusiecki, dyrektor Kaukaskiego Instytutu Bezpieczeństwa Regionalnego uważa, że o ile jeszcze kilka lat temu Gruzini popierali udział swoich wojsk w zachodnich wojnach w Iraku i Afganistanie, dziś, rozczarowani Zachodem, w ogromnej większości uważają, że wyprawy wojenne nie przyniosły Gruzji żadnego pożytku.

- Dziś panuje opinia, z którą się zgadzam, że Saakaszwili (który jesienią składa urząd prezydenta) wysyłał wojska na wojny do Iraku i Afganistanu, by samemu przypodobać się Zachodowi i zyskać dla siebie jego polityczne poparcie - mówi Rusiecki. - Wykazałby się naiwnością, gdyby liczył, że w ten sposób przybliży Gruzję do NATO. Myślę jednak, że chodziło mu tylko o umocnienie swojego panowania.

PAP, Wojciech Jagielski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)