Zakończenie procesu ws. usypiania psów w schronisku
Kar więzienia w zawieszeniu, a także 5-
letniego zakazu wykonywania zawodu lekarza weterynarii zażądała prokurator w procesie trzech oskarżonych o nadmierne i
nieuzasadnione usypianie psów w schronisku dla zwierząt w
Białymstoku cztery lata temu. Wyrok zostanie ogłoszony za tydzień.
13.07.2005 14:25
Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku zakończył się ponowny proces w tej sprawie. W pierwszym procesie sąd uniewinnił oskarżonych, ale sąd wyższej instancji uchylił wyrok i nakazał sprawę rozpoznać jeszcze raz.
Dla kierownika schroniska Franciszka P. prokurator zażądał kary roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, a dla dwóch współoskarżonych weterynarzy Zbigniewa S. i Mariana N. kar ośmiu miesięcy w zawieszeniu na 3 lata i pięcioletniego zakazu wykonywania zawodu lekarza. Prokurator chce także, by zapłacili nawiązki - kierownik schroniska w wysokości 2 tys. złotych i po 900 zł lekarze weterynarii.
Prokurator powiedziała, że z materiału dowodowego w sprawie wynika, że oskarżeni są winni zarzucanych im czynów. To samo powtórzyła oskarżyciel posiłkowy, przedstawicielka Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (TOnZ).
Prokuratura zajmowała się sprawą właśnie po doniesieniu TOnZ. Według Towarzystwa, w białostockim schronisku w latach 1998-2001, bez podstaw uśpiono ponad pół tysiąca psów. W akcie oskarżenia żadna liczba uśmierconych zwierząt nie była jednak wymieniana. Liczbę 527 uśpionych psów towarzystwo podało na podstawie wyników swojej kontroli przeprowadzonej w placówce.
Inspektorzy TOnZ zarzucali też, że w trakcie usypiania, psy były źle traktowane, żywe chodziły po martwych. Padły też zarzuty, że psów w schronisku było zbyt dużo i ciągle odławiano kolejne - placówka zwoziła bezpańskie zwierzęta z ościennych gmin, gdyż dostawała za to pieniądze od samorządów.
Wszyscy oskarżeni domagają się uniewinnienia. Obrończyni Zbigniewa S. mówiła w swojej mowie końcowej, że nie da się zaprzeczyć temu, iż w schronisku usypiano psy, ale kara za to musi być "zindywidualizowana". Według niej, jej klient działał na rzecz poprawy sytuacji psów w schronisku i tak się stało, bo znacznie spadła liczba eutanazji zwierząt z 50% kilka lat temu do 11% obecnie.
Obrończyni podkreślała, że psy były usypiane, bo placówka nie miała pieniędzy na ich leczenie ani odpowiednich warunków. Na leczenie stu zwierząt było rocznie 5 tys. złotych, podczas gdy leczenie nosówki u psa kosztuje 400 zł.
Obrońca powiedziała, że to iż w białostockim schronisku äpsy chodziły po trupach innych psów i gniły w betonowych dołachö to już historia. Przypomniała, że znowelizowana ustawa o ochronie zwierząt dopuszcza usypianie zwierząt z trzech powodów: względów gospodarczych, choroby lub agresji i jej zdaniem tylko z takich powodów usypiano psy w białostockim schronisku.
Kierownik schroniska bronił się tłumacząc, że przejął schronisko od TOnZ i sprawa jest "zemstą" Towarzystwa. Podkreślał, że za czasów TOnZ schronisko było w äruinieö. Teraz kiedy placówkę dofinansowała gmina Białystok jest znacznie lepiej. Psy mają nowe boksy, jest ambulatorium z podstawowymi warunkami do leczenia. Nie poleciłem nikomu zabijania psów - mówił Franciszek P.
Weterynarz Marian N. powiedział, że wszystkie kontrole przeprowadzane w schronisku wykazywały, że jest ono niedoinwestowane. Przyznał, że choroby "dziesiątkowały" tam psy. Powiedział też, że w takiej sytuacji wybrał dla nich lepszą śmierć - bo eutanazja po grecku ma właśnie takie znaczenie - niż umieranie w mękach.