Zaklejone usta w PE - premier Węgier w ogniu krytyki
Węgierski premier Viktor Orban znalazł się w ogniu krytyki ze strony europosłów za przyjętą na Węgrzech kontrowersyjną ustawę medialną. Część posłów przywitała go z zaklejonymi ustami i pustymi czołówkami węgierskich gazet z napisem "ocenzurowano".
Protest i krytyczne uwagi ze strony socjalistów, liberałów i Zielonych zdominowały debatę, która miała być poświęcona priorytetom węgierskiego przewodnictwa w UE. Lider Zielonych Daniel Cohn-Bendit posunął się do nazwania Orbana "europejskim Chavezem, nacjonalistycznym populistą, który nie rozumie idei demokracji". Orban odpierał krytykę, zarzucając posłom "obrazę węgierskiego narodu".
- Proszę wycofać ustawę i przedstawić lepszą, bardziej zrównoważoną - apelował lider socjalistów Martin Schulz. Protestował głównie przeciwko temu, że wpływowa Rada ds. Mediów, wybierana przez węgierski parlament, ma prawo karać media za "niezrównoważone politycznie" publikacje, a wszyscy członkowie Rady (pięć osób) należą do partii rządzącej Fidesz.
Obrońcy praw człowieka i wolnych mediów uważają ustawę za próbę tłumienia swobody wypowiedzi. Schulz skrytykował też Orbana za dywan, ułożony w budynku Rady UE w Brukseli z okazji węgierskiej prezydencji. Widnieje na nim m.in. mapa historycznych, wielkich Węgier sprzed 1848 roku. - Co panu to da? Co to za symbol, co to za przesłanie? - dociekał niemiecki europoseł.
- Mam nadzieję, że wykorzysta pan większość dwóch trzecich (w swoim parlamencie), by zagwarantować pluralizm i zmienić ustawę możliwe najszybciej - powiedział lider liberałów Guy Verhofstadt.
- Zrównoważona informacja nie istnieje. Czy Nixon uważałby za zrównoważone informacje na temat Watergate? Czy George W. Bush - na temat Abu Ghraib? Informacja musi przeszkadzać politykom, dlatego pana ustawa nie jest w dzisiejszych czasach zgoda z wartościami UE - uznał Cohn-Bendit, który odmówił udziału w tradycyjnym obiedzie szefów frakcji z przedstawicielem nowego unijnego przewodnictwa.
Orban apelował do eurodeputowanych, by nie mieszać krytyki polityki węgierskiej z unijną prezydencją. - Jestem gotowy do walki. Ale jeśli to państwo zrobią, to ucierpi cała UE - ostrzegł. Powtórzył obietnicę, że Węgry zmienią ustawę, jeśli okaże się to konieczne po ocenie, prowadzonej obecnie przez Komisję Europejską.
- Jeśli ktoś chce walczyć o wolność prasy, to może liczyć na pomoc antykomunistycznego rządu węgierskiego, który ma doświadczenia w tej materii - zadeklarował.
Swój kraj przedstawił jako ten, który po II wojnie światowej "przelał najwięcej krwi za demokrację i za wolność" i wraz z rewolucją 1956 roku "był tym, który jako pierwszy zaczął demontować system komunistyczny i walczyć zbrojnie z ZSRR". - Jako pierwsi pokazaliśmy światu, że komunizm to nie niewinna ideologia, ale podstawowe zagrożenie dla cywilizacji Zachodu - podkreślił. - Wybiliśmy pierwszą cegłę z muru i to doprowadziło do upadku całego systemu.
Debatę uznał za interesującą, ale zarzucił posłom, że opierają się na fałszywych przesłankach. - Nie wszystko, o czym gazety piszą, jest trafne - wytknął. Powiedział m.in., że Rada ds. Mediów nie ma prawa nakładać kar za "niezrównoważone informacje".
- Problemem nie jest ustawa jako taka. Państwu przeszkadza rząd w Europie, który ma poparcie dwóch trzecich w parlamencie - powiedział. Protestował też przeciwko twierdzeniom, że Węgry są na drodze do dyktatury. - Jeśli ktoś mówi coś takiego, to jest to obrazą dla narodu węgierskiego - powiedział.
Po jego podsumowującym wystąpieniu rozgorzała burzliwa wymiana zdań, a posłowie przerywali sobie nawzajem.
Schulz odparł Orbanowi: - Nikt nie obraża węgierskiego narodu, krytykując jakąś ustawę!. A Cohn-Bendit dodał: - Pan jest dumny ze swojego kraju i ma pan rację, ale demokracja nie zawsze jest po stronie większości. Gdy pan twierdzi, że powiedzieliśmy coś przeciwko narodowi węgierskiemu, to to jest populizm!.
Prowadzący debatę przewodniczący PE Jerzy Buzek tonował nastroje. Potem na konferencji prasowej podkreślił, że posłowie mieli prawo do wyrażenia niepokoju o wolność mediów na Węgrzech. - Jest ważne, żebyśmy zgłaszali wątpliwości, jeśli je mamy - powiedział. Dodał, że on sam o ustawie medialnej rozmawiał już z Orbanem dwukrotnie - w ub. roku i przed debatą.
Na konferencji z Buzkiem Orban kontynuował odpieranie ataków. - Nie ma problemu ze składem Rady ds. Mediów, bo została wybrana głosami dwóch trzecich w parlamencie - argumentował i zwrócił uwagę, że większość, jaką dysponuje jego rząd, nie jest problemem, z którym to on musi sobie radzić i "trzeba się do tego przyzwyczaić".
I ponownie zarzucił europejskiej lewicy, że krytykuje go z niskich pobudek. - Większość dwóch trzecich mojej partii w parlamencie stawia pod znakiem zapytania przyszłość węgierskiej lewicy. Więc dlaczego lewica ma mnie lubić? - pytał.
Szef Komisji Europejskiej Jose Barroso (także chadek) cieszył się z zapowiedzi węgierskiego premiera, że dostosuje się on do ewentualnych uwag KE. - Może pan liczyć na nasze pełne poparcie. Ta prezydencja musi zakończyć się sukcesem! - powiedział. Także szef chadeckiej frakcji Joseph Daul zadeklarował zaufanie do Orbana, należącego do tej samej rodziny politycznej. Uznał, że Fidesz to "partia, która opiera się na wartościach podstawowych, jakimi są wolność i demokracja". Tylko niewielu posłów (węgierskich oraz chadeków i konserwatystów z innych krajów) broniło w ten sposób premiera.
Jacek Kurski (PiS) protestował przeciwko "atakom na tle ideologicznym", uznając je za "zemstę za skuteczny konserwatyzm wprowadzany w życie" przez rząd Orbana. Kurski uznał zarzuty stawiane Węgrom za niesprawiedliwe, mówiąc, że "w Polsce jest rada ds. mediów zdominowana przez opcję rządzącą, która doprowadza do wyrzucania" z mediów dziennikarzy o konserwatywnych poglądach. - I nikt nie protestuje - powiedział.