Zagraniczny pacjent lepszy
Nasze ubogie szpitale mogłyby nieźle
zarobić. Jak? Lecząc cudzoziemców. Jednak ani Ministerstwo Zdrowia
ani Narodowy Fundusz Zdrowia nie potrafią stwierdzić, czy wolno im
zawierać zagraniczne umowy. Na oddział krótkoterminowej
detoksykacji alkoholowej bydgoskiego Wielospecjalistycznego
Szpitala Miejskiego mogą już wkrótce trafić alkoholiczki z
Niemiec. Pacjentki miałyby tu pełną anonimowość. Zależy im na tym,
bo są to osoby z pozycją - aktorki, lekarki i prawniczki - pisze
"Rzeczpospolita".
23.10.2004 | aktual.: 23.10.2004 11:30
Za jedną niemiecką pacjentkę oferuje się nam 4 razy więcej niż płaci nam obecnie NFZ - mówi Andrzej Lipkowski, dyrektor szpitala. Dla niemieckiej kasy chorych i tak jest to bardzo opłacalne - za leczenie pacjentek u siebie musiałaby zapłacić dwa razy więcej. Wojewódzki Szpital Rehabilitacyjny w Górowie Iławeckim (Warmińsko-Mazurskie) już leczy Rosjan, za których płaci duński ubezpieczyciel. Porozumienie w tej sprawie podpisały powiat bartoszycki, Bagrationowsk z obwodu kaliningradzkiego i samorząd Bornholmu. Za jeden dzień pobytu rosyjskiego pacjenta Duńczycy płacą szpitalowi 150 zł, NFZ za polskiego - 90 zł - podaje dziennik.
Nie wszystkie łóżka wykorzystujemy, dlaczego więc mamy na nich nie zarabiać? - pyta Danuta Kunicka, dyrektor placówki. Na takie umowy zezwala mi statut szpitala - dodaje. Czy to legalne? Nie wiadomo. Propozycje leczenia pacjentów przysyłają firmy z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Szwecji i Danii. Nie wiadomo, ile szpitali takie umowy zawarło, bo ani Narodowy Fundusz Zdrowia, ani ministerstwo nie zbiera takich informacji - informuje "Rzeczpospolita".
Dyrektorzy szpitali mają jednak problem - nie wiedzą, czy wolno im zawierać umowy bezpośrednio z zachodnimi ubezpieczycielami. Nikt na to pytanie nie potrafi odpowiedzieć. Gdy zapytaliśmy NFZ, odesłano nas po informację do ministerstwa. Tam po dwóch tygodniach dowiedzieliśmy się, że na takie pytanie "nie można odpowiedzieć jednoznacznie" - pisze gazeta. Powyższe kwestie będą regulować przepisy w zależności od konkretnego przypadku - tłumaczy rzecznik resortu Ewa Gwiazdowicz. (PAP)