Zaginięcie 43 studentów w Meksyku - ostatnie aresztowania pomogą rozwiązać tę zagadkę?
Ta historia jak w soczewce pokazuje patologię sfery bezpieczeństwa w Meksyku. Sześć tygodni temu w mieście Iguala, na południowym zachodzie kraju, policja - jak twierdzą świadkowie i śledczy - zatrzymała kilkudziesięciu niepokornych studentów, a potem... przekazała ich w ręce gangsterów. Kierować wszystkim mieli skorumpowany burmistrz i jego żona. Los 43 studentów jest nadal nieznany, choć przy okazji poszukiwań odkryto kilka masowych grobów. Niedawno aresztowano głównych podejrzanych: zbiegłego lokalnego polityka i jego małżonkę. Być może teraz zagadka zaginięcia młodych ludzi zostanie rozwiązana?
Prezydent Meksyku Enrique Pena Nieto osobiście zaangażował się w śledztwo ws. 43 studentów i nawet spotkał się z ich rodzicami. Ale to wszystko na nic, bo frustracja Meksykanów rośnie z każdym dniem, który nie przynosi nowych wieści o zaginionych. A minęło ich już ponad 40.
Feralny wieczór
26 września grupa studentów kolegium nauczycielskiego w Ayotzinapa, znanego z działalności lewicowych aktywistów, pojawiła się w Iguali. Według jednej wersji, opisywanej przez BBC News, chcieli demonstrować przeciwko nierównościom w zatrudnieniu i przy okazji zebrać pieniądze dla szkoły; a według innej, przytaczanej m.in. przez agencję Associated Press, zająć autobusy, które miały im posłużyć do transportu podczas przyszłych protestów. Tak czy inaczej, studenci wybrali bardzo złą datę na swoją akcję. Tego samego dnia podczas imprezy dobroczynnej przemawiać miała żona burmistrza - Maria de los Angeles Pineda. Zdaniem meksykańskich mediów, ta zbieżność nie pozostała bez wpływu na dalsze losy studentów.
Obawiając się protestów w trakcie uroczystości żony, burmistrz - José Luis Abarca Velázquez - miał nakazać policji przepędzić przyszłych nauczycieli. Potwierdzają to ujawnione przez prokuraturę zeznania niektórych funkcjonariuszy. Skończyło się starciami z policją, która - jak relacjonowało BBC News - otworzyła ogień do autobusów studentów. Tego wieczora zginęło sześć osób, a 43 przepadły bez wieści.
Według ustaleń śledczych studenci trafili ostatecznie w ręce lokalnych gangsterów z Guerreros Unidos, którzy byli powiązani tak z policją, jak i rządzącą miastem parą. Zdaniem prokuratury to właśnie Abarca i Pineda są prawdopodobnymi organizatorami całej akcji. Pineda ma nawet krewnych wśród członków kartelu narkotykowego. A Abarca, jak pisze AP, rzekomo dostawał co kilka tygodni po 220 tys. dol. łapówki, za którą kupował także posłuszeństwo policji. Małżeństwo zniknęło kilka dni po zdarzeniu z studentami.
Cały Meksyk żyje sprawą zaginionych "43"
Rodziny zaginionych sprawiły jednak, że o "43" usłyszał cały Meksyk. Rozpoczęto niezależne śledztwo, które doprowadziło do aresztowania pół setki ludzi - policjantów, lokalnych oficjeli i przestępców. Jak opisuje brytyjski serwis, złapany w połowie października rzekomy lider Guerreros Unidos, Sidronio Casarrubias, zeznał, że to policja przekazała studentów gangsterom. Miał on dostać informację, że to członkowie konkurencyjnego kartelu. Przyszłych nauczycieli zapakowano na półciężarówki i wywieziono za miasto. Tu ślad po nich ginie.
Inni członkowie gangu, których zatrzymano, twierdzą, że zamordowali młodych ludzi. Podczas poszukiwań faktycznie odkryto na wzgórzach otaczających Igualę tuzin masowych grobów, ale według badań DNA, nie było w nich ciał studentów. Co się z nimi stało? Ich rodziny żyją nadzieją, że jeszcze ich zobaczą.
Być może w rozwiązaniu tej zagadki pomoże niedawne aresztowanie burmistrza Iguali i jego żony. Parę złapano we wtorek w stolicy kraju. Policja wpadła na trop małżeństwa podczas śledzenia ich dawnej współpracowniczki.
Szybkich odpowiedzi oczekują już nie tylko krewni zaginionych studentów, ale także zwykli obywatele. Przez kraj, który od dawna zalewają kolejne fale przemocy związanej z działalnością karteli narkotykowych, przetoczyły się w ostatnich tygodniach protesty oburzenia sprawą z Iguali. Jak relacjonowała agencja Associated Press, w środę w stolicy kraju doszło do kolejnej demonstracji. - Zabrali ich żywych i żywych chcemy ich odzyskać - krzyczał tłum.
Według danych AP, od 2006 r., gdy meksykańskie władze wypowiedziały wojnę gangom narkotykowym, w kraju zaginęło ponad 22 tys. osób.
Źródła: BBC News, AP, WP.PL.