Żądamy WF bez ocen!
WF powinien być zachętą do ruchu, a nie nudnym zestawem ćwiczeń premiowanych oceną. Zdejmijmy gimnastykę z cenzurek. Tylko to pozwoli nam poprawić zły stan zdrowia młodzieży.
30.08.2007 | aktual.: 05.09.2007 11:58
Wraz z początkiem roku szkolnego powraca narastający w ostatnich latach problem niechęci do lekcji wychowania fizycznego. Filip, warszawski gimnazjalista, nienawidzi tego przedmiotu, bo ocena z WF zaniża mu średnią w granicach szóstki. Za uczestnictwo w lekcjach i noszenie stroju dostaje na koniec roku czwórkę i jest to jedyna czwórka na jego świadectwie. Ćwiczyć nienawidzi, bo koledzy drwią z jego słabej kondycji fizycznej.
Majka rozpoczynająca w tym roku naukę w krakowskim liceum drży na myśl o nowym wuefiście. Podobno jest byłym sportowcem, bardzo wymagającym, a ona, lekko przy kości, raczej nie należy do sportowych orłów. Od początku wakacji błaga więc rodziców, by załatwili jej całoroczne zwolnienie z lekcji WF.
Nie chcę chodzić na lekcje WF
Ilu uczniów w Polsce nie chodzi na zajęcia wychowania fizycznego, nie wiadomo. Ministerstwo Edukacji takich statystyk nie prowadzi. Na szczęście dane z własnej inicjatywy zbierają niektóre kuratoria i ośrodki zdrowia. I wynika z nich, że sytuacja wygląda źle. W Krakowie w ubiegłym roku stałe zwolnienia miało 10% młodzieży ponadgimnazjalnej, czyli 15 tysięcy uczniów. Podobnie jest w Gdańsku i Łodzi, gdzie w ogóle nie ćwiczy 10% uczniów. W trójmiejskich liceach i technikach problem dotyczy 40% dziewcząt. Kuratorzy, dyrektorzy i nauczyciele nie mają złudzeń – zwolnienia z WF to już zjawisko nagminne.
Załatwienie takiego świstka papieru jest dziecinnie proste. Powodem może być nawet uczulenie na kurz. Lekarze najczęściej wypisują zwolnienia trzymiesięczne, przedłużane kilkakrotnie w ciągu roku. Krótkoterminowe masowo podpisywane są przez rodziców. Problemu nie dostrzega jednak Ministerstwo Edukacji, które sprawuje kontrolę nad lekcjami wychowania fizycznego. O narastającym zjawisku opuszczania lekcji WF nikt – ani z ekipy byłego ministra edukacji Romana Giertycha, ani obecnego Ryszarda Legutki – nie chciał z nami rozmawiać. Jedyna w tej dziedzinie inicjatywa ministerstwa w tym rządzie to propozycja Romana Giertycha zastąpienia jednej godziny wychowania fizycznego historią. Nie przeszła. Od 2003 roku wprowadzana jest bowiem stopniowo (najpierw w podstawówkach, potem w gimnazjach) czwarta godzina lekcyjna WF.
Ta dodatkowa godzina przy obecnym stanie sprawności fizycznej uczniów, ich niechęci do uczestnictwa w lekcjach WF i sposobie prowadzenia zajęć przynosi przeciwny skutek– komentuje Mirosław Kaczmarek, dyrektor Zespołu Badań i Analiz w Biurze Rzecznika Praw Dziecka.
Dwa lata temu przeprowadził internetową ankietę wzorowaną na ankiecie francuskiego rzecznika praw dziecka dotyczącą problemów uczniowskich w szkole. Z pięciu tysięcy nadesłanych opinii stworzono ranking spraw najbardziej uprzykrzających życie w szkole. Oprócz poniżania przez nauczycieli i lizusostwa samorządu szkolnego ku zaskoczeniu ankietujących uczniowie najczęściej sygnalizowali kłopoty z lekcjami wychowania fizycznego. Jedna z wypowiedzi zaczynająca się od słów: „Nie chcę chodzić na lekcje WF”, dała tytuł olbrzymiej grupie skarg uczniowskich na ten przedmiot. Wpisów było blisko 1200. Na ich podstawie Biuro Rzecznika Praw Dziecka przygotowało raport. Do dziś jednak nikt w ministerstwie nie zwrócił na niego uwagi.
Zachęcać, a nie oceniać
„Mam dużą nadwagę. Zawsze WF był moją zmorą. Nie udaje mi się zrobić fikołka, skoku przez skrzynię czy tak zwanej gwiazdy. Czy WF nie mógłby być traktowany jako zajęcie na zaliczenie, a nie na ocenę?”. To jeden z długiej listy wpisów w ankiecie Biura Rzecznika Praw Dziecka. I nie jest to głos odosobniony. „WF to ruch, powinniśmy się ruszać, grać w gry, a nie na oceny wszystko. Ja mam same 2! Choć ćwiczę cały czas. Bardzo lubię sport, ale tylko wtedy, gdy nie jestem z niego oceniana”.
W odczuciu uczniów ocenianie sprawności fizycznej prowadzi do dyskryminacji, poniżania, wystawiania słabszych na pośmiewisko klasy. Tymczasem ich zdaniem lekcje WF nie powinny sprowadzać się do sprawdzania umiejętności ucznia jak na matematyce czy geografii, lecz być zachętą do ruchu. Mirosław Kaczmarek z Biura Rzecznika Praw Dziecka mówi o potrzebie szeroko zakrojonej kampanii społecznej promującej potrzebę aktywności fizycznej wśród młodych ludzi: Tak jak było to w USA na przełomie lat 70. i 80. Do tego trzeba zmienić system oceniania – oceniać nie według wyników, ale chęci uczestnictwa w zajęciach.
Dla wielu nauczycieli wychowania fizycznego podstawą wystawiania oceny wciąż są sprawdziany sprawności ucznia na podstawie tak zwanych tabel. Opisane w tabelach średnie wyniki, jakie powinien uzyskiwać uczeń w zakresie skoczności, siły czy biegu w danym wieku, są fikcją. Wyznacza się średnią nieuwzględniającą tego, czy uczeń jest chudy, czy gruby, czy ma długie nogi, czy krótkie, czy przebiega setkę bez zadyszki, czy już po 50 metrach oczy wychodzą mu z wysiłku na wierzch.
Często sprawdziany, które decydują o końcowej ocenie, sprowadzają się do ekstremalnych wysiłków uczniów w krótkim przedziale czasu. W efekcie WF kojarzy się uczniom z bolesnymi zakwasami i nie ma nic wspólnego z wyrobieniem u nich potrzeby aktywności fizycznej.
Inny grzech to monokultura wuefistów. Zwłaszcza jeśli są to byli sportowcy czy trenerzy próbujący narzucić uczniom własną dyscyplinę sportu– mówi Mirosław Kaczmarek. Dlatego skargi płynące od rodziców do kuratoriów w sprawie zajęć wychowania fizycznego najczęściej dotyczą nauczycieli pragnących mieć samych lekkoatletów albo koszykarzy, albo gimnastyków stojących na głowie i robiących szpagat.
Równie niepokojąca i bardziej powszechna jest jednak obojętna postawa nauczycieli WF. To ci, którzy dają piłkę i każą grać w kosza czy siatkówkę przez cały rok. Brakiem inicjatywy automatycznie zarażają uczniów – dodaje wizytator Artur Pasek. Uczniowie takie lekcje nazywają „na macie”, czyli „na, macie piłkę i se pograjcie”.
Ogólnopolskich danych dotyczących jakości pracy kadry nauczycielskiej prowadzącej lekcje WF nie ma. Z cząstkowych badań wynika jednak, że braki w wykształceniu kadry są spore. Na przykład, jak wynika z ankiety kuratorium w województwie podlaskim, w regionie tym aż 26 procent nauczycieli wychowania fizycznego nie ma odpowiednich kwalifikacji do prowadzenia zajęć. I nie chodzi tylko o dyplom Akademii Wychowania Fizycznego, ale także o umiejętność motywacji uczniów do ćwiczeń. W przyjętej przez rząd w 2003 roku „Strategii rozwoju sportu w Polsce do roku 2012” jedno z zadań przewiduje konieczność stworzenia nowych kryteriów oceny nauczycieli WF uwzględniających efekty sprawności osobistej ucznia. Zmiana miałaby doprowadzić do tego, by nauczyciele przestali patrzeć wyłącznie na wyczyny sportowe, a zaczęli zwracać uwagę na to, czy poprawia się sprawność fizyczna uczniów. Do dziś tych kryteriów nie stworzono. Tymczasem badania na temat stanu zdrowia młodzieży już dziś są alarmujące.
Krzywy, gruby i z platfusem
Przeprowadzone w tym roku przez Ośrodek Promocji Zdrowia i Sprawności Dziecka w Gdańsku badania sześciolatków rozpoczynających szkolną edukację pokazały, że w ostatnim dziesięcioleciu podwoiła się liczba dzieci, które mają nadwagę lub są otyłe. Z innych badań prowadzonych przez Zakład Medycyny Szkolnej Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie jasno wynika, że problem z otyłością idzie z dzieckiem niemal przez cały okres nauki w szkole, a często i dorosłe życie. Otyłe dziewczęta dwukrotnie częściej zwalniane są z zajęć WF, a otyli uczniowie aż w 40 procentach unikają uczestnictwa w tych lekcjach, pogłębiając tym samym swą kiepską kondycję. W Zielonej Górze na ponad 1800 uczniów 704 ma płaskostopie, 286 skoliozę, a 254 asymetrię barków. O stuprocentowo zdrową młodzież – jak przyznają pracownicy Szkoły Orląt w Dęblinie – coraz trudniej nawet w tej „najzdrowszej” placówce w Polsce. Kształcący pilotów ośrodek, choć wyników egzaminów do publicznej wiadomości nie podaje, przyznaje, że w ostatnich latach ma kłopoty z
pełnym naborem właśnie ze względu na pogarszającą się kondycję fizyczną młodzieży. Koledzy śmieją się, że u mnie dziewczyny nie mają okresu, bo zawsze ćwiczą– mówi Zygmunt Nowak, nauczyciel z Kruszowic. Do niedawna prowadził lekcje w małej wiejskiej szkole, gdzie łącznie były tylko cztery sale lekcyjne, w których zawsze odbywały się zajęcia. Na prowadzenie WF nie było nawet korytarza. Nowak zorganizował jednak 30 par butów i nart biegowych z ośrodka sportowego i po roku jego uczniowie wygrywali wszystkie zawody narciarskie w regionie. Gdy nie dało się jeździć na nartach, ćwiczono w starej szopie, która kiedyś służyła za młockarnię, i też sypały się medale w czwórboju lekkoatletycznym i biegach. Ale u mnie wszyscy mieli piątki. Wystarczyło ćwiczyć. Te sprawdziany sprawnościowe robiłem po to, by uczniowie wiedzieli, na co ich stać, ale do wyniku na świadectwie wcale się nie liczyły – ujawnia Nowak. Zasadę dobrej oceny dla każdego, kto przychodzi na WF, stosuje także w nowej szkole mającej świetne warunki
sportowe, do której przeniósł się po zamknięciu poprzedniej placówki.
Jeśli jednak brakuje rozumiejącego młodzież nauczyciela, to kiepskie warunki do ćwiczeń stają się decydującym elementem zniechęcającym młodzież do wychowania fizycznego. W Polsce na blisko 2,5 tysiąca gmin prawie 300 nie ma żadnej sali gimnastycznej, a brak własnej sali do ćwiczeń jest problemem prawie 40 procent gimnazjów. By przy takim stanie posiadania zachęcić młodzież do uczestnictwa w zajęciach wychowania fizycznego, podstawą musi być atrakcyjny program.
Aerobik i samoobrona
Z badań krakowskiego kuratorium wynika, że dla dziewcząt najbardziej interesującą formą są te zajęcia, które kształcą umiejętność panowania nad sylwetką – aerobik i taniec. Chłopcy wolą gry zespołowe i poznawanie technik samoobrony. W obu grupach jako podstawową zasadę, którą powinien rządzić się WF, wymienia się unikanie rywalizacji. Istota problemu nie tkwi w tym, że uczniowie nie lubią ruchu i ćwiczeń. Nie lubią go w wykonaniu szkolnym: nudnym, korytarzowym, w uniformie, z oceną determinującą ich możliwości. Po lekcjach jednak chętnie chodzą na basen, jogę, jazdę konną, tenis, siłownię. Dlaczego? Bo chcą dobrze wyglądać, być sprawni fizycznie, ale bez oceniania ich umiejętności w dzienniku.
Mirosław Kaczmarek we wszystkich sprawach wpływających do Biura Rzecznika Praw Dziecka dotyczących dyskryminacji na lekcjach WF przywołuje wyrok polskiego sądu z 1970 roku: „Nauczyciel wychowania fizycznego nie może nie brać pod uwagę – egzekwując wykonywanie określonych ćwiczeń – różnic w stopniu sprawności fizycznej uczniów uwarunkowanej także ich fizycznymi możliwościami (wzrost, nadwaga, prawidłowość budowy, ewentualne ułomności itp.). W granicach uzasadnionych powinno być stosowane podejście indywidualne, zwłaszcza gdy dotyczy to młodzieży, której rozwój fizyczny nie został zakończony”. Aż dziw, że przez 37 lat nikt nie wziął sobie opinii sądu do serca i nie podjął dyskusji dotyczącej oceniania na lekcji WF.
Zaliczenie zamiast oceny
Oceniać można co najwyżej chęci ucznia, a nie jego sprawność fizyczną. Z racji tego, że ocenianie chęci jest jednak niewymierne, być może więc warto całkowicie zlikwidować ocenę z tego przedmiotu. – Jestem za takim rozwiązaniem, bo najważniejsza jest poprawa kondycji fizycznej. Ocena jest kwestią absolutnie drugorzędną – mówi wieloletni wizytator lekcji WF w krakowskim kuratorium Artur Pasek. Być może rozwiązaniem byłoby wprowadzenie akademickiego systemu zaliczeń – bez egzaminacyjnej oceny. Z premiowaniem jedynie najlepszych, którym ekstrapunkty za sportowe osiągnięcia mogą pomóc w dostaniu się do nowej szkoły czy na wymarzoną uczelnię. Może to wreszcie sprawi, że WF nie będzie się kojarzył uczniom z 45 minutami stresu, ale z lekcją rozluźnienia i wyładowania złych emocji po klasówkach z innych przedmiotów. Na dodatek jedyną lekcją w planie, która może poprawić wygląd i sprawić, że uczeń poczuje się piękniejszy, szczuplejszy i bardziej sprawny fizycznie.
Aleksandra Pawlicka