"Zaczęli kontrolować pieprz, mydło, sól i cukier"
Na południu Białorusi, w obwodzie homelskim, który przed 25 laty ucierpiał w katastrofie czarnobylskiej, problemem nie jest dziś skażenie terenu, ale psychologiczne postrzeganie skutków awarii - uważa dyrektor Instytutu Radiologii w Homlu Wiktar Awierin. Dyrektor opowiada, że każdy może bezpłatnie zbadać poziom radiacji w żywności. Ale doszło do tego, że ludzie poddają kontroli wszystko, co możliwe, m.in. pieprz, sól, cukier, a nawet mydło.
25.04.2011 | aktual.: 25.04.2011 15:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wiktar Awierin pytany o obecny stopień skażenia regionu, mówi: "część ludności została napromieniowana bezpośrednio po katastrofie - w ciągu pierwszego roku ludzie otrzymali 90% dawki przewidzianej na całe życie. Niektórzy i dzisiaj otrzymują dawki napromieniowania, ale są one absolutnie różne od tamtej. Teraz w ciągu roku nasi mieszkańcy otrzymują dawkę mniej więcej taką, jaką pani otrzymała w czasie lotu samolotem".
Zupełnie czym innym - tłumaczy Awierin - jest obawa ludzi przed napromieniowaną glebą i żywnością. - W tym przypadku nie można kogoś przekonać, że to jest nieszkodliwe - wskazuje. Jednak, w ocenie szefa państwowej placówki, która bada sposoby rehabilitacji skażonych terenów, obiektywnego zagrożenia nie ma.
- Mamy chyba najsilniejszy system kontroli radiacyjnej - tłumaczy Awierin. Przedstawia poszczególne etapy: Najpierw określa się teren, gdzie można prowadzić produkcję czy pracować. Kolejny etap to metody zmniejszania przedostawania się radionuklidów z gleby do produkcji. Dalej są sposoby obróbki technologicznej produktów. Na wszystkich stadiach mierzy się poziom radiacji. Wreszcie, żywność wyhodowaną czy kupioną każdy może przynieść do laboratorium, na przykład na miejskim bazarze, i bezpłatnie ją skontrolować.
Dyrektor jest przekonany, że ten potężny system trzeba zmniejszyć i zoptymalizować. - Już zaczęli kontrolować pieprz, mydło, sól i cukier - wszystko, co możliwe! Na to trzeba patrzeć rozsądnie. Powinniśmy przyjąć międzynarodowy system HACCP i kontrolować w krytycznych punktach, a nie totalnie - uważa Awierin.
Homelski Instytut podlega Ministerstwu ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Radzi przedsiębiorcom, jak prowadzić działalność rolniczą w regionie. Dyrektor jest gotów zaprosić biznesmenów z zagranicy, by zainteresowali się tymi możliwościami - na przykład, wydobyciem wody z głębokich źródeł mineralnych, gliny, kredy. - Ważne jest dla nas, by ten teren mimo wszystko był efektywnie wykorzystywany przez człowieka - tłumaczy.
Przyznaje, że należy pracować z młodzieżą, by zechciała zostawać i pracować w tym regionie. - Ludzie starsi niczego się nie boją. Mówią: będziemy żyć i - jeśli trzeba - umierać. Młodzież chce żyć w metropolii i widzimy na to przykłady we wszystkich krajach - tłumaczy Awierin. Wskazuje, że państwo oferuje dopłaty i preferencje mieszkaniowe, by zainteresować ludzi życiem na tych terenach.
Dyrektor jest przekonany, że są to skuteczne bodźce. - W wielu przypadkach, jeśli człowiekowi dobrze zapłacą, pójdzie nawet do piekła. Czy praca w kopalniach w Polsce nie jest niebezpieczna? - pyta. I tłumaczy, że do radiacji należy podchodzić tak, jak do innych niebezpiecznych czynników, np. papierosów czy wódki: rozumieć jej wpływ na zdrowie i starać się go minimalizować.
Na pytanie, czy ludzie szukają informacji o tym, odpowiada: "nie powiedziałbym, by ludzie dzisiaj poszukiwali wiedzy o radioekologii". Jego zdaniem, to dlatego, że realne zagrożenie jest bardzo niskie.
Dodaje: "mamy internet, można zwrócić się do nas, zadzwonić. Jednak my w większym stopniu udzielamy konsultacji biznesmenom, którzy przyjeżdżają i pytają: czy nie ucierpimy tu od radiacji? Przygotowujemy im certyfikaty ekologiczne, badamy, jakie projekty pozwalają efektywnie wykorzystać teren i otrzymywać produkcję z mniejszą zawartością radionuklidów albo bez nich". Dyrektor tłumaczy, że państwo inwestuje ogromne sumy w likwidację skutków katastrofy. - Staramy się, by te środki dały maksymalną efektywność, opłaciły się - wskazuje.
Na pytanie, czy dzisiaj w tych regionach czynnik psychologiczny jest ważniejszy, niż obiektywne zagrożenie, Awierin odpowiada: "Absolutnie tak".