Zachód pozwala na finlandyzację b. republik ZSRR
Rosja chce sfinlandyzować leżące między nią a Unią Europejską byłe republiki ZSRR, a Zachód nie ma koncepcji ani woli zapobieżenia temu - to teza amerykańskiego politologa Rona Asmusa, szefa Centrum Transatlantyckiego w Brukseli, eksperta German Marshall Fund.
28.05.2010 | aktual.: 28.05.2010 20:55
Zdaniem Asmusa, Rosja zmierza teraz do sfinlandyzowania krajów takich, jak Ukraina i Gruzja, domagając się od nich zapewnień, że nie przystąpią do zachodnich sojuszy i wspólnot, jak NATO i Unia Europejska. Moskwa żąda też od Zachodu, by kraje jej "bliskiego pogranicza" uznał za strefę wpływów rosyjskich.
Asmus sugeruje, że USA i jego zachodnioeuropejscy sojusznicy de facto uznali już tę strefę wpływów. Przyczyną jest całkowite zaabsorbowanie Waszyngtonu problemami w Azji i na Bliskim Wschodzie, "zmęczenie rozszerzaniem (NATO i UE)", a także słabość Unii Europejskiej, przeżywającej ostatnio kolejny kryzys w swojej strefie euro.
Pojęcie "finlandyzacji" opisywało politykę ZSRR w czasie zimnej wojny wobec Finlandii. Oznaczało, że kraj ten ma swobodę wyboru ustroju politycznego, ale w polityce zagranicznej nie może wiązać się z żadnym blokiem międzynarodowym, jak np. NATO.
W ogólniejszym sensie odnosiło się do alternatywnego rozwiązania dla krajów Układu Warszawskiego, gdzie niektórzy dysydenci uznawali "finlandyzację" za najlepszy ewentualny los dla swoich krajów w realnych warunkach - jak się jednak okazało, również praktycznie nieosiągalny.
- Kombinacja pewności siebie Rosji, słabości Europy i amerykańskiego odwrócenia uwagi sprawia, że narasta przekonanie, iż okazja do demokratycznego rozszerzenia, rozpoczętego po 1989 roku, wydaje się kończyć i Zachód potrzebuje nowego, pragmatycznego kompromisu z Rosją w sprawie poszerzonej Europy - pisze Asmus w biuletynie GMF.
Ostrzega jednak, że "powrót do finlandyzacji czy jakiejś innej formy ograniczonej suwerenności pod inną nazwą, byłby historyczną porażką".
- Byłoby to bezpośrednie odrzucenie podstawowych zasad Karty Paryskiej z listopada 1990 roku, który to dokument miał być trzonem i swego rodzaju "kartą praw" (nazwa kluczowej części konstytucji USA) w nowej postzimnowojennej architekturze bezpieczeństwa europejskiego. Dokument ten wyraźnie gwarantuje prawo kraju do wyboru własnej polityki wewnętrznej i zagranicznej - pisze autor.
- Moskwa stara się powstrzymać dalsze rozszerzanie zachodnich instytucji do jej granic. Oczywiste jest jednak także, że Zachód nie ma już jasnej wspólnej strategii w sprawie tego, co chcemy osiągnąć z tymi krajami. Deklarujemy przywiązanie do zasad, ale nie jesteśmy pewni, jak je realizować w praktyce w zmienionym kontekście politycznym i strategicznym - czytamy w artykule.