Po zabójstwie Polki. Gniew wstrząsa mieszkańcami spokojnej wyspy
Sprawa śmierci 27-letniej Polki na wyspie Kos wstrząsnęła lokalną społecznością. W restauracjach, hotelach, a nawet wypożyczalni samochodów nie ma innego tematu do rozmów. - To wstrząsające. Mieszkam tu od wielu lat i nie słyszałam, aby doszło do takiej zbrodni - mówi WP Polka mieszkająca na Kos.
- Ja i wielu moich znajomych, a można powiedzieć, że zapewne również społeczność wyspy, jesteśmy wstrząśnięci tą tragedią. Mieszkam tu od wielu lat i nie słyszałam, aby doszło do takiej zbrodni. Dziś odbierałam wiele wiadomości od osób pytających, jak to się stało. To najważniejszy temat nie tylko na wyspie, ale w całej Grecji - mówi WP Polka, która mieszka na wyspie Kos.
Rozmówczyni Wirtualnej Polski, która pracuje w branży turystycznej, obawia się sensacyjnych nagłówków w mediach, które uderzą w reputację wyspy i wpłyną negatywnie na biznes turystyczny. Głównym podejrzanym o zbrodnię jest bowiem 32-letni obywatel Bangladeszu. Z ustaleń śledztwa i greckich mediów wynika, że mężczyzna nie pochodzi z fali migrantów, którzy przybyli na Kos po 2015 roku - jest długoletnim mieszkańcem wyspy z pozwoleniem na legalny pobyt.
- W tej chwili pojawia się wiele emocjonalnych komentarzy związanych z narodowością osoby podejrzanej o zabójstwo. Trzeba to podkreślić, że to tragiczne, ale jednostkowe zdarzenie. Wyspa nie ma problemu z napływem migrantów. Władze poradziły sobie z tym kilka lat temu - podkreśla w rozmowie z nami mieszkanka wyspy Kos. Dodaje, że sama nigdy nie była obiektem zaczepek ze strony obcokrajowców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podobne zdanie usłyszeliśmy od kilkorga pracowników restauracji, wypożyczalni samochodów. - Aż nie wierzę, że to mogło się stać u nas. Po pierwszych informacjach o zaginięciu Polki miałam złe przeczucia. Jednak zakładałam, że to jakiś nieszczęśliwy wypadek. Gdybym nie była w pracy, sama wzięłabym udział w poszukiwaniach. Jestem w szoku z powodu tego, co się stało - mówi Marija pracownica restauracji w Marmari.
- Wydaje mi się, że władze i policja stanęły na wysokości zadania, ponieważ udało się pójść tropem zaginionej i został zatrzymany podejrzany - dodaje nasza rozmówczyni.
Grecki portal Protothema zamieścił na głównej stronie zdjęcie podejrzanego z dopiskiem: "To mężczyzna z Bangladeszu aresztowany za morderstwo Anastazji".
Według portalu, prowadzący sprawę policjanci uważnie sprawdzają także wyjaśnienia podawane przez obywatela Pakistanu, który jest współlokatorem głównego podejrzanego.
Według śledczych mógł próbować zacierać ślady. W poniedziałek nie było jasne, kiedy i kto przeniósł ciało zamordowanej Polki w miejsce, gdzie zostało znalezione. Policjanci podejrzewają, że dokonały tego dwie osoby.
Polka zaginęła w Grecji. Sprawa Anastazji R.
27-letnia Anastazja R. zaginęła 12 czerwca w miejscowości Marmari - na greckiej wyspie Kos. Była pracownicą hotelowej restauracji. W Grecji towarzyszył jej 28-letni partner. To on zgłosił zaginięcie Polki. W trakcie sześciu dni poszukiwań policja podążała śladem nagrań z kamer monitoringu.
Ustalono, że ostatnią osobą, z którą spotkała się Polka, był obywatel Bangladeszu. Następnie w jego pokoju znaleziono DNA i włosy kobiety. Mężczyzna nie przyznaje się do zabójstwa. Znaleziono jego bilet lotniczy do Włoch z datą wylotu dzień po zaginięciu 27-latki. Policja przypuszcza, że 32-latek zamierzał uciec za granicę, a dodatkowym elementem budzącym podejrzenia są zadrapania na twarzy i ślady walki na rękach.
Publikacje greckich mediów o zabójstwie Polki wywołują pełne gniewu komentarze dotyczące polityki migracyjnej greckiego rządu.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski