PolskaZabili księdza. A co było przedtem?

Zabili księdza. A co było przedtem?

W niedzielę odbędzie się beatyfikacja zamordowanego w 1984 r. przez służby bezpieczeństwa PRL ks. Jerzego Popiełuszki. Jakie wydarzenia doprowadziły do tragicznego końca kapłana? Przypominamy życie księdza Jerzego.

Zabili księdza. A co było przedtem?
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Rogiński

Nie było to od początku jasne, że ks. Jerzy Popiełuszko uzyska tak dużą popularność w całej Polsce, że na jego Msze za Ojczyznę (odprawiane w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie) będą przychodziły tysiące ludzi, a władze PRL-u ze strachu przed nim posuną się do ostatecznych środków, żeby go uciszyć. Ci, którzy znali go przed 1980 rokiem twierdzili, że zmiana jaka w nim wówczas zaszła była nieoczekiwana i diametralna. Wcześniej określano go jako chorowitego, bezpośredniego, miłego i łatwo nawiązującego kontakty, ale również niczym nie wyróżniającego się księdza, który początkowo bał się wygłaszać kazania. Co doprowadziło do zmiany?

Za sobą miał dzieciństwo w małej wsi Okopy niedaleko Suchowoli na białostocczyźnie, warszawskie seminarium, pobyt w wojsku, pracę w czterech parafiach, a także operację i liczne pobyty w szpitalach ze względu na zły stan zdrowia.

Urodził się jako Alfons Popiełuszko 14 września 1947 r. Niecodzienne imię, które oficjalnie zmieni przed święceniami kapłańskimi, nadała mu uczestnicząca w jego narodzinach babka ku upamiętnieniu śmierci 20-letniego syna zabitego przez Rosjan w 1945 r. Alfons zwany Alkiem dorastał jako trzecie z pięciorga dzieci. Rodzina Popiełuszków była bardzo religijna, codziennie wspólnie odmawiano modlitwę.

Popiełuszkowie zajmowali się uprawianiem ośmiu hektarów słabej ziemi: sadzili ziemniaki, siali żyto, hodowali krowy, uprawiali truskawki i tytoń. Wieloosobowa rodzina żyła bardzo skromnie podobnie jak większość ludzi w okolicy i całym regionie na wschodnich krańcach Polski. W domu znajdowały się dwa pokoje. Dzieci i rodzice spali razem, nie było prądu, który doprowadzono do wsi dopiero w latach 60. więc dzieci odrabiały lekcje przy lampie naftowej. Do rodziców Alek zwracał się per wy, a jak został księdzem oni mówili do niego ksiądz Jerzy.

Do szkoły w Suchowoli Alek szedł prawie 4 km w jedną stronę. Dla chorowitego i słabego chłopca nie było to proste. Często trafiał do ośrodka zdrowia z krwotokiem z nosa. Przed rozpoczęciem lekcji służył do porannej mszy świętej, a pragnienie zostania księdzem wykrystalizowało mu się w liceum. Nie było to dla otoczenia zaskakującą decyzją, gdyż każdego roku taką drogę wybierało przynajmniej kilku chłopców ze szkoły w Suchowoli.

Wkrótce po rozpoczęciu roku akademickiego w seminarium warszawskim w 1965 r. jak każdy kleryk - choć nie mógł o tym wiedzieć - został zarejestrowany w Departamencie IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych; założono mu tzw. teczkę ewidencji operacyjnej na księdza, czyli TEOK. Z teczki do dzisiaj zachowała się jedynie karta ewidencyjna, pozostałe jej części zaginęły lub zostały zniszczone.

Naukę przerwało Alkowi Popiełuszce powołanie na dwa lata do wojska, do jednostki w Bartoszycach. W ten sposób władze PRL represjonowały Kościół i rok w rok łamały porozumienie pomiędzy rządem a Episkopatem (dotyczące tego, że klerycy podobnie jak studenci uczelni wyższych, nie będą powoływani do wojska). Celem było zniechęcenie kleryków do kapłaństwa poprzez indoktrynację i szykany. Ośmieszania, poniżających kar i wyzwisk doświadczył Popiełuszko za to, że odmówił zdjęcia z palca różańca, a innym razem medalika.

Kościół nie pozostawił swoich kleryków lecz, w miarę możliwości, roztaczał nad nimi opiekę duszpasterską. Do Bartoszyc wysłano księdza, a plebania kościoła była dla kleryków zawsze otwarta.

Po powrocie z wojska i kolejnych latach nauki w seminarium w maju 1972 r. w archikatedrze warszawskiej Popiełuszko przyjął święcenia kapłańskie od kard. Stefana Wyszyńskiego. Wówczas, razem z ze swoim przyjacielem ks. Bogdanem Liniewskim (pilotem, absolwentem wyższej szkoły oficerskiej, a później misjonarzem) określili motto swojego powołania: „Żeby się nie skleszyć, czyli nie stać się klechą”, czyli duchownym zajętym tylko swoimi sprawami.

Zanim w 1980 r. ks. Popiełuszko trafił do parafii św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu pracował jako wikary w Ząbkach, Aninie, parafii Dzieciątka Jezus w Warszawie i akademickim kościele św. Anny w Warszawie, gdzie pełnił rutynowe obowiązki. Wkrótce po wyborze kard. Karola Wojtyły na papieża Popiełuszko został duszpasterzem średniego personelu medycznego, z którego powstało liczniejsze środowisko pracowników służby zdrowia.

W tym czasie pogorszył się jego stan zdrowia. Kilkakrotnie trafiał do szpitala, aż w końcu stwierdzono złośliwą niedokrwistość. Wtedy także wyjechał na dwa miesiące do USA na zaproszenie swojej ciotki Mary Kalinowski, która finansowo wspierała swojego krewniaka. Kupiła mu m.in. Fiata 127p i czerwonego Chevroleta chevetta, który stał się powodem zazdrości, a także malutkie mieszkanie na Chłodnej 15 w Warszawie - pretekst dla władz do prowokacji i oszczerstw. Popiełuszkę stać było na zakupy w Peweksie. Kupował sobie papierosy, a dzieciom gumy do żucia Donald. Jego niezwykłą hojność wspominało już wtedy wiele osób. Kiedyś jednemu chłopcu oddał swój rower, innemu kupił nowy. Do legendy przeszło jak podarował komuś swoje buty, które właśnie miał na sobie.

Zanim Popiełuszko na dobre rozpoczął pracę w parafii Stanisława Kostki wyjechał ponownie na urlop do USA, skąd wrócił pod koniec lipca. Nie minął nawet miesiąc kiedy Polskę ogarnęła fala strajków. 29 sierpnia zastrajkowali pracownicy Huty Warszawa i poprosili o księdza, który by odprawił im niedzielną Mszę świętą.

Dwa dni później na terenie Huty znalazł się ks. Popiełuszko (było tam też dwóch innych księży). Jego kazanie, w którym mówił o konieczności strajku bardzo podniosło robotników na duchu. Potem wielokrotnie pojawiał się w Hucie, włączał się w rozmowy o "Solidarności”, zapraszał jej pracowników na msze do swojej parafii, organizował wycieczki i spotkania. Kiedy po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. zaczęła się fala aresztowań, chodził na procesy jako obserwator i pomagał rodzinom aresztowanych i wyrzucanych z pracy. Popiełuszko poznał wielu działaczy "Solidarności”, razem z hutnikami był w Gdańsku, był obecny na strajkach studenckich w 1981 r. Podczas strajku w Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarnictwa Popiełuszkę zobaczył Waldemar Chrostowski, który później związał z nim swój los aż do jego śmierci. Jesienią 1981 r., przed wprowadzeniem stanu wojennego, Zarząd Regionu Mazowsze NSZZ "Solidarność”, wycofał z konta bankowego 10 mln złotych. Tylko ks. Popiełuszko z trzech księży do których zwrócono się w
tej sprawie zgodził się przechować pieniądze.

Na plebanii kościoła Stanisława Kostki powstał pierwszy ośrodek w Warszawie, do którego kierowano dary przesyłane z Zachodu. Ks. Popiełuszko zajmował się dalszym ich rozdysponowaniem, a także przywożącymi je kierowcami. Cały dzień biegał po mieście załatwiając coś dla osób potrzebujących pomocy, a jego mieszkanie na plebanii zawsze było pełne ludzi. Środowisko osób związanych tą samą solidarnościową ideą stawało się coraz liczniejsze. W kościele Stanisława Kostki spotykali się ludzie z różnych środowisk, którzy w innych okolicznościach by się nie spotkali, osoby niewierzące i zdystansowane wobec Kościoła. W tym czasie narodziła się idea Mszy za Ojczyznę.

Pierwsza Msza za Ojczyznę odbyła się 22 lutego 1981 r. i odprawił ją proboszcz Teofil Bogucki, chcąc nawiązać do przedwojennej tradycji. Regularne Msze za Ojczyznę odprawiane w ostatnią niedzielę miesiąca odprawiane i przygotowywane przez ks. Jerzego Popiełuszkę, w których uczestniczyły tysiące osób nie tylko z Warszawy odbywały się od lutego 1982 r. Rozpoczynały się o 19.00, ale już dwie godziny wcześniej kościół był pełen wiernych. Ci, którzy się nie zmieścili zajmowali miejsca wokół kościoła – na placu i sąsiednich uliczkach, nielegalnie nagłośnionych. Przez pół godziny z dwugodzinnej mszy znani aktorzy (Maja Komorowska, Danuta Szaflarska, Daniel Olbrychski, Kazimierz Kaczor) recytowali religijno patriotyczne wiersze wybierane przez Popiełuszkę, a muzycy jak Bogusław Morka czy Piotr Szczepanik – śpiewali pieśni.

Wszyscy czekali na starannie przygotowane kazania ks. Jerzego, następnie przepisywane, kopiowane i rozprowadzane. Na koniec śpiewano "Boże coś Polskę” ze słowami "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Uczestnicy Mszy za Ojczyznę podkreślali ich wyjątkowo religijny charakter, umiejętność łagodzenia przez Popiełuszkę uczuć agresji i nienawiści wobec władzy, umieszczania osobistych tragedii wiernych w kontekście wiary katolickiej.

W kwietniu 1982 r. z okazji imienin ks. Jerzy dostał w prezencie psa, którego nazwał Tiny. Jego angielskie imię spolszczono na Tajniak albo Tajniaczek. W tym samym czasie, w związku z rosnącą popularnością Mszy za Ojczyznę, która stawała się zagrożeniem dla polityki władz, SB zaczęła się bardziej interesować Popiełuszką. Oskarżano go o podburzanie, zachęcanie do demonstracji i polityczny charakter jego kazań.

Wkrótce miało się rozpocząć nękanie i prześladowanie. Ostentacyjnie śledzono Popiełuszkę, wzywano go na przesłuchania (raz w tygodniu), podsłuchiwano, wysyłano obraźliwe anonimy, telefonowano z pogróżkami. Zastraszano też jego przyjaciół, np. spłonęło mieszkanie Waldemara Chrostowskiego, braci Popiełuszki wzywała milicja z Suchowoli. Z Wydziału do Spraw Wyznań Urzędu m. st. Warszawy napływały listy do warszawskiej kurii zalecającego podjęcie działań w stosunku do niepokornego kapłana, którego działalność miałaby zagrażać dobrym relacjom władzy z Kościołem. 14 grudnia do mieszkania Popiełuszki na plebanii kościoła wpadła cegła z materiałem wybuchowym.

Od tej pory grupa około 20 hutników na zmianę dzień i noc ochraniała księdza. Mimo to, Popiełuszko potrafił wyjść do pilnujących jego domu ubeków proponując im gorącą herbatę. W grudniu kolejnego roku wobec Popiełuszki wszczęto postępowanie karne, dodatkowo SB przygotowała prowokację: zgromadziła w mieszkaniu Popiełuszki na Chłodnej drugoobiegowe książki, czasopisma, ulotki, tusz drukarski, trzy granaty i dwa ładunki dynamitu. Podobne akcje przygotowywano jeszcze kilka razy. Kiedy Popiełuszko wyjeżdżał do innych miast (najczęściej towarzyszył mu Waldemar Chrostowski) wielokrotnie kontrolowano go po drodze i rewidowano. Ks. Jerzym zainteresowały się nawet władze w Moskwie o czym świadczyła relacja Leonida Toporkowa w gazecie "Izwiestia” na temat mszy w kościele Stanisława Kostki.

Mimo to ksiądz nie dawał się zastraszyć i nie zamierzał porzucać wiernych, którym służył, ani zaprzestać wygłaszania kazań. Obawiali się o niego bliscy. Kilku pracowników Huty Warszawa wysłało list do kardynała Glempa z prośbą o wysłanie Popiełuszki na studia do Rzymu. Popiełuszko był tym oburzony. Tymczasem we wrześniu 1984 roku w Departamencie IV MSW podczas kilku spotkań funkcjonariusze debatowali nad sposobami uciszenia niepokornych księży, w tym Popiełuszki. Czarny scenariusz wkrótce zrealizowano.

19 października 1984 roku ks. Jerzy Popiełuszko jechał do Bydgoszczy na zaproszenie ks. Jerzego Osińskiego żeby odprawić mszę w kościele Świętych Polskich Braci Męczenników na Wyżynach. Źle się czuł, następnego dnia rano musiał być w Warszawie, dlatego nie chciał zostawać na noc w Bydgoszczy. Wraz z Waldemarem Chrostowskim wsiedli po godz. 21 do zielonego golfa pożyczonego od ks. Bogdana Liniewskiego i zaczęli wracać do domu. Po drodze zostali zatrzymani i porwani przez funkcjonariuszy SB: Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękalę. Chrostowskiemu udało się uciec (siedział na przednim siedzeniu). Ks. Jerzy Popiełuszko został zamordowany.

Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski

Korzystałam z książki Ewy K. Czaczkowskiej i Tomasza Wiścickiego "Ksiądz Jerzy Popiełuszko”, Świat Książki, Warszawa 2008

Źródło artykułu:WP Wiadomości
morderstwożycieksiądz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (330)