"Za późno na pomnik ofiar komunizmu w Waszyngtonie"
Odsłonięty we wtorek w Waszyngtonie pomnik
ofiar komunizmu jest "spóźniony" - pisze w środowym wydaniu
prawicowy "Wall Street Journal" w komentarzu redakcyjnym.
13.06.2007 | aktual.: 13.06.2007 21:06
Inicjatywę budowy pomnika wysunął konserwatywny historyk Lee Edwards już w 1990 r., ale założona przez niego fundacja miała trudności z zebraniem funduszy na ten cel. Nie udało mu się też przekonać władz do wzniesienia muzeum ofiar komunizmu, na wzór waszyngtońskiego Muzeum Holokaustu.
"WSJ" przypomina, że choć komunizm spowodował dziesiątki milionów ofiar, "komunistom zawsze udawało się znaleźć prominentnych apologetów swej ideologii wśród burżuazyjnych intelektualistów".
Gazeta wymienia w tym kontekście Jean-Paula Sartre'a, który wychwalał Stalina, Noama Chomsky'ego, który bronił Pol-Pota, i wybitnego pisarza Arthura Koestlera, który jednak - jak przyznaje WSJ - zerwał z komunizmem i został jego oskarżycielem (m.in. w książce "Ciemność w południe").
Zdaniem nowojorskiego dziennika, ci luminarze myśli "mogli nie być świadomymi wspólnikami rzezi, ale są powodem, dla którego Zachód fatalnie spóźniał się z uznaniem głębokości zła, z którym miał do czynienia w postaci swego komunistycznego wroga".
Tymczasem środowy "Washington Post" poinformował o odsłonięciu pomnika tylko w swej części "Style". W zamieszczonym tam artykule Philip Kennicott pochwala inicjatorów za to, że pomnik - kopia "Bogini Demokracji" wzniesionej podczas demonstracji na placu Tiananmen w Pekinie w czerwcu 1989 r. - jest stosunkowo niewielki, zwłaszcza w porównaniu z monumentalnymi pomnikami poległych w II wojnie światowej i wojnie w Wietnamie, które znajdują się na waszyngtońskim Mallu. Autor narzeka jednak, że pomnik jest "brzydki".
Nie podoba mu się też, że przemawiający na jego odsłonięciu politycy porównywali komunizm do radykalnego islamu, jako kolejnej ideologii totalitarnej, agresywnej i zmierzającej do panowania nad światem.
Na wtorkowej uroczystości prezydent George Bush przedstawił walkę z islamskimi terrorystami jako kontynuację tej samej walki, którą prowadzono z komunizmem w Europie i na całym świecie.
W tym samym duchu przemawiał demokratyczny przewodniczący Komisji Stosunków Międzynarodowych Izby Reprezentantów Tom Lantos, imigrant z Węgier, skąd wyjechał po powstaniu przeciw ZSRR w 1956 r.