"Za PiS‑u stocznie istniały, teraz grozi im likwidacja"
Platforma rządzi od roku, wybory były w październiku zeszłego roku. Za PiS-u stocznie istniały, myśmy znaleźli inwestora dla Stoczni Gdańsk, wywalczyliśmy dla Stoczni Gdynia 515 milionów dokapitalizowania, dla Szczecina wynegocjowaliśmy redukcję kwoty produkcyjnej w związku z czym wszystkie trzy stocznie produkcyjne w jakimś etapie zostawiliśmy przy życiu. - mówi gość "Sygnałów Dnia", poseł PiS Jacek Kurski.
01.10.2008 | aktual.: 01.10.2008 11:22
Sygnały Dnia: Unia Europejska, Komisja Europejska dokładnie miała rozstrzygnąć o losie naszych stoczni i nie wygląda to tak dobrze, jak zaplanował sobie minister Aleksander Grad. Otóż unijna komisarz ds. konkurencji odrzuca programy restrukturyzacyjne polskich stoczni Gdynia, Gdańsk i Szczecin. Do czego to zmierza?
Jacek Kurski: Bardzo niepokojąca wiadomość, ale przypomnijmy fakty. Jest październik, to jest sezon, no, średnio urlopowy w Polsce, pan premier Donald Tusk przebywa na urlopie, a w tym czasie nadchodzi wiadomość o bardzo poważnej groźbie likwidacji polskich stoczni. No, to jest troszeczkę symboliczna sytuacja. Ja mam nadzieję, że jest to zagrywka pijarowska Platformy po to, żeby teraz nastraszyć opinię publiczną, powiedzieć, jak jest źle, jak jest strasznie, proszę, nawet Neelie Kroes rekomendowała negatywną decyzję, a zjawi się...
Ale Neelie Kroes nie należy do Platformy.
- Ale zjawi się Donald Tusk z urlopu i za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wymusi na Komisji Europejskiej decyzję pozytywną. Oby tak było. Natomiast gdyby rzeczywiście miała być taka decyzja negatywna, no to przypomnijmy najprostsze fakty, że jest październik 2008 roku, Platforma rządzi od roku, wybory były w październiku zeszłego roku. Za PiS-u stocznie istniały, myśmy znaleźli inwestora dla Stoczni Gdańsk, tego samego inwestora dla Stoczni Gdynia potem uwzględniła Platforma w swoich planach restrukturyzacyjnych, wywalczyliśmy dla Stoczni Gdynia 515 milionów dokapitalizowania, dla Szczecina wynegocjowaliśmy tak zwaną redukcję kwoty produkcyjnej, czyli taki element negocjacji tej pomocy publicznej, w związku z czym wszystkie trzy stocznie produkcyjne w jakimś etapie zostawiliśmy przy życiu. Minął rok i jest groźba likwidacji. No, niech ludzie sami sobie wyciągną wnioski.
Aczkolwiek troszkę demagogii w tym, co pan mówi, bo można byłoby powiedzieć, że wcześniej, jeszcze za rządów SLD też stocznie istniały.
- Tak, jeżeli mi pan zarzuca demagogię, to jest to riposta wyłącznie na to, że parę tygodniu temu w obliczu pewnej bierności i nierobienia niczego przez parę miesięcy na początku tego roku Platforma rozpętała pewną histerię socjotechniczną, przyzywając do Trybunału Stanu Wojciecha Jasińskiego, zapowiadając Trybunał Stanu dla Jarosława Kaczyńskiego, pojawiły się pewne teksty o agencjach pijarowskich i marketingowych, które mają osłaniać proces upadłości, pojawiły się teksty w prasie o tym, że upadłość nie jest taka zła, że to było niestety w naszym przekonaniu niepotrzebne oswajanie Brukseli z perspektywą upadłości, że skoro upadłość nie jest taka straszna, no to niech nastąpi. W związku z czym to była nieodpowiedzialna decyzja Platformy. Ja tylko przypomnę, że stocznie były za naszych czasów przy życiu. To są fakty bezsporne i jeśli one upadają, to one mają upaść w październiku 2008 roku.
Czy posłowie PiS-u nie rozpętują histerii wokół szpitali, zapowiadając to, iż podobnemu scenariuszowi może być poddana ta zapowiedziana pomoc publiczna dla szpitali, poprzedzająca ewentualne ich sprywatyzowanie. Bronisław Komorowski twierdzi, że tego rodzaju decyzja nie wymagałaby zgody Komisji Europejskiej.
- No to trzeba wyjaśnić, bo o tym, że ten instrument, jakim jest pomoc publiczna, może być zabójczy dowodzi przykład stoczni. Więc to najpierw sobie wyjaśnijmy w Komisji Europejskiej, a potem niech Platforma przystępuje do swoich ustawowych propozycji. Natomiast my jesteśmy programowo przeciwko prywatyzacji szpitali i uważamy, że... i to zresztą na przykładzie szpitali widać tą zasadniczą różnicę między Platformą a PiS-em – no, my jesteśmy za pewną konsolidacją i spójnością narodową, to znaczy szpitale powinny być państwowe, publiczne i ogólnodostępne; Platforma chce, żeby były prywatne, czyli bogatszy będzie miał zawsze lepszy dostęp do służby zdrowia, bo taka jest logika firm działających na zasadzie rynkowej. My chcemy nadzoru pewnego, na przykład kuratorskiego, nad polską oświatą; oni by chcieli to wszystko puścić do samorządów. My chcemy równomiernego rozwijania terenów często zacofanych; Platforma chce stawki na metropolie. Więc my chcemy pewnej spójności narodowej, my chcemy obrony podstawowych,
strategicznych gałęzi jako państwowych; oni by najchętniej wszystko sprywatyzowali. I tak dalej, i tak dalej. W związku z czym tu jest element, to jest... szpitale są dobrym przykładem, jak dwie różne wizje świata ma PiS i Platforma.
Jacek Rostowski i Waldemar Pawlak zapewniają, że amerykański kryzys nas nie dotnie. Europa troszeczkę inaczej reaguje. Już pomijam te kraje, jak Irlandia, które zderzyły się z recesją, ale generalnie Europejczycy, Unia Europejska zawiedziona jest odrzuceniem planu Paulsona, czekają wszyscy chyba na plan drugi. Co pan na ten temat sądzi?
- No, jakieś działania są ze strony Kongresu Stanów Zjednoczonych czy FED-u, banku centralnego amerykańskiego konieczne, bo rzeczywiście to się rozpada jak domek z kart. Co prawda my jesteśmy immunizowani trochę jako Polska, ale nie do końca, zawsze ta talia, to domino zawsze do nas dochodziło. Natomiast tutaj pęka bańka mydlana i wychodzi na jaw, jak bardzo w ekonomii światowej zmieniło pojawienie euro jako waluty bardzo wielu państw, jako waluty wspólnej i rezerwowej w Europie. Dopóki jedyną walutą rezerwową świata był dolar, można było tę bańkę mydlaną w nieskończoność nadymać. Polegało to na tym, że...
- Tak, tak, tak, euro powiedziało: sprawdzam, bo do tej pory cały świat zadłużał się w dolarze, prawda? Każda transakcja czy infrastrukturalna, czy deweloperska, czy naftowa handlowa na świecie była zawierana w dolarze, w związku z czym Amerykanie mogli pompować te kredyty hipoteczne w nieskończoność, bo nigdy nie było takiego instrumentu, który powiedziałby: sprawdzam i przewrócił tę bańkę mydlaną. Euro to zrobiło, euro to zrobiło. (mg)