Za jakie słowa wygwizdali dziś prezydenta?
Pod Pomnikiem Ofiar Grudnia '70 "Aniołem Wolności" na szczecińskim pl. Solidarności rozpoczęły się obchody 40. rocznicy tamtych wydarzeń. Mieszkańcy miasta i przedstawiciele lokalnych władz zebrali się przed monumentem, by oddać hołd ofiarom. Prezydent Bronisław Komorowski podkreślił, że "bolesne i wstydliwe" jest to, iż procesy związane ze zbrodniami czasów komunistycznych ciągną się tak długo i że nie udało się nadal ukarać winnych. "Żyjemy w Polsce praworządnej, aczkolwiek niedoskonałej - po tych słowach prezydenta rozległy się gwizdy zgromadzonych.
17.12.2010 | aktual.: 17.12.2010 13:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zobacz, co się działo w grudniu 1970 roku
Czytaj: Komorowski wygwizdany. "Niech żyje Jaruzelski, Twój brat"
Pomnik Ofiar Grudnia '70 "Anioł Wolności" na szczecińskim pl. Solidarności stanął w miejscu, gdzie 40 lat temu padły strzały do protestujących. Pod monumentem przedstawiciele władz miasta i województwa, delegacje zakładów pracy i związkowcy złożą kwiaty i zapalą znicze.
Z pl. Solidarności uczestnicy uroczystości przejdą pod bramę główną stoczni szczecińskiej, gdzie będzie także prezydent Bronisław Komorowski. Metropolita szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga poprowadzi modlitwę Anioł Pański. Pod tablicą złożone zostaną kwiaty i wieńce.
Po uroczystości prezydent wręczy w Zachodniopomorskim Urzędzie Wojewódzkim odznaczenia państwowe, honorując uczestników szczecińskich wydarzeń grudniowych.
Oprócz oficjalnych uroczystości rocznica Grudnia '70 w Szczecinie odbędzie się także rekonstrukcja historyczna zamieszek na szczecińskich ulicach, otwarcie wystaw nt. grudniowego buntu. Obchody zakończy wieczorna msza w szczecińskiej katedrze
"Strzały uśmierciły ostatnie złudzenia"
Prezydent Bronisław Komorowski podkreślił w Szczecinie, że "bolesne i wstydliwe" jest to, iż procesy związane ze zbrodniami czasów komunistycznych ciągną się tak długo i że nie udało się ukarać winnych.
- Strzały, które padły na Wybrzeżu, prócz niewinnych ludzi, uśmierciły także ostatnie złudzenia Polaków, że system komunistyczny może kiedykolwiek mieć ludzką twarz - powiedział prezydent, zabierając głos podczas uroczystości pod tablicą "Pamięci poległych w grudniu 1970 r." przed bramą główną stoczni szczecińskiej.
- Dziś, po 40 latach od tamtych tragicznych wydarzeń żyjemy w niepodległej Polsce, gdzie każdemu wolno wyrażać i demonstrować swoje przekonania, w całej Polsce, także i tutaj w Szczecinie, i w czasie tej uroczystości - podkreślił Komorowski.
Wcześniej w piątek prezydent wziął udział w uroczystościach w Gdyni przed Pomnikiem Ofiar Grudnia'70. Jego przemówieniu na początku towarzyszyły głośne gwizdy, krzyki i buczenie kilkudziesięciu osób.
- Żyjemy w Polsce praworządnej, aczkolwiek niedoskonałej - powiedział Komorowski w Szczecinie. Na te słowa prezydenta rozległy się także gwizdy zgromadzonych.
Prezydent zaznaczył, że w odpowiedzi na te okrzyki może powiedzieć jedno: - Że chyba nie ma w Polsce nikogo z rodowodem solidarnościowym, który nie myślałby z goryczą i nie myślałby z bólem o tym, że (...) ukaranie na drodze sądowej winnych zbrodni po prostu się nie udało.
- Możemy razem wystawiać rachunki nam wszystkim, bo przecież nie udało się to żadnej ekipie, z wszystkich ekip solidarnościowych. Rzeczywiście sprawą bolesną i wstydliwą jest to, że procesy związane ze zbrodniami czasów komunistycznych ciągną się tak długo bez żadnego, albo z miernym efektem - podkreślił Komorowski.
Prezydent zaznaczył, że podczas grudniowych dni 1970 r. Polacy "w bolesny sposób mogli przekonać się, jaki jest prawdziwy stosunek władzy, która uzurpowała sobie miano "ludowej"; do tego właśnie ludu, do zwykłych obywateli, strzelano tutaj w Szczecinie".
- Do ludzi, którym obce były polityczne kalkulacje, którzy chcieli tylko żyć w sposób wolny i godny. To przecież dzisiaj wydaje się tak całkowicie zrozumiałe, niewygórowane i naturalne oczekiwanie. Ale z drugiej strony, ci, którzy pamiętają tamte czasy rozumieją, jak te oczekiwania były w istocie radykalne, jak daleko szły w sprzeciwie dla tamtej rzeczywiści politycznej, dla całego systemu opartego i na kłamstwie, i na przemocy - podkreślił Komorowski. "Dlatego zamiast rozmów, zamiast negocjacji partia komunistyczna miała protestującym do zaoferowania gaz, pałki, a wreszcie kule" - zaznaczył.
"Żeby brat nie podnosił ręki na brata"
Prezydent oświadczył, że teraz "zobowiązaniem dla każdego z nas jest dążyć do budowy takiego społeczeństwa, w którym brat nie podnosi ręki na brata". Podkreślił, że na tym polega sens i przesłanie zakończenia wojny polsko-polskiej.
Komorowski przekonywał, że warto zadać sobie fundamentalne pytanie: "Czy my dzisiaj jesteśmy w pełni uodpornieni na tę nieufność i chorobę nienawiści, która wtedy zaowocowała strzałami polskimi do Polaków?". Podkreślał też, że "dialogu zaufania i solidarności nie można zadekretować, nie sposób wymusić ich ustawą ani rozporządzeniem"
- Chcemy społeczeństwa, w którym głos prostego, zwykłego człowieka jest zawsze słyszany i słuchany przez tych, którzy sprawują władzę - mówił prezydent. Społeczeństwa - podkreślał Komorowski - "w którym między słowami a czynami nie wyrastają przepaści (...), nowe mury nieufności, pogardy i nienawiści"
- Tylko tak postępując będziemy mogli kiedyś, w tym już innym, lepszym świecie spojrzeć w oczy ofiar Grudnia i powiedzieć: zobaczcie, Polskę zniewoloną, przepojoną strachem i przemocą przemieniliśmy w miejsce godne ludzi wolnych, żyjących w prawdzie i silnych mocą solidarności - zakończył prezydent.
17 grudnia 1970 roku na wieść o ogłoszeniu przez ówczesne władze państwowe podwyżek cen żywności, w ówczesnej Stoczni im. Adolfa Warskiego wybuchł strajk. Stoczniowcy wyszli na ulice. Dołączali do nich pracownicy innych zakładów oraz mieszkańcy Szczecina. Demonstranci przeszli do centrum miasta pod gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR, chcąc rozmawiać z przedstawicielami KW PZPR. Ponieważ nie spełniono ich postulatu, manifestanci podpalili gmach komitetu.
W odpowiedzi milicja i wojsko zaczęły strzelać w kierunku tłumu. Zginęło wówczas 16 osób, ponad 100 zostało rannych. Ciała zabitych chowano po kryjomu w nocy, a w pochówku mogła uczestniczyć jedynie najbliższa rodzina.
Uroczystości w Gdyni
Z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego rano odbyły się w Gdyni obchody 40. rocznicy tragicznych wydarzeń w grudniu 1970 r. na Wybrzeżu. Uczestniczyło w nich kilkaset osób.
Tuż przed głównymi uroczystościami przy Pomniku Ofiar Grudnia'70, przed godziną 6 rano prezydent zapalił znicz na terenie stacji SKM Gdynia Stocznia. O tej godzinie i w tym miejscu przed 40 laty padły pierwsze strzały do robotników idących do pracy w stoczni.
Prezydent Bronisław Komorowski powiedział, że przelana 40 lat temu krew i śmierć robotników nie poszły na marne. - Dzisiaj widać, że z tej przelanej krwi, z tego cierpienia, z tego dramatu zrodziła się i polska Solidarność, i polskie zwycięstwo, Polska wolna, niepodległa i demokratyczna. To nie było na darmo - podkreślił prezydent.
- Stoimy w miejscu, gdzie 40 lat temu władza, która sama siebie nazywała władzą ludową, w sposób najstraszniejszy skrzywdziła prostego człowieka. Stoimy w miejscu, gdzie 40 lat temu władza komunistyczna, która sama siebie nazywała władzą robotniczą, kazała strzelać do ludzi pracy - mówił Komorowski.
Prezydent dodał, że tym miejscu "pewnie najłatwiej kierować modlitwę dziękczynną za wolną Polskę". - Ale pewnie także i najtrudniej modlić się w taki sposób, jaki modlimy się od dzieciństwa, gdzie mówimy: "Ojcze nasz - odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". To jest najprostsza modlitwa, ale też i najtrudniejsza. Warto słowa modlitwy przekuwać w realne działania i własne postępki - zaapelował.
Gwizdy w trakcie przemówienia Komorowskiego
Przemówieniu na początku towarzyszyły głośne gwizdy, krzyki i buczenie kilkudziesięciu osób stojących za barierką koło pomnika. Do protestujących o szacunek dla "pamięci i instytucji państwa" zwrócił się szef komisji międzyzakładowej "S" Stoczni Gdynia Dariusz Adamski.
Komentując ich zachowanie, Adamski powiedział: "niezależnie od racji i argumentów, które ci ludzie mają, wszyscy oczekujemy rozliczenia zbrodniarzy a nie ich honorowania; to nie miejsce na manifestację, tutaj jest miejsce na oddanie szacunku, na modlitwę i tak należy się zachowywać, pamiętając, że oprócz pretensji i roszczeń mamy jeszcze obowiązek szacunku wobec państwa i instytucji".
Odjeżdżającemu prezydentowi towarzyszyły gwizdy i okrzyki: "złodzieje", "bandyci".
Dariusz Adamski powiedział do zgromadzonych przed Pomnikiem Ofiar Grudnia'70: "dziś budujemy w Polsce nowe barykady, dzielimy na prawdziwych i nieprawdziwych Polaków". Przypomniał, że niedawno Polska dawała światu "przykład solidarnością w dążeniu do celu, która obaliła mury i podziały w Europie". - Dzielimy się na tych uczciwych i nieuczciwych i słyszymy za często kłótnie, gdzie szargają sztandar Rzeczypospolitej, wykorzystuje się idee +S+, symbole wiary a nawet tragiczne wydarzenia - podkreślił.
- Kto nie z nami, to nie Polak, nie katolik, a kto przeciwko nam, to ciemnogród albo fanatyk religijny. Mamy nieskrywaną radość z wszelkich niepowodzeń adwersarzy politycznych" - zauważył. "Demokracja to czy partyjniactwo? Program partii programem narodu? A gdzie człowiek? Gdzie dialog? - pytał Adamski.
- Mamy 40. rocznicę brodni nieosądzonej, więc nie znamy publicznie powodów; zbrodniarze wydający rozkazy, w tym oskarżony Wojciech J. - bo tylko tak według nomenklatury procesowej należy go nazywać i traktować - nie doczekał do tej pory oczywistego wyroku - powiedział.
- Czy miejsca morderstw władzy PRL-u w całym kraju mają pozostać pomnikami bezsilności polskiego wymiaru sprawiedliwości? Ale cóż się dziwić, gdzie również dziś słyszymy, że ludzi tamtego aparatu niektórzy nazywają "podstarzałymi działaczami lewicowymi" bądź nawet patriotami, choć byli wasalami czerwonej gwiazdy pięcioramiennej i nie Polsce służyli. To uwłacza pamięci ofiar - powiedział szef stoczniowej "S", gospodarz uroczyści.
Pod obeliskiem złożono kwiaty i wieńce. Modlitwę w intencji ofiar poprowadził metropolita gdański, abp. Sławoj Leszek Głódź. Wiązanki kwiatów pod Pomnikiem złożyły dziesiątki delegacji, m.in. przedstawicieli władz Gdyni i województwa, Solidarności, zakładów pracy, szkół i organizacji z całego regionu. Kompania Honorowa Marynarki Wojennej oddała trzy salwy honorowe.
Protest "Solidarności" ws. zachowania BOR
Zarząd Regionu Gdańskiego Solidarności wyśle do prezydenta Bronisława Komorowskiego protest dotyczący zachowania i działania służb zabezpieczających jego wizytę w Gdyni. Jak powiedział przewodniczący gdańskiej "S" Krzysztof Dośla, "związek zażąda w piśmie wyciągnięcia konsekwencji wobec funkcjonariuszy BOR zabezpieczających udział głowy państwa podczas uroczystości".
Jako przykład utrudniania obchodów Dośla podał próbę niewpuszczenia na plac przy pomniku m.in. arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia oraz wielu osób z kwiatami i wieńcami. - Biskup w końcu wszedł, ale towarzyszący mu kapłani byli popychani i poszturchiwani - powiedział.
Na plac przy pomniku można było dostać się tylko jednym wejściem, przed którym przez całą uroczystość stał tłum ludzi. Funkcjonariusze BOR sprawdzali każdą wchodzącą osobę.
W swoim liście związek przeprasza uczestników uroczystości, którym uniemożliwiono lub przeszkodzono w uczestnictwie w uroczystości
W grudniu 1970 r., w proteście przeciwko podwyżkom cen wprowadzonym nagle przez władze PRL, przez całe Wybrzeże przetoczyła się fala strajków i demonstracji. Aby stłumić protesty, władze zezwoliły milicji i wojsku na użycie broni. Według oficjalnych danych, podczas krwawych pacyfikacji w Gdyni, Gdańsku, Szczecinie i Elblągu w grudniu 1970 roku zginęły co najmniej 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych.