Za ile wiszących głów trzeba będzie zapłacić?
30 dni miały komitety wyborcze na usunięcie plakatów, które wisiały w ramach kampanii do Parlamentu Europejskiego. Na posprzątanie był więc czas tylko do 7 lipca. Okazuje się, że niektórych wciąż nie ściągnięto.
Zgodnie z art. 90 ust. 8 ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu, po tym terminie wójt lub burmistrz, prezydent miasta postanawia o usunięciu plakatów wyborczych, haseł i urządzeń ogłoszeniowych umieszczonych z naruszeniem przepisów lub nieusuniętych przez właściwe komitety wyborcze. Koszty ich usunięcia ponoszą właściwe komitety wyborcze.
Ile konkretnie jest takich plakatów i naklejek w stolicy będzie wiadomo dopiero w momencie, kiedy pracownicy ZOM-u zaczną usuwać nielegalnie rozwieszone ulotki i plakaty. Sprzątanie się jeszcze nie zaczęło, ale zakłady oczyszczania apelują do mieszkańców o to, by informowali o miejscach, gdzie wiszą jeszcze plakaty. Za pozostawienie plakatów sztabom wyborczym grożą kary.
Poprzyklejane plakaty i ulotki głównie zostają na słupach, barierkach i filarach mostów lub kładek. W przeszłości odnotowano nawet przypadek wbijania ulotek zamocowanych niczym chorągiewka w miejskie trawniki. Takie działania podlegają karze. Bowiem za oszpecanie miasta i rozklejanie afiszu, ulotki, ogłoszenia w miejscu do tego nie przeznaczonym jest wykroczeniem zagrożonym karą grzywny według art. 63a kodeksu wykroczeń.
Sprzątaniem zajmowały się głównie osoby zatrudnione w ramach programu aktywizacji osób bez pracy oraz skazani z zakładu karnego. Zeskrobywali plakaty przylepione do skrzynek energetycznych, latarni, rynien, pojemników do segregacji, murów, wiaduktów itp.
Po ostatniej kampanii parlamentarnej jesienią 2007 roku Zarząd Oczyszczania Miasta w Warszawie obciążył opłatami za sprzątnięcie osiem komitetów wyborczych na ogólną kwotę około 23 tys. zł. Ogłoszenia usunięto z powierzchni 211m2. Jednak decydowanie więcej sprzątania było po wyborach samorządowych w 2006 r. Wtedy siedemnaście komitetów wyborczych winnych było miastu ok. 85 tys. zł za posprzątanie 870 m2. Ślady tegorocznej kampanii europarlamentarnej są raczej sporadyczne.
Jak się dowiedzieliśmy od Iwony Fryczyńskiej z Zarządu Oczyszczania Miasta Warszawy, w tym roku było generalnie mniej plakatów niż przy okazji innych kampanii wyborczych. - Może to wynikać z charakteru tegorocznych wyborów - tłumaczy pani Iwona. Jak opowiada, najwięcej plakatów i billboardów jest przy okazji wyborów samorządowych. Wówczas kandydat stara się dotrzeć do jak największej liczby wyborców zarówno w większych jak i mniejszych miastach.
- Kampania do Parlamentu Europejskiego jest bardziej oddalona od przeciętnego człowieka. Może to być jeden z powodów, że tych plakatów było mniej. Ale może się z tym wiązać jeszcze dodatkowo obecny kryzys - wyjaśnia Wirtualnej Polsce Iwona Fraczyńska.
Pozostaje jeszcze kwestia dużych billboardów, które często nie są w gestii zarządu oczyszczania. Być może jest to również kwestia kryzysu, ponieważ jeszcze nie zgłosili się reklamodawcy, którzy swoimi plakatami jogurtów pozaklejają twarze kandydatów. I tak jeszcze na ulicy Puławskiej w Warszawie patrzy na nas Bernard Jean Edmond Alexandre Margueritte, francuski dziennikarz i publicysta silnie związany z Polską. Bez powodzenia kandydował z listy Polskiego Stronnictwa Ludowego w wyborach do Parlamentu Europejskiego. W Starogardzie plakaty wyborcze wiszą jeszcze na słupach energetycznych. W Warszawie przy ulicy Żelaznej wypłowiałych plakatów, z których spoglądają na nas twarze kandydatów wisi mnóstwo. Mimo zniszczeń, widać na nich podobizny, bez problemu można odczytać nazwisko czy nazwę partii.
Zarządy zapewniają, że usuwaniem nielegalnych plakatów zajmą się jak najszybciej, choć jeszcze nie wiadomo, jak te prace będą w tym roku wycenione. Problem w tym, że jak uczy doświadczenie, środki te są w dużej mierze nie do odzyskania. Wiele komitetów rozwiązuje się tuż po wyborach i nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności.