Za bramą tajemnic
Nie strzygą brody i co miesiąc golą głowę. - Postanowiono tak, żebyśmy się nie za bardzo podobali. A teraz okazuje się, że to modne. Jesteśmy aktualni - żartuje brat Emmanuel, furtian oo. Kamedułów. Kobiety są wścibskie. Chcą wiedzieć, czy bracia śpią w trumnach i mają czaszki w eremach, co jedzą i czy mają telewizory, czy boją się śmierci i dlaczego nie wolno im śpiewać. Są ciekawe wszystkiego. Tak jak ja.
12.11.2003 11:39
Poniedziałek. Na pętli w Salwatorze tłumy. Wszyscy cisną się do autobusów jadących w kierunku Bielan. Z okazji jubileuszu 1000-lecia męczeńskiej śmierci Pięciu Braci Polskich klasztor kamedułów na Srebrnej Górze otwarto zwiedzającym, także kobietom. Skorzystały skwapliwie. Jest godzina 13. Dla kamedułów ta "trzynasta" to już prawie dziesiąta godzina dnia. Pobudka o 3.30, 3.45 brewiarz, 4.45 do 5.30 czytanie w celach, potem jutrznia, msza święta, różaniec. O 7 śniadanie, chleb z masłem kawa z mlekiem, gdy nie ma postu. Potem praca, Anioł Pański, obiad, modlitwa w kościele, kolacja o 17. Tego dnia jest jednak inaczej.
Dopadamy (dosłownie) na dziedzińcu brata Emmanuela. - Jestem pijany od tego gadania - przyznaje. Od godziny 9 odpowiada na tysiące pytań stawianych mu przez zwiedzających. - Przez 30 lat, kiedy byłem kucharzem, nie musiałem tak dużo mówić jak dziś - zauważa. Teraz jest furtianem, na niego spadł obowiązek gospodarzenia. Martwi się czy nie mówi za dużo i czy aby roztropnie.
- Siłą was tu trzymają? - w dobrowolność wyboru życia kameduły raz po raz ktoś wątpi. - Słyszałam, że za karę przysyłają tu księży, którzy nagrzeszyli - kobiety wiedzą wszystko.
Chcielibyśmy do eremów. Dom pustelnika (jest ich trzynaście) ma cztery pomieszczenia. Jedno to sypialnia, drugie miejsce pracy mnicha. Tu jeden z braci robi różańce, drugi naprawia buty, trzeci pisze; jest umywalnia i kapliczka. Piorą sami, sami palą w piecach, sprzątają. Nawet najstarszy, 92-letni brat nie pozwala sobie pomóc. Drzewa w drewutni porąbie, przyniesie, zapali. Jest samoobsługowy - mówią o nim. Nie śpią w trumnach, choć kiedyś tak bywało. Reguła nie nakazywała. To tak jak z czaszką, kto chciał, mógł ja mieć w celi. Pozdrowienie "memento mori" to pewnie wymysł Sienkiewicza. Nie zobaczyliśmy cel, nie wolno.
Nie rozmawiają za często. Tylko we wtorki i czwartki, w sezonie letnim jeszcze w sobotę, a i tak o tym co najważniejsze. Posiłki jadają w celach, samotnie. Przy wspólnym stole spotykają się 12 razy w roku, w największe święta. Żyją - jak mówi brat Emmanuel - z opatrzności, z tego co Bóg im przyślę przez ludzi i z tego co sami zasadzą. Mają pola uprawne, na których brat starym traktorem musi sobie radzić, jest i pasieka. Każdy z nich ma swoje obowiązki: jeden jest od gości, drugi od sprzątania kościoła, trzeci od furty, czwarty od ogrodu.
- To ilu was jest? - dopytujemy się. To wie najlepiej kucharz po menażkach. Ojciec Maksymilian Witold Kozłowski, przeor mówi, że kilku. Najmłodszy ma 41, najstarszy 92 lata. Są i tacy co przychodzą z wielkiego świata i odchodzą. Na chwilę. Od 7 lat nie było jednak żadnego powołania. - Dać tu takich młodych, co to piją i z narkotykami rozrabiają - proponuje jedna. - Nie wytrzymaliby - kwituje kameduła.
Nie jedzą mięsa, kilka miesięcy w roku, przed świętami nabiału, nie śpiewają, nie golą brody, nie maja telewizji, radia, Internetu, obowiązują ich śluby milczenia. Nie wyjeżdżają do rodziny, nawet na pogrzeb najbliższego. Reguła jest surowa, trzeba odrzucić wszystko co oddala od Boga. A kto zawini, na pokutnej kapitule głośno będzie musiał wyznać swoje grzechy. - To nic pobajczyć sobie nie możecie? - dopytuje się leciwa już niewiasta. - Jak nikt nie widzi - brat Emmanuel ma poczucie humoru. Pobajczyć, jak się dowiedziałam, znaczy pobajdurzyć, pogadać o czymś niekoniecznie ważnym.
- To nie macie depresji, czy jak? - dociekają kobiety. Dziwimy się, że nie. Tak jak i dziwimy się opowieściom o rekluzach - tych którzy postanawiają się zamurować. Ostatni taki zmarł w Polsce w 1987 roku. Był zamknięty przez 30 lat. Jedzenie dostarczano mu przez niewielkie okienko. Mężczyźni chcą wiedzieć czy bracia mają obowiązek ćwiczeń fizycznych, czy wiedzą co dzieje się na świecie, czy mają telefony i jak załatwia się takie zwykłe urzędowe sprawy. Kobiety czy im nie tęskno za rodziną, czy można wystąpić, a potem znów wrócić, kto im pierze habity i czy mają ogrzewane cele. - A boi się brat śmierci? - pyta Helena. - Ja tęsknię za śmiercią - uśmiecha się kameduła. - Tęsknie do Boga i tego świata, który nam obiecał.
Mogliśmy zejść do katakumb, do tych, którzy już są po tej drugiej stronie: Bazylego, który zmarł 1937 roku, Remigiusza, który odszedł w 1949, Gabriela, Makariusza, Jozafata. Ich kości trafią po latach do wspólnego grobu, zwolnią miejsca następnym. Jesteśmy pod wrażeniem. Mamy tylko żal, że reguła kamedułów tak lekceważy kobiety, że mogą wejść tu tylko 12 razy w roku, pewnie i na rekolekcje mogą tylko mężczyźni? - dopytujemy się. - Niestety - mówi brat Emmanuel. - Na szczęście - poprawia się po chwili.
Katarzyna Kachel