"Za 10 lat" - wtedy poznamy prawdziwą przyczynę katastrofy?
Mam poczucie, jakbym po 10 kwietnia została przeniesiona do innego świata. Czuję się tak, jakbym była zupełnie inną osobą - mówi Wirtualnej Polsce Zuzanna Kurtyka, wdowa po prezesie IPN Januszu Kurtyce. Jej zdaniem wyjaśnienie prawdziwej przyczyny katastrofy smoleńskiej to kwestia 10 lat lub dłużej.
03.02.2011 | aktual.: 08.02.2011 11:24
WP: Anna Kalocińska: Na początku tygodnia do rąk Donalda Tuska trafił list otwarty Stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010 – którego jest pani członkiem - z prośbą o interwencję u odpowiednich władz Federacji Rosyjskiej w sprawie zamieszczonego na stronach internetowych MAK dokumentu ws. sekcji medycznej gen. Andrzeja Błasika.
Zuzanna Kurtyka: - Absolutnie szokujące jest, że MAK opublikował i udostępnił takie informacje. Mówię to m.in. jako lekarz, gdyż jest to ewidentne naruszenie tajemnicy lekarskiej i ochrony dóbr osobistych. To jest precedens na skalę międzynarodową. Dlatego zwróciliśmy się z prośbą do Donalda Tuska o interwencję w tej sprawie do władz Federacji Rosyjskiej. Wierzymy, że ze swojego stanowiska premier będzie nam w stanie pomóc. Tym bardziej, że tak naprawdę ta sprawa dotyczy wszystkich Polaków.
Nie sądzę, by ktokolwiek z nas chciał, żeby jego, czy też jego rodziny dokumenty sekcyjne zostały wystawione na widok publiczny. To, co robi MAK, to skandal. Taka praktyka jest niedopuszczalna. Proszę postawić się w roli rodziny gen. Andrzeja Błasika i zastanowić, co muszą oni teraz przeżywać i jak się czuć.
WP: Rozmawiała pani o tym z żoną gen. Błasika Ewą Błasik?
- Rozmawiałam i szczerze powiem, że jestem bardzo zbudowana jej postawą. Nie wyobrażam sobie, jak bym się zachowała na jej miejscu. Ona to wszystko bardzo dzielnie znosi.
WP: Co mówiła?
- Nie czuję się uprawniona, żeby powtarzać treść naszej rozmowy. Powiem tylko, że w podobnym tonie brzmiało jej oficjalne stanowisko po opublikowaniu raportu MAK, kiedy mówiła, że to, co zrobiono, było haniebną próbą szykanowania pamięci jej męża. Jak i o tym, że gen. Błasikowi próbuje się odebrać honor na oczach całego świata.
WP: A podpisała się pod waszym listem?
- Nie, nie ma jej podpisu. List napisało Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010, a Ewa Błasik do niego nie należy. Natomiast wiem, że żona gen. Błasika i jej pełnomocnik, po publikacji raportu MAK i pojawieniu się w internecie protokołu z sekcji medycznej, przygotowali własne pismo do Donalda Tuska z prośbą interwencję. Do tej pory nie otrzymali jednak od niego żadnej odpowiedzi.
WP: Uczestniczyła pani w spotkaniach Donalda Tuska z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej?
- Nie, ale znam ich treść z relacji innych członków rodzin. Wynika z nich, że rząd całkowicie pogubił się w pierwszych tygodniach po katastrofie. Osobiście uważam, że cała ta sytuacja – a w szczególności po publikacji raportu MAK – przerosła Donalda Tuska. W tym sensie, że nie docenił on polskiego społeczeństwa. Był zaskoczony reakcją Polaków na kłamliwe zarzuty Rosjan i faktem, że potrafią się im przeciwstawić. Gdyby to przewidział, pewnie byłby w kraju, zamiast udawać się na wypoczynek. Myślę, że politycy nie przewidzieli reakcji Polaków. Dlatego ze strony rządu zabrakło merytorycznego przygotowania do odparcia raportu MAK.
WP: Pani zdaniem premier prowadzi zbyt „miękką” politykę wobec Rosji?
- Historia pokazała, że polityka ustępstw wobec Rosji zawsze kończyła się źle. Przykładem z historii najnowszej jest koniec drugiej wojny światowej. Takie postępowanie doprowadziło do oddania w ręce Sowietów całej Europy Środkowej; czy wcześniej, z XVIII wieku. Teraz, tak samo jak wtedy Rosja próbuje rozgrywać dwa obozy polityczne w Polsce wykorzystując każdą okazję. Tego typu działaniem było rozdzielenie wizyt premiera i prezydenta 7 i 10 kwietnia. Raport MAK stał się wyrazistym symbolem dla Polaków uświadamiając im, jak bardzo rosyjska polityka jest nastawiona na ingerencję w losy naszego kraju. Musimy zdać sobie sprawę, ze ustępstwa wobec Rosji potwierdzają jej siłę, a naszą słabość.
Myślę, że im bardziej Polacy będą zdawali sobie sprawę z tego, jak bardzo wzrasta zagrożenie ze strony Rosji - nie mówię tu o wojnie, bo to nie jest tego typu sytuacja, ale o kontrolowaniu przez Rosjan sektorów strategicznych państwa i mediów - tym Polacy będą się bardziej jednoczyć. Na pewno jednak nie będzie to szybki proces. WP: A nie jest słabością to, że nie potrafimy się zjednoczyć po 10 kwietnia, że dwa przeciwstawne obozy polityczne wciąż przerzucają się odpowiedzialnością za Smoleńsk?
- Byłoby lepiej, gdyby było inaczej. Najbardziej niepokoi mnie jednak bierna postawa rządu. Bo fakt, że Rosja zignorowała nasze uwagi odnośnie raportu MAK i przerzuciła winę na Polskę, to jedno. Jednak rząd zachowuje się tak, jakby się z tym pogodził. Dlatego Polacy powinni sobie zadać pytanie o to, co my, jako naród, możemy w tej sytuacji zrobić. Na pewno próbować tę bierność rządu przełamać, choćby naciskając na niego i zmuszając do aktywnego działania. I proszę zauważyć, że właśnie w ten sposób działa opozycja – ostro kontrargumentując i wyciągając wszystkie błędy i niedociągnięcia. Jeśli PiS przestanie naciskać na rząd, to on zaprzestanie jakichkolwiek działań, a śledztwo ws. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej zostanie całkowicie oddane w ręce Rosjan.
WP: Niektóre wypowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego nie są jednak posunięciem się o jeden krok za daleko? W wywiadzie dla Onetu zasugerował, że trzy osoby zginęły w katastrofie smoleńskiej z powodu „małostkowości” Bronisława Komorowskiego. Ówczesny marszałek sejmu miał nie zgodzić się na przesunięcie głosowania i dlatego trójka posłów była zmuszona lecieć tupolewem, zamiast pojechać wcześniej pociągiem.
- Faktycznie, jest w tych słowach dużo przesady. Dlatego, że w ten sposób można by zweryfikować los każdej osoby, która znalazła się tamtego dnia w tupolewie. Gdybym na przykład ciężko zachorowała, to mój mąż by nie poleciał. Pewnego fatum czasem nie da się odwrócić i trzeba się z nim pogodzić. To, o czym mówi prezes Kaczyński, to wnioski bardzo daleko idące, znacznie wykraczające poza zakres naszych ludzkich możliwości.
WP: Niedługo minie rok od katastrofy pod Smoleńskiem. Wierzy pani, że poznamy prawdziwą przyczynę katastrofy?
- Wierzę, że uda się ją wyjaśnić. Jest to jednak kwestia dziesięciu lat, albo dłużej. Prawdopodobnie bardzo długo pozostaniemy jeszcze na etapie poszlak, spekulacji. Nie sądzę też, żeby udało nam się dostać od Rosjan podstawowe dowody w tej sprawie.
WP: 10 kwietnia pojedzie pani do Smoleńska?
- Nie, nie pojadę. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła być tego dnia gdzie indziej niż przy grobie mojego męża.
WP: Rodzina smoleńska jest podzielona?
- Przede wszystkim usiłują nas podzielić politycy i media. Ale jesteśmy w stanie wspólnie porozumieć się bez żadnych problemów. Nie zdarzyło mi się jeszcze, żebym z którąś z rodzin nie potrafiła się porozumieć albo przynajmniej spokojnie porozmawiać. Nie jestem z kimkolwiek skłócona.
WP: A zawiązała się między panią a z którąś z rodzin posmoleńska przyjaźń?
- To jest bardzo trudne pytanie. Na pewno są między nami kontakty, przy czym trudno odpowiedzieć, jak bliskie. Rzadko się spotykamy, gdyż pochodzimy z różnych miast. Częściej rozmawiamy przez telefon. Nie wiem, czy to można nazwać formą przyjaźni. Przyjaźń to jest coś, co jest sprawdzone, co zweryfikowały lata. Czas pokaże.
WP: Te kilka miesięcy pomogły w walce z traumą?
- Ciągle mam poczucie, jakbym – czy mi się to podoba, czy nie – została po 10 kwietnia przeniesiona do innego świata. Czuję się tak, jakbym była zupełnie inną osobą.
WP: A dzieci?
- Synowie na pewno ponieśli większą stratę niż ja. Ze swoim mężem byłam 33 lata, a mój młodszy syn tylko 10. Doskonale zdaję sobie więc sprawę, jak wielką odczuwa on pustkę.
WP: Żona prezydenta RP Anna Komorowska powiedziała, że pojedzie do Smoleńska na obchody rocznicy tej tragedii, jeśli będą sobie tego życzyły rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej.
- Nie jestem powołana do orzekania tego, co powinna robić Pierwsza Dama albo jej mąż prezydent RP Bronisław Komorowski. To ich wewnętrzny głos powinien im powiedzieć, co zrobić.
Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska