Z ulicy do klasztoru
Co roku kilka tysięcy kobiet w Polsce pada ofiarą handlu żywym towarem. Są bite, gwałcone, zastraszane, sprzedawane na aukcjach, jak zwierzęta - pisze "Życie". Dla kobiet zmuszanych do uprawiania nierządu, ucieczka jest tylko chwilowym wyzwoleniem. Opiekunowie - oprawcy wytrwale ich poszukują i zmuszają do powrotu.
Caritas rozpoczęła akcję pomocy - tworzenia miejsc, w których kobiety będą mogły się schronić, odzyskać równowagę, wrócić do normalności. Obroną dla nich staną się mury klasztorne. - Procedury wejścia do klasztoru są bardzo rygorystyczne i tylko tam kobiety te mogą czuć się bezpiecznie - mówi ksiądz Mirosław Jaworski z Caritasu. Uruchomiono 20 takich miejsc schronienia.
Pod ochroną Caritasu znajdują się teraz dwie Polki, które uciekły z niemieckich burdeli. Jedna z nich nie może wrócić, dopóki jej oprawcy nie zostaną zatrzymani. Kobieta pomaga niemieckiej policji. Druga ma małe dziecko, więc Caritas wynajął jej tajne mieszkanie w stolicy.
W promieniu 60 kilometrów od Warszawy Caritas rozrzucił na trasach, wzdłuż których stoją prostytutki, ulotki z numerem telefonu, pod którym dziewczyny mogą znaleźć pomoc. Najwięcej pracuje u nas Ukrainek, Bułgarek i Białorusinek. Jednak, jak zauważa ksiądz Jaworski, najlepszym sposobem dotarcia do nich, jest wyjście na ulicę i rozmowa. - Są dokładnie kontrolowane przez "opiekunów" a każdy numer, pod który dzwonią, jest dokładnie sprawdzany - zauważa ksiądz.
- Kobiety wystawiane są na aukcjach. Chodzą po wybiegu, a klienci niemal zaglądają im w zęby. W zależności od wyglądu, kobieta kosztuje od kilkuset do kilku tysięcy dolarów - mówi ksiądz Jaworski. Kwotę tę kobiety muszą później "odrobić". Oporne są bite i gwałcone. Ksiądz wspomina historię, jaką opowiadał mu jeden z policjantów podczas szkolenia, jakiemu poddano siostry zakonne. Sutenerzy przywiązali jedną z opornych kobiet do drzewa i kaleczyli ją scyzorykiem po udach. Oglądały to inne, które w ten sposób zmuszano do posłuszeństwa. (PAP)