ŚwiatZ Pekinu do Londynu - we dwoje na koniach

Z Pekinu do Londynu - we dwoje na koniach

Niezmordowany jeździec, który w
pojedynkę przemierzył w odwrotną stronę szlak ord Czyngis Chana,
wyruszy z Chin do Londynu. Tym razem w towarzystwie.

Z Pekinu do Londynu - we dwoje na koniach
Źródło zdjęć: © AFP

23.03.2009 | aktual.: 24.03.2009 10:37

47-letni Chińczyk Li Jing, o którego wyprawach w ostatnich dniach informują liczne portale internetowe, przejechał konno 9 tys. kilometrów z Wotkińska na Uralu do Pekinu.

Dotarł tam 11 marca, choć chciał zdążyć... na olimpiadę w sierpniu ub. r. To trudy podróży opóźniły dotarcie do celu. A w grudniu śnieżyce i 40-stopniowe syberyjskie mrozy zmusiły go do zimowania. Dopiero w marcu mógł ruszyć dalej.

- Od dzieciństwa kochałem konie i podziwiałem Czyngis Chana. To mi dało odwagę - wyjaśnił motywy swojej wyprawy.

- Ordy Czyngis Chana z Mongolii i Chin dotarły na Ruś i do Europy. Ja zrobiłem drogę odwrotną. A teraz chcę ruszyć w drugą stronę - mówi. Z Wotkińska jechał przez Ufę, Czelabińsk, Nowosybirsk, Krasnojarsk, Irkuck, Ułan Ude i Czitę, i dalej, przez Harbin, do Pekinu.

Li Jing urodził się w Chinach, ale w 1990 roku wyjechał do Rosji, gdzie ożenił się i ma też dziecko. Na Uralu uczył chińskiego, przygotowując się do podróży, w którą ruszył w 2007 roku.

- Nie ma nic piękniejszego, niż być samemu z końmi we wspaniałym stepie syberyjskim. Poczucie samotności i spokoju jest tam nie do opisania - opowiada Li Jing.

Cała podróż kosztowała go ponad 11 tys. euro. Pieniądze wydawał głównie na paszę i nowe konie, które kupował lub wymieniał. A że w stepach zdarzają się pasjonaci koni i awanturniczych dusz, zdarzało, się, że był koniem obdarowany.

Zazwyczaj wiódł ze sobą wierzchowca na zmianę, obładowanego bagażami. Na północno-wschodniej granicy z Chinami czekała go niespodzianka - konie musiały przejść kwarantannę. Ale dostał nowego wierzchowca, o chińskim imieniu Lu'ai - Miłość podróży.

Za niecały miesiąc, 19 kwietnia, podróżnik wyruszy w kierunku Londynu. Do udziału w wyprawie zaprosiła go Walijka Megan Lewis. Jednym z celów tej podróży starożytnym jedwabnym szlakiem z Chin przez pustynie, góry i stepy Chin i Azji Środkowej będzie zbiórka środków na cele charytatywne. Li Jing bardzo przyda się po drodze - mówi przecież zarówno po chińsku, jak i rosyjsku.

Trasą najazdów Hunów i Mongołów wyprawa dotrze do wybrzeży Morza Kaspijskiego i Czarnego, by później poprowadzić przez lasy i pola Europy.

Lewis to była nauczycielka geografii, która zajęła się hodowlą kuców walijskich. Azja zawsze ją fascynowała. Ma konną zaprawę - startowała w rajdach na dystansie 80-160 km.

Z Pekinu do Londynu droga wyniesie wiele tysięcy mil. Lewis ma nadzieję, że będzie pierwszą kobietą, która pokona konno taką trasę.

- Nie ma pewności, że uda się nam dotrzeć do Londynu - mówi Li. - Przecież na tak długiej trasie coś może się wydarzyć, musimy przekonać się, czy szczęście nam sprzyja, czy niebo będzie nam łaskawe. Może zdąży na następne igrzyska, rozgrywane w 2012 roku w Londynie.

W XIII wieku poczta mongolska zorganizowana przez Czyngis Chana, którego imperium w szczytowym momencie rozwoju terytorialnego rozciągało się od północnych Chin poprzez Azję Środkową po Ruś i Bliski Wschód, była w stanie dzięki częstym zmianom koni pokonywać do 600 km dziennie.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (15)