XI Festiwal Camerimage - Niewielki "pałac"
Już tylko jeden dzień dzieli nas od zakończenia tegorocznego, XI Festiwalu Camerimage. Impreza po raz trzeci odbyła się w Łodzi, zgodnie z umową, zawartą właśnie na trzy lata.
Jutrzejsza gala zamknięcia festiwalu nie oznacza jednak definitywnego końca. Marek Żydowicz, dyrektor Camerimage, już umówił się z prezydentem Łodzi Jerzym Kropiwnickim na następne trzy edycje.
Camerimage to oczywiście przede wszystkim konkurs filmowy, w którym ścigają się najlepsi operatorzy świata. Ale nie tylko. Festiwal jest również okazją do dyskusji, nawiązania nowych znajomości, pracy i rozrywek. Goście w tym roku okupują hotel Centrum, który przygotował dla nich najładniejsze pokoje i apartamenty.
Najbardziej hołubiony jest David Lynch. Światowej sławy reżyser dziś opuszcza Łódź. Niespełna tydzień, jaki spędził w mieście, wypełniły mu wycieczki po łódzkich zakładach, a dokładniej po nieczynnych, starych fabrykach. Jak wiadomo, Lynch z upodobaniem fotografuje architekturę przemysłową i nagie modelki (dowodem na to jest wystawa prac artysty w Galerii Atlas Sztuki), w tym roku zwiedził także Muzeum Włókiennictwa i wziął udział w gali inauguracyjnej festiwalu. Jadał sery, pomidory i placek wiśniowy, według własnego przepisu, popijał czerwonym winem.
Naturalnie nie tylko Lynch pił i jadł. Koniakiem i whisky raczy się James Ivory, specjałami z karty restauracji "Greensky" zajadają się uczestnicy wieczornych przyjęć i bankietów.
- Wstęp na nie jest wyłącznie za zaproszeniami, czasem urządzane są dyskoteki, występy artystyczne - mówi pracownik restauracji. Bywa, że w ciągu nocy przez lokal przewija się nawet tysiąc osób. Bawią się przede wszystkim studenci (przy festiwalu akredytowało się ich dziewięciuset, niemal z całej Europy).
Również nie tylko David Lynch spacerował po Łodzi i fotografował. W środę dwaj jurorzy: James Ivory (reżyser, m.in. "Pokój z widokiem", "Rozwód po francusku") i Pierre Lhomme (operator) oglądali kamienice, fotografowali zakątki na Bałutach, odwiedzili Stary Cmentarz, zachwycili się kaplicą Scheiblerów.
- Wszystkim podoba się Łódź, to miasto z atmosferą, szkoda tylko, że "pałac festiwalowy" jest tak niewielki - podsumował Daniel, student niemieckiej szkoły filmowej.
(l)