Trwa ładowanie...
d2y3sl1
17-12-2004 05:06

Wzloty i upadki Aleksandry Jakubowskiej

Aleksandra Jakubowska upadała już kilka razy, i za każdym podnosiła się szczebel wyżej.

d2y3sl1
d2y3sl1

Droga na szczyt i z powrotem

I wypić potrafi, i świński kawał opowie. Gdyby nie kształtna pierś i skłonność do płaczu, byłby zupełnie jak facet – tak o Jakubowskiej mówi członek władz klubu SLD.

Inny znajomy poseł dodaje:

– Ola była do tej pory jak „Bob budowniczy”, który zawsze da radę. Nawet po sprawie Rywina, która mocno zachwiała jej pozycją, potrafiła się podnieść, odzyskała charakterystyczną butę. Nie zmieniła jej też katastrofa helikoptera. Ale teraz, kiedy ruszono jej rodzinę, kiedy odwróciła się od niej partia, jest w największym dołku od lat. Ale choćby ją nawet wsadzili, to po latach znowu się podniesie. Bo to mocna kobieta...

Od kolebki do torebki

Aleksandra Sala, bo tak się posłanka nazywała przed wyjściem za mąż, wychowała się w podwarszawskim Pruszkowie w rodzinie robotniczej. W szkole dokuczano jej za wielkie okulary, ale Ola nie chciała być szarą myszką – zapisała się do drużyny koszykówki. To przez sport poznała przyszłego męża Macieja, pobrali się już na studiach, zamieszkali u jego mamy.

d2y3sl1

- Do dziś tworzą bardzo zgodne małżeństwo, bo Maciejowi odpowiada rola drugich skrzypiec – mówi ich znajomy.

Po ukończeniu polonistyki Aleksandra trafiła do redakcji „Sztandaru Młodych”. Zapisała się do PZPR, ale nie była pokornym karierowiczem. Jako młoda gniewna wzięła udział w strajku przeciwko odwołaniu redaktora naczelnego, który nieopatrznie puścił wywiad z Jackiem Kuroniem. Po wprowadzeniu stanu wojennego została negatywnie zweryfikowana, ale dzięki zachowaniu partyjnej legitymacji udało jej się zaczepić w apolitycznej „Przyjaciółce”.

- Jako reporterka jeździłam po kraju i pisałam zaangażowane reportaże społeczne - wspominała w jednym z wywiadów. - Ale po pewnym czasie miałam już dość żon alkoholików i dramatu rodzin wielodzietnych.

Władza uznała, że jej zaangażowanie po „złej stronie” w czasach karnawału „Solidarności” nie było aż tak istotne, by nie dać jej szansy w telewizji, gdzie trafiła w 1987 roku. To był czas, kiedy polityką zajmowali się dziennikarze zaawansowani wiekiem i służalczością wobec systemu.

d2y3sl1

- Podczas obrad Okrągłego Stołu zapamiętałem ją jako osobę przyjaźnie i energicznie towarzyszącą Markowi Barańskiemu, który był dla mnie symbolem peerelowskiej propagandy – wspominał w „Polityce” Andrzej Celiński, ówczesny uczestnik obrad po stronie opozycyjnej. - To towarzystwo świadczyło o niej jak najgorzej...

Z kolei Krzysztof Kozłowski, minister spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, opowiada anegdotę:

- Podczas obrad Okrągłego Stołu Jakubowska manifestowała niechęć do opozycjonistów. Lecz kiedy po ukonstytuowaniu się rządu Mazowieckiego przyszła z ekipą telewizyjną na wywiad z nowym premierem, zachowywała się jak ktoś, kto chce się przypodobać nowej władzy.

d2y3sl1

Wtedy się wydawało, że Jakubowska wyleci z hukiem z telewizji, do której weszli ludzie z opozycji. Jednak dzięki przyjaźni z Jackiem Snopkiewiczem, szefem zespołu „Wiadomości” kontynuowała karierę.

Olga Braniecka, jedna z dziennikarek „Wiadomości”, wspominała po latach w „Gazecie Polskiej”, że Jakubowska była nielubiana przez nowym pracowników telewizji, bo demonstrowała swoją zażyłość z szefem, który miał skłonność do „ulegania silnym kobietom”.

- Myślę, że Aleksandra Jakubowska jest w gruncie rzeczy nieszczęśliwą osobą – komentowała Braniecka po ujawnieniu afery Rywina. – Gdyby była sprzedawczynią w Pruszkowie czy Świdrze, na pewno cała okolica by się zachwycała, że taka wygadana, głośna i rubaszna.

d2y3sl1

Karierę telewizyjną zakończyła z hukiem i do dziś jest z tego dumna. W styczniu 1991 roku nowy prezes telewizji Marian Terlecki wyznał publicznie, że w „Wiadomościach” pracują głównie „dawni ubecy” i polecił zdjąć z anteny kilka skompromitowanych, jego zdaniem, twarzy, m.in. Jakubowską.

14 stycznia 1991 roku Aleksandra miała dyżur prowadzącej „Wiadomości”. Po przeczytaniu ostatniej informacji wykonała gest, który stał się jej znakiem firmowym. Pożegnała się z widzami, wstała od stołu, zdjęła z oparcia krzesła torebkę i wyszła szybkim krokiem. Wkrótce weszła w politykę...

Telefon od Józka

Ale najpierw dostała propozycję, której przyjęcie mogło odmienić jej życie i sprawić, że po latach w aferze Rywina stałaby po drugiej stronie barykady. Adam Michnik namawiał ją, by przeszła do „Gazety Wyborczej”. Jakubowska odrzuciła ofertę, bo czuła się lojalna wobec pozostałych kolegów, którzy opuścili „Wiadomości”.

d2y3sl1

Od tej pory tułała się po mniej prestiżowych redakcjach. Prześladował ją pech – została szefem działu politycznego „Kuriera Polskiego”, ale Kurier wkrótce padł. Pracowała w młodzieżowym „Misslandzie” i „Feminie”, kobiecym dodatku do „Życia Warszawy” – te gazety też upadły.

W „Feminie” Jakubowska nie po raz pierwszy pokazała, jak ważna jest dla niej lojalność. Bezrobotny wtedy Snopkiewicz, który wcześniej wspierał ją w telewizji, pisał u Jakubowskiej pod trzema pseudonimami zapełniając pół gazety.

Życie Jakubowskiej odmienił jeden telefon - od Józefa Oleksgo. Po mianowaniu go na premiera przypomniał sobie o zadziornej dziennikarce „Wiadomości”, która uciekła ze studia przed wojujcą prawicą. Właśnie kogoś takiego – z popularną twarzą i tupetem - potrzebował na rzecznika rządu.

d2y3sl1

- Ta propozycja spadła mi jak manna z nieba – wspominała po latach Jakubowska, która była zmęczona tułaczką po redakcjach. Jednym z głównych zadań rzecznika rządu jest kreowanie pozytywnego wizerunku premiera i jego ekipy. Oleksy liczył, że Jakubowska, poprzez swoje kontakty z dziennikarzami, zaskarbi mu ich sympatię. Tymczasem pani rzecznik niemal od pierwszych dni w rządzie pokazała, że jest już po drugiej stronie – zaczęła gromić niedawnych kolegów za manipulacje, nierzetelność.

Krytykowała prasę za to, że pisze o moskiewskiej pożyczce Leszka Millera (w tym czasie minister sprawiedliwości Jerzy Jaskiernia doprowadził do umorzenia śledztwa w tej sprawie). Słała skargi na telewizję publiczną do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, bo jej zdaniem premier Oleksy i jego gospodarskie wizyty w terenie były pokazywane w „Wiadomościach” na zbyt odległych pozycjach.

Doszło do tego, że na jednej z konferencji prasowych sam premier Oleksy wytknął jej w żartobliwym tonie:

- Koleżanka Jakubowska uczy się, ale zbyt wolno...

Po zmianie premiera na Włodzimierza Cimoszewicza, los Jakubowskiej był niepewny. Sztywny i zasadniczy w sposobie bycia Cimoszewicz, nie polubił rubasznej tupeciary. Ostatecznie została w rządzie, ale nie miała już tak mocnej pozycji, jak u Józefa Oleksego. W 1997 roku, tuż przed wyborami parlamentarnymi, Cimoszewicz wykreślił nazwisko Jakubowskiej z listy krajowej. Aleksandra znów została na lodzie...

Wysiadła na stacji lokomotywa

Większość działaczy miała jej dość. Przyznaje to po latach Jerzy Szteliga, ówczesny baron opolskiego SLD:

- Wiem, że Józek Oleksy próbował wepchnąć Olę na listy wyborcze w kilku okręgach, m.in. mazowieckim – mówi. – Wszędzie jej odmawiali, aż w końcu Józek zadzwonił do mnie. U nas też był tłok, przeciwko Jakubowskiej ostro oponowali inni działacze, np. Andrzej Namysło. Jednak uległem, bo pomyślałem, znana z telewizji Olka może być lokomotywą wyborczą dla naszej partii. Nie pomyliłem się. Dałem jej ostatnie miejsce na liście, a ona koncertowo weszła do Sejmu.

Przy okazji głosy straciła też mniejszość niemiecka, bo jej wyborcy z podopolskich wsi też skojarzyli znaną panią z telewizji.

- Nie rozumiem, dlaczego ludzie popierają spadochroniarzy – zżymał się potem poseł Henryk Kroll, szef mniejszości.

Złośliwi twierdzą, że Szteliga „przytulił Olkę” by utrzeć nosa działaczom, którzy chcieli go zdetronizować po tym jak przyznał się do współpracy z SB. Jeśli tak było w istocie, to miał nosa.

Jakubowska sympatię na Opolszczyźnie podbiła jeszcze podczas akcji obrony województwa opolskiego. Ona, warszawianka, stała razem z opolanami w żółto-niebieskim łańcuchu nadziei.

- Tak jak i większość członków opolskich elit podpięła się pod akcję obrony Opolszczyzny dopiero po jakimś czasie, ale w Opolu miała dobre PR, ludzie ją polubili – komentuje Janusz Wójcik, założyciel Obywatelskiego Komitetu Obrony Opolszczyzny.

Przełomowym dla jej kariery był rok 2000 - czas kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego. Wtedy to Jakubowska zjeździła Polskę wzdłuż i wszerz z Krzysztofem Janikiem i Lechem Nikolskim. Byli w najmniejszych dziurach, agitowali za Kwaśniewskim, ale przy okazji wizytowali partyjne doły. Polubili się, czemu dopomogło podobne poczucie humoru i umiłowanie do suto zakrapianych kolacji.

W „Rzeczpospolitej” Jakubowska przyznała, że przy Krzysztofie Janiku nauczyła się prawdziwej polityki.

- Obserwowałam – wspominała - jak buduje nową partię, jak potrafi być bratem łatą, jednocześnie mając ogromny autorytet.

Anonimowy polityk opolski opowiada, jak na Opolszczyźnie wokół Jakubowskiej tworzył się dwór.

- Było wiadomo, że Ola będzie szła w górę, więc warto się było pod nią podczepić – mówi. – No i Ola pociągnęła w górę wiele osób. Nie tylko Stanisławę Ch., którą zrobiła prezesem PZU, ale też np. Bogusława Nierenberga, z którym zdążyła się zaprzyjaźnić i którego uczyniła prezesem Radia Opole. Ciągnęła też Czesława Berkowskiego, agenta ubezpieczeniowego i dyrektora jej biura, który trafił do rady nadzorczej radia.

To, że rosła w siłę, widać po lekturze wywiadów z tamtych czasów. Po wyborach w 2001 roku, kiedy aktyw darł koty o stołki, mówiła w „NTO” władczym tonem:

- Kierownictwo partii panuje na sytuacją. Potrafimy uderzyć pięścią w stół i przywołać towarzystwo do porządku.

W nieoficjalnej hierarchii partyjnej była już wtedy ważniejsza od barona Jerzego Szteligi, który był I sekretarzem opolskiego KW PZPR już w czasach, kiedy Jakubowska biegała po stolicy z notesem i mikrofonem.

W 2001 roku Jakubowska już publicznie przeciwstawiała się Sztelidze, kiedy ten blokował kandydaturę prezydenta Opola Leszka Pogana na wojewodę.

- To nie on jest winien nieprawidłowości w mieście – mówiła o Poganie w jednym z wywiadów. – Poza tym jest prezydentem 7 lat i ma o wiele więcej zasług niż potknięć.

Czy będzie sypać

Adam Michnik, który w 1991 roku chciał uczynić z Jakubowskiej topową dziennikarkę w kraju, jedenaście lat później przyczynił się do jej upadku. Od wybuchu sprawy Rywina datuje się czarny okres w karierze pani poseł.

Jakubowska w trakcie wielogodzinnych przesłuchań denerwowała się, gubiła w zeznaniach. W końcu w przyjętym przez Sejm raporcie Zbigniewa Ziobry została uznana na członka grupy trzymającej władzę.

Ku zaskoczeniu obserwatorów Leszek Miller, już po miażdżących dla Jakubowskiej ustaleniach komisji śledczej, uczynił ją szefem swojego gabinetu politycznego. Ale pech ją nadal nie opuszczał.

- Modliłam się, żeby nie spłonąć żywcem - mówiła po dramatycznym lądowaniu helikoptera, kiedy wraz z premierem i częścią załogi, leżała w lesie pod Warszawą i czekała na przyjazd karetek pogotowia.

To był okres, w którym pani poseł udzielała refleksyjnych wywiadów, podkreślała swoją rodzinność. Opowiadała, jakim przeżyciem było dla niej urodzenie w 1982 roku syna, który na skutek błędu lekarskiego jest opóźniony w rozwoju i nigdy nie będzie mógł żyć samodzielnie. Wychwalała męża, który podtrzymuje ognisko domowe, kiedy ona boksuje się z posłem Rokitą, dba o wizerunek premiera Millera.

- Rodzina to moja twierdza - mawiała.

Jednak po wypadku szybko doszła do siebie. Wróciła pewność siebie, szpilki i spódniczki mini. Już w czasach peerelowskiej telewizji zarzucano jej, że nosi zbyt krótkie spódnice. Koledzy dziennikarze dworowali, że gdy siada na schodach w Sejmie widać jej majtki. Jakubowska w jednym z ostatnich wywiadów powiedziała, że nie ma zamiaru zmieniać odważnego, kobiecego stylu.

- Zrezygnuję z mini, gdy zacznę się sypać – stwierdziła w charakterystycznym dla siebie stylu.

Po "czarnym poniedziałku", 6 grudnia, kiedy policja weszła nad ranem do jej domu i zabrała męża, Jakubowska walczyła kilka dni, zapraszała do domu dziennikarzy, bezpardonowo atakowała prokuraturę. Po zapoznaniu się z zarzutami prokuratury zamilkła, milczy również jej telefon.

- Aleksandra tylko na zewnątrz jest taka twarda - mówi Józef Oleksy, marszałek Sejmu. - Wiem, co ona teraz przechodzi i nikomu nie życzę podobnych przeżyć.

Kolega z sejmowego klubu SLD:

- Pytanie na dziś brzmi, czy w wypadku podzielenia losu Pęczaka, Ola zacznie sypać kolegów. I zainteresowani mają nadzieję, że jednak nie. Bo ona zawsze podkreślała lojalność wobec przyjaciół i partii. Tylko czy teraz, kiedy partia ją zdradziła, to jeszcze jest aktualne?

Krzysztof Zyzik

d2y3sl1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2y3sl1
Więcej tematów