PolskaWywiad WP. Mateusz Morawiecki: Najciemniej jest zawsze przed świtem, a świt jest właśnie przed nami

Wywiad WP. Mateusz Morawiecki: Najciemniej jest zawsze przed świtem, a świt jest właśnie przed nami

- Wiem, jak ciężko jest wielu grupom zawodowym, seniorom, ale też młodzieży i dzieciom - mówi Wirtualnej Polsce premier Mateusz Morawiecki. - Staramy się, żeby Polska przeszła przez ten trudny czas jak najmniej poturbowana. Ale oczywiście zdarzają się nam błędy, za które przepraszam - dodaje premier w rozmowie z Marcinem Makowskim i Patrycjuszem Wyżgą.

Mateusz Morawiecki: za błędy przepraszam. Marcin Makowski i Patrycjusz Wyżga podczas rozmowy z premierem RP
Mateusz Morawiecki: za błędy przepraszam. Marcin Makowski i Patrycjusz Wyżga podczas rozmowy z premierem RP
Źródło zdjęć: © WP
Marcin MakowskiPatrycjusz Wyżga

Marcin Makowski, Patrycjusz Wyżga (Wirtualna Polska): Na ile zjednoczona jest dzisiaj Zjednoczona Prawica? Politycy Solidarnej Polski wprost zarzucili panu premierowi nie tylko zbytnią uległość w negocjacjach z Unią, ale pośrednio nawet zdradę interesu narodowego. Jak pan traktuje takie oskarżenia?

Mateusz Morawiecki (Prezes Rady Ministrów): Zjednoczona Prawica jest wystarczająco spójna. Mimo różnic w poglądach na wiele spraw, łączy nas wspólna wizja Polski. Jest rzeczą naturalną, że w dużej partii - jak mawiał Ronald Reagan - "partii dużego namiotu", pojawiają się różnice poglądów. Ale przecież w różnorodności może być siła. Nie bardzo wierzę, żeby przy tak skomplikowanym świecie, przy wielu różnych odniesieniach do polityki międzynarodowej, wewnętrznej, gospodarczej czy społecznej - można było znaleźć dzisiaj stuprocentową zgodność. Różnorodność sprawdza się i na poziomie koalicyjnym, i także w UE.

"Różnice zdań" są jednak fundamentalne. Dotyczą pryncypiów prowadzonej polityki, a nie jej marginesu.

I w Europie Zachodniej, i w ostatniej historii polskiego Sejmu bywały podobne sytuacje. Kiedyś w Prawie i Sprawiedliwości funkcjonowała grupa Marka Jurka, przedstawiająca bardzo zdecydowane poglądy w kwestii aborcji. Zresztą nasz drugi koalicjant - Porozumienie - w wielu sprawach znajduje się akurat na antypodach Solidarnej Polski. Sztuką jest pojednanie kilku stanowisk i wypracowanie wspólnego mianownika. My potrafimy to robić. Proszę spojrzeć na zagraniczną prasę, na napięcia w koalicjach rządowych we Włoszech, w Holandii, w Hiszpanii czy Niemczech. Albo przez ile miesięcy w Belgii nie można było skonstruować rządu…

Czy to jest jeszcze możliwe? Opozycja mówi, że jest pan słabym premierem, skoro nie potrafi trzymać porządku we własnym gabinecie. Dyscyplinować podważających pana autorytet ministrów, a nawet wiceministrów.

Prawo i Sprawiedliwości od 2015 wygrywa wszystkie wybory powszechne w Polsce. Program, który przedstawiliśmy Polakom, realizujemy krok po kroku. To pewnie stąd wynikają te głosy opozycji, gdyż ciężko im się określić od 5 lat, kim chcą być i co chcą robić. Gdybyśmy byli ekipą "ciepłej wody w kranie", zapewne dałoby się prosto przedryfować przez meandry współczesności. Nam jednak zależy na zmianie rzeczywistości od strony polityki międzynarodowej, gospodarczej, finansowej i historycznej. Naruszyliśmy tak wiele nerwów III Rzeczpospolitej, tak wiele grup interesów, poruszyliśmy tak wiele wątków, że byłbym zdziwiony, gdyby partie koalicyjne zachowały na każdy z tych tematów jednolite zdanie. Nadmiernie mnie to jednak nie niepokoi.

A nie niepokoi pana, że dzisiaj konkurentem poważniejszym od opozycji został koalicyjny sojusznik? Jak stara się pan rozładować napięcie powstałe w rządzie?

Zasadniczym forum decyzyjnym w Zjednoczonej Prawicy jest prezydium komitetu politycznego i komitet polityczny Prawa i Sprawiedliwości. Zdecydowanie najsilniejszej partii. Partii, która spowodowała, że wszystkie zmiany są możliwe. Szef naszego obozu politycznego dba o jedność. Sądzę, że jesteśmy w stanie mimo różnic wypracować wspólnotę interesów i zdań na tematy podstawowe i wiele innych, potrzebnych do usprawniania państwa. Dobrze jest mieć za sobą środowisko polityczne, gdzie pluralizm poglądów jest szanowany i respektowany.

To prawdziwie dyplomatyczna odpowiedź.

To przede wszystkim prawdziwa odpowiedź.

A propos dyplomacji. Za nami szczyt unijny, a wraz z nim miliardy euro oraz - parafrazując Zbigniewa Ziobrę - suwerenność kraju na stole. Czy zdaniem pana premiera udało się ją obronić poprzez dopisanie konkluzji do rozporządzenia o praworządności?

Naszą suwerenność wzmocniliśmy, ponieważ suwerenność to zdolność do realizacji polskich interesów, zdolność do obrony polskiej racji stanu pośród najsilniejszych graczy.

Ma pan przekonanie, że konkluzje, które nawet Jacek Saryusz-Wolski albo Witold Waszczykowski nazywają słabymi, bo nie stanowią prawa Unii, umacniają naszą suwerenność?

Po pierwsze minister Waszczykowski słusznie zauważył, że jeśli George Soros uznał konkluzje Rady za porażkę tzw. "obrońców praworządności", to musi to być wielkie zwycięstwo Polski. Po drugie trudno sobie wyobrazić, żebyśmy mówili o praworządności na poważnie, gdyby Komisja Europejska przyjęte przez siebie samą wytyczne traktowała jako rzecz nieistotną. W konkluzjach - a mam wrażenie, że nadal nie wszyscy je przeczytali - znalazło się wiele precyzyjnych zapisów, które w zasadniczy sposób zmieniają arbitralność rozporządzenia. Fakt przyjęcia ich przez Komisję Europejską jeszcze tego samego dnia sprawia, że przy dobrej woli wszystkich instytucji, będziemy mieli rozwiązanie akceptowalne i dla nas, i dla instytucji unijnych. Pewien chaos komunikacyjny, generowany dzisiaj zwłaszcza ze strony Parlamentu Europejskiego, jest zrozumiały - w końcu to w interesie Parlamentu Europejskiego jest przesuwanie kompetencji w kierunku Brukseli. Wielu parlamentarzystom nasze konkluzje się po prostu nie spodobały. Ale we Wspólnocie kluczowe wytyczne polityczne są rozstrzygane przez Radę Europejską i tak się stało również tym razem.

Zostańmy w temacie suwerenności, ale spójrzmy na nią z innej perspektywy. Pojawiają się argumenty, że możemy utracić samodzielność nie ze względu na politykę, ale dług publiczny - po raz pierwszy w historii zaciągnięty przez Unię jako całość.

Popatrzmy na pewne proporcje. Mówimy o Europejskim Funduszu Odbudowy, który opiewa na kwotę 750 mld euro, rozłożonych na 7 lat. To nieco powyżej 100 mld euro rocznie. To mniej niż 1 proc. PKB krajów Unii. Wiem, że ludzie często ekscytują się funduszami unijnymi i one są ważne. Choć trzeba nadmienić, że potrafimy o wiele większą część inwestycji publicznych finansować z budżetu krajowego. Polska się rozwija, staje się krajem coraz bardziej niezależnym finansowo. Patrząc na Fundusz Odbudowy z tej perspektywy mamy do czynienia z niewielkim ułamkiem w relacji do PKB czy do łącznego budżetu krajów Unii. Zwróćmy uwagę, że te środki mają być oddawane do 2058 roku. I że będą oddawane poprzez budżet unijny. Sądzę że warto, korzystając z wiarygodności inwestycyjnej jednego z największych układów gospodarczych świata, wzmocnić szanse na odbudowę naszej gospodarki.

Jak to się ma do pana słów, że gdyby negocjacje skończyły się wetem, Polska mogłaby samodzielnie - na korzystniejszych warunkach niż Unia Europejska - wynegocjować oddzielne kredyty?

Polska mogłaby indywidualnie zaciągać dodatkowe zobowiązania w wysokiej skali. Pokazaliśmy to, ratując miliony miejsc pracy w czasie pandemii poprzez Tarczę Finansową. To polskie pieniądze. Ale patrząc w przyszłość, lepiej mieć i te możliwości finansowe, które posiadamy, i Fundusz Odbudowy, i środki unijne.

Skoro jesteśmy w temacie wielkich pieniędzy, taki cytat. "Te 770 mld zł, które pozwolą na największy program modernizacji Polski od czasów Kazimierza Wielkiego, więc to jest niewątpliwie duże osiągnięcie całego naszego obozu, ale w tym pana premiera Morawieckiego osobiście, bo tam na szczycie Rady Europejskiej, ostatecznie w sali zostają tylko przywódcy" - to Adam Bielan w Radiu ZET. Czuje się pan jak Kazimierz Wielki?

Absolutnie nie! Natomiast wielki program modernizacyjny, który przeprowadzamy i który przyspieszy dzięki tym środkom, może mieć rzeczywiście bezprecedensową skalę. Taką, której do tej pory w Polsce nie było. Od kilku miesięcy pracujemy nad szerokim wachlarzem inwestycji w służbę zdrowia, inwestycji infrastrukturalnych, drogowych, kolejowych, energetycznych, środowiskowych, cyfrowych. Polska ma przed sobą najlepszy możliwy okres w historii, jeśli chodzi o rozwój i dogonienie w wielu obszarach Europy Zachodniej. Jeśli chodzi o przeszłość, wolę popatrzeć na ostatnie sto lat - wcześniejsze wieki kryją różne pułapki i wcale nie tak łatwo je porównywać. Ani w dwudziestoleciu międzywojennym, ani w czasach PRL, jak również w trzydziestoleciu wolnej Polski - tak wielkich funduszy do wydania nie było. Mam tu na myśli pulę łączną, która tak duża może być także dzięki naprawie finansów publicznych państwa – uszczelnieniu systemu finansowego.

Tym razem cytat z "Financial Times": - Mam nadzieje, że samo istnienie mechanizmu będzie zniechęcało państwa członkowskie do podejmowania złych decyzji. Chciałabym, by nie było wątpliwości, że jestem gotowa użyć tego narzędzia w razie potrzeby - mówi komisarz Věra Jourová w odniesieniu do dyskutowanego mechanizmu "pieniądze za praworządność". To dosyć jasne ostrzeżenie.

Jak już wspominałem, niektórzy politycy oraz państwa w Unii są niezadowolone z przyjętych konkluzji, dlatego pojawiają się głosy, które mają ich uspokoić. Ja to po ludzku rozumiem. W prawie europejskim istnieją jednak zasady, których nie możemy pomijać. Hierarchia prawa w UE jest następująca: prawo pierwotne i wtórne. Pierwotne są traktaty, wtórne - rozporządzenia, decyzje i dyrektywy. Jak określić konkluzje? Specjaliści od prawa europejskiego lokują je pod prawem pierwotnym a nad prawem wtórnym. Porównując sytuację do prawa krajowego, to trochę tak, jakby pojawił się akt mniej istotny niż konstytucja, ale ważniejszy niż ustawa. W porządku krajowym ciężko o podobną analogię. Konkluzje Rady Europejskiej mają zatem zasadnicze znaczenie.

Tutaj zdania uczonych są podzielone.

Nie do końca, spójrzmy na wyroki Trybunału Sprawiedliwości. Grecja nie wykonała 12, Włochy 9. I nic się wielkiego nie dzieje. Natomiast, gdy wszyscy premierzy - w tym Grecji i Włoch - zgodzą co do pewnych konkluzji, następnie przekładane są one na rzeczywistość legislacyjną. Istnieje polskie przysłowie: "gdzie nie ma kary, tam nie ma miary". Można je sparafrazować w kontekście zniwelowania przez nas dowolności w stosowaniu rozporządzenia do zdania: "gdzie nie ma miary, tam nie może być kary".

Skoro nie obawia się pan Komisji Europejskiej, może obawia się pan głosowania w polskim parlamencie dotyczącego ustaleń szczytu w Brukseli?

Nie, nie obawiam się.

Myśli pan, że tu nie będzie żadnych problemów, mimo zapowiedzi Solidarnej Polski, która deklaruje sprzeciw?

Do czasu głosowania my sami będziemy obserwować rozwój wydarzeń i realizację uzgodnień. Jeśli one będą postępowały we właściwy sposób, będziemy głosowali za ich przyjęciem.

Przed chwilą mówił pan premier o prawnym znaczeniu konkluzji, a nagle pojawiają się wątpliwości?

Mam nadzieję, że nie będzie powodów do wątpliwości, ale zawsze twardo będziemy walczyć o swoje racje.

Wspomniał pan niedawno o nowym programie gospodarczym, niezależnym od Unii - tzw. Nowym Ładzie dla Polski. Na czym ma polegać?

W najbliższych tygodniach chcemy przedstawić zręby tego programu, który musi polegać na czymś innym niż tylko lizanie ran po koronawirusie. COVID zupełnie przebudował świat, także geopolitycznie. Rosną w siłę Chiny, mamy do czynienia z ogromnym wyzwaniem dla świata Zachodu, którego jesteśmy częścią. Nowe wymiary świata trzeba bardzo głęboko przemyśleć; wymiar technologiczny, gospodarczy, finansowy i społeczny. W ramach Nowego Ładu chcemy zaadresować główne problemy, które wyłaniają się już w tym świecie pocovidowym, dotyczące chociażby modernizacji gospodarki - w takim wymiarze, którego do tej pory nie doświadczyliśmy. To będzie program o ogromnym znaczeniu inwestycyjnym, ale także w obszarze służby zdrowia, mieszkaniowym. Program ten będzie poprzedzony wieloma spotkaniami i debatami ze stroną społeczną i z przedsiębiorcami.

W oparciu o doświadczenia popandemiczne, np. zachowanie łańcucha dostaw z Azji?

Tak, chodzi również o zachęty do tego, żeby świat transatlantycki oprócz wspólnoty bezpieczeństwa militarnego, integrował różne ogniwa produkcyjne i strukturalne. Do tego należy przenoszenie do Polski czy Europy Centralnej różnych części łańcucha dostaw i produkcji, ale także ogromne inwestycje w ochronę zdrowia i  nowoczesną edukację.

Na ile polski Nowy Ład będzie "zielony"?

Szykujemy się na znaczące inwestycje w infrastrukturę energetyczną, w czyste powietrze. Podchodzimy do tego bardzo poważnie i potwierdziliśmy to działaniami z ostatnich lat. Dosłownie dwukrotnie w ciągu roku zwiększyła się moc zainstalowanych farm fotowoltaicznych, dzięki programowi "Czyste powietrze" oraz "Mój prąd" walczymy ze smogiem w miastach. To są przyszłościowe kierunki. Dla mnie walka o czyste powietrze jest szalenie istotna. Dlatego będziemy namawiać samorządy do tego, by przestały betonować miasta i tworzyły zielone strefy. No i nie zapominajmy o rozwoju energetyki jądrowej.

Powiedział pan niedawno w Sejmie, że deficyt po listopadzie wyniesie 13 mld złotych - czy są już precyzyjniejsze szacunki za cały rok?

Będą znane przed końcem roku.

Jeśli dobrze pamiętamy, 109 mld zł wynosi nowelizacja?

Deficyt po listopadzie to 13,2 mld zł, a za cały rok będzie to mniej niż 100 mld. Mamy spory bufor, ponieważ już na listopad spodziewaliśmy się kilkudziesięciu mld deficytu. Będziemy prefinansować część wydatków na rok 2021.

Jakiego wzrostu PKB spodziewa się pan w tym roku? Może to jest okazja, aby zakończyć rok optymistycznym akcentem?

Chciałbym, ale myślę, że ostatnie uderzenie koronawirusa w listopadzie i grudniu jest na tyle potężne, że optymistyczne prognozy spadku PKB, zakładające "dwójkę z przodu", jednak trzeba odłożyć do szuflady. Raczej należy się spodziewać spadku między 3 a 4 proc., bo zawieszenie działania dla ponad 30 branż, które cierpią mocno z powodu COVID-19 - i których cierpienie chcemy przynajmniej częściowo zrekompensować środkami krajowymi - to poważny uszczerbek dla gospodarki.

Proszę w takim razie przelać swój optymizm na 2021 rok. Chyba że nie ma ku temu podstaw.

Są podstawy. W 2021 roku mój optymizm opiera się na spodziewanych efektach szczepień. Mam nadzieję, że uporamy się z koronawirusem w II kwartale albo najpóźniej do III kwartału przyszłego roku. Wtedy gospodarka będzie mogła wrócić do normalności, a wzrost PKB będzie oscylował wokół 4 proc, a może nawet powyżej. Swój optymizm opieram także na doświadczeniu solidarności i współpracy z przedsiębiorcami. W sytuacji szoku płynnościowego, zasililiśmy firmy w płynność. Szok popytowy kompensujemy ogromnymi programami inwestycji lokalnych, drogowych i energetycznych. Szok podażowy minimalizujemy poprzez ułatwienia dla biznesu, zmiany w łańcuchach produkcyjnych i nowe perspektywy inwestycyjne.

Obraz
© wp.pl

Pozostając w temacie szczepień, Ursula von der Leyen zapowiedziała, że mogą one ruszyć na terenie Unii Europejskiej między 27 a 29 grudnia. Czy Polska jest na to gotowa?

Tak. Polska jest gotowa, by natychmiast rozpocząć szczepienia. Zabrałem głos na Radzie Europejskiej jako pierwszy w tej sprawie. Podkreśliłem, że liczy się każdy dzień. Prosiłem o to, by Europejska Agencja Leków nie czekała do 29 grudnia, bo taka była pierwotna data, tylko, żeby decyzję podjęto szybciej. Jeśli w innych rozwiniętych krajach - np. Kanadzie, USA czy Wielkiej Brytanii decyzje już zapadły, na co mamy czekać? Trzeba się jak najszybciej szczepić. Do tego zachęcamy wszystkich.

Minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił w czwartek wprowadzenie "kwarantanny narodowej" z ograniczeniami przemieszania się w sylwestra, zamknięciem hoteli i stoków narciarskich na czele. Czeka nas twardy lockdown jak w Niemczech?

Sytuacja jest bardzo groźna, staramy się, czerpiąc z doświadczenia otaczającego nas świata, a także z danych wewnętrznych i opinii lekarzy, przewidzieć najlepszy możliwy model ewolucji pandemii. I tak jak dzisiaj to wygląda przy zatrzymaniu tempa spadku zakażeń, nie chcemy ryzykować bardzo wysokiej trzeciej fali. W Brukseli i w Polsce usłyszałem od specjalistów, że styczeń i luty to miesiące, które wirusy z grupy koronawirusów "lubią" najbardziej. Dlatego musimy sobie powiedzieć jasno: trzecia fala jest przed nami. Dlatego zdecydowaliśmy się na obostrzenia, które mają zlikwidować fikcję, polegającą na tym, że całe rodziny wyjeżdżają na wyjazdy służbowe lub w siłowniach pojawiali się sami sportowcy zawodowi, a w galeriach handlowych są tłumy. Tu nie ma czasu na żarty i omijanie prawa, umierają ludzie. Nie można pozwolić na omijanie przepisów i na niefrasobliwość.

Jak pan premier wytłumaczy te decyzje Polakom, którzy kolejny raz z dnia na dzień dowiadują się o nowych obostrzeniach.

To jednak nie do końca prawda. Ogłoszone dziś restrykcje wejdą w życie za 11 dni! Zdecydowaliśmy się na zamknięcie na trzy tygodnie hoteli, stoków narciarskich, siłowni, salonów fitness czy galerii handlowych po to, żeby maksymalnie po świętach obniżyć transmisję wirusa i wejść w okres szczepień w możliwie najlepszym stanie zdrowia publicznego. To jest nasz główny cel. Jeżeli ktoś się z tym nie zgadza, warto otworzyć dowolną stronę rządową od Lizbony do Berlina i spokojnie porównać obostrzenia w Polsce i np. w Niemczech albo na Słowacji.

Wiem, jak ciężko jest wielu grupom zawodowym, seniorom, ale też młodzieży i dzieciom. Z jednej strony ryzyko strat, a z drugiej samotność, zniechęcenie. Wiem, bo mimo pandemii rozmawiam z wieloma osobami, które na co dzień borykają się z codziennymi problemami w warunkach pandemii. Jeszcze raz chcę zapewnić, że robimy co w naszej mocy, żeby ograniczać skutki koronawirusa zarówno dla ludzi, jak i dla gospodarki. Staramy się, żeby Polska przeszła przez ten trudny czas jak najmniej poturbowana. Ale oczywiście zdarzają się nam błędy, za które przepraszam.

Mamy wrażenie, że kolejny raz Polska znajduje się gdzieś pomiędzy stanem wyjątkowym a ogłaszanym już kilka razy "zwycięstwem z koronawirusem". Może warto postawić kropkę nad i, ustanowić godzinę policyjną i faktycznie kilka tygodni do czasu szczepień wytrzymać, zamiast żyć w fikcji "lockdownu bez lockdownu".

Bardzo poważnie traktuję te ryzyka i w pewnej mierze z panów uwagą się zgadzam. Rozważamy wprowadzenie dalej idących restrykcji, również dotyczących przemieszania się. Ale one wiążą się z koniecznością wdrożenia nowej legislacji.

Trwają już jakieś prace w tym zakresie?

Trwają rozmowy na poziomie politycznym oraz dyskusje z panem prezydentem. Obserwujemy dane i dalsze decyzje uzależniamy od nich. Już dzisiaj jednak chciałbym bardzo mocno zaapelować, by zachowywać się tak, jakby była godzina policyjna. Tak jakby obowiązywały jeszcze dalej idące ograniczenia. Także w przemieszczaniu się. Zakres zmian zależy od naszej dyscypliny.

Cały sylwester w domu?

Z bólem serca, ale tak.

Czy jest szansa na to, że dzieci wrócą do szkoły po feriach?

Na dzisiaj nie jesteśmy w stanie tego określić. Dmuchamy na zimne wiedząc, że w sytuacji wzrostu zakażeń i braku dyscypliny społecznej, grożą nam kolejne restrykcje, a nie luzowanie obostrzeń. W optymalnym wariancie klasy 1-3 wrócą do nauczania stacjonarnego i hybrydowego po 18 stycznia.

Przejdźmy do tematów społecznych. Choć Strajk Kobiet nie jest już tak liczny podczas protestów ulicznych, temat aborcji i wyroku Trybunału Konstytucyjnego nie wygaśnie. Czy pan jako szef rządu zastanawia się w kontekście stabilności państwa, co dalej robić ze zdestabilizowanym kompromisem aborcyjnym?

Patrzę na to trochę inaczej. Kobiety mają pod wieloma względami cięższą sytuację życiową i zawodową od mężczyzn. Dlatego walka o ich prawa i równouprawnienie w wielu obszarach jest rzeczą nie tylko pozytywną, ale dla mnie - priorytetową. Polska znajduje się w czołówce państw europejskich, jeśli chodzi o równość w zakresie pracy i płacy między kobietami i mężczyznami. Porównanie np. do bogatych krajów południa, jak Włochy czy Hiszpania, wypada zdecydowanie na korzyść Polski. Walka z przemocą domową to również jedno z naszych podstawowych zadań. Troska o prawa kobiet jest jednym z naszych fundamentów polityki społecznej.

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Dlaczego setki tysięcy kobiet krzyczą w kierunku pana rządu: "to jest wojna"?

Mam wrażenie, że na początku protestów udało się wzbudzić tę destabilizację społeczną i wmówić, albo przekonać wiele osób, że wyrok Trybunału całkowicie eliminuje aborcję. To jest nieprawda. Sam byłem zwolennikiem utrzymania kompromisu aborcyjnego. Chciałbym jednak zaapelować o to, by nie protestować w czasie pandemii, bo to niechybnie prowadzi do zwiększonej liczby zakażeń. A te do zgonów. Uważam, że ta dyskusja powinna odbyć się w przestrzeni publicystycznej, w sieci i na niwie polityki. Ale nie podczas protestów, które rozlewają na ulice. Bo to tworzy śmiertelne zagrożenie dla ludzi.

Teraz sprawy międzynarodowe. Joe Biden zostanie 46. prezydentem Sanów Zjednoczonych. Czy spodziewa się pan ochłodzenia relacji z Białym Domem? Jak pan sobie wyobraża przyszłość relacji polsko-amerykańskich?

Myślę, że wspólnota interesów między Polską a USA jest tak głęboka, że nie ma podstaw do obaw o ochłodzenie relacji. Donald Trump zafundował "pobudkę" Stanom Zjednoczonym - wyrwanie z drzemki hegemona nastąpiło dość gwałtownie. Polska w tych nowych okolicznościach geopolitycznych stała się strategicznym partnerem USA, zarówno wojskowym, jak i coraz bardziej w obszarach gospodarczych. Sądzę, że nie ulegnie to zmianie.

Jak pan premier interpretuje znamienny brak telefonu do prezydenta Andrzeja Dudy? Były rozmowy z Nową Zelandią, telefon do Berlina, Londynu, a nie było do Warszawy. Wygląda na to, że Joe Biden wysyła czytelny sygnał, że z czerwonego dywanu do Pennsylvania Avenue, znaleźliśmy się na jego końcu.

Nie odczytuje tego w taki sposób. Niemcy są największym państwem UE, a Nowa Zelandia i Wielka Brytania tradycyjnym partnerem USA. Nie przywiązywałabym do tego takiej wagi, sądzę, że prezydent Andrzej Duda będzie w stanie wypracować tak dobre relacje z nowym prezydentem USA, jak z poprzednim.

Polityka krajowa. Wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk został kandydatem PiS na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich. Czy to dobry wybór?

Tak. Profesor Wawrzyk jest wyważonym, dobrym kandydatem środka.

Opozycja zapowiedziała, że jest to kandydatura nie do przyjęcia, nie będzie reprezentować wszystkich obywateli. Jest też posłem Prawa i Sprawiedliwości. W przypadku nominacji na Rzecznika - rzecz bezprecedensowa.

Jest osobą nieuprzedzoną, roztropną i wolną od negatywnych emocji. Osobą o szerokich horyzontach. To dobry kandydat na to stanowisko. Myślę, że mógłby pogodzić wiele punktów widzenia, jednocześnie dbając o prawa obywatelskie.

Spodziewa się pan głosowania Senatu za kandydatem, który brał udział aktywnie w kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy? Minister Wawrzyk opowiada się jednoznacznie po stronie rządu, jako RPO musiałby bronić wszystkich stron sporu politycznego. Będzie umiał?

Jako nasz poseł jest jednoznacznie kojarzony z Prawem i Sprawiedliwością, ale jako profesor akademicki posiada kompetencje intelektualne, by bronić różnych stanowisk. Dlatego sądzę, że za jego kandydaturą powinien zagłosować również Senat. Zresztą rozumiem, że rzecznik Adam Bodnar nie jest zaangażowany w spór polityczny, stojąc jasno po jednej z jego stron? Profesor Wawrzyk jest w pełni profesjonalistą i na pewno nie będzie powielać zachowania obecnego RPO.

Co się dzieje, panie premierze, z waszym poparciem? Ostatni sondaż pracowni Kantar wskazuje na remis między PiS-em a Koalicją Obywatelską. Dlaczego poparcie rządu spada?

A pamiętają panowie sondaż, gdzie Nowoczesna miała ponad 30 proc., albo ten, w którym Bronisław Komorowski wygrywał z Andrzejem Dudą w sposób miażdżący? Nawet gdzieś w swoich archiwach mam szczególnie ten drugi sondaż. Czy nie robiła go to sama pracownia? Myślę, że często sondaże, podobnie jak publicystyka, bardziej odzwierciedlają poglądy swoich redaktorów, niż szerszy wydźwięk opinii publicznej. Ale mimo to do sondaży podchodzimy z szacunkiem. Z dystansem, ale i z szacunkiem. Oczywiście w ostatnim czasie wiele tematów, które były trudne, spowodowały spadek naszego poparcia, ale wierzę, że jesteśmy je w stanie odbudować poprzez wiarygodną i dobrą politykę wspartą ambitną wizją rozwoju. Ale żeby też panom redaktorom zwrócić uwagę, to proszę zajrzeć na łamy "Super Expressu" czy serwisu wPolityce.pl - tam chyba są inne wyniki.

Przed nami święta, dla wielu osób najtrudniejsze po upadku komunizmu. Jak pan je spędzi?

Wigilię i Boże Narodzenie spędzę w rodzinnym kręgu, tak jak na to pozwalają przepisy. Co roku starałem się zobaczyć z moja mamą, kolędowanie w szerszym gronie rodzinnym, ale teraz to nie będzie możliwe. Połączę się z mamą na jednym z komunikatorów wideo. Mocno żałuję również, że nie będę mógł wziąć udziału w tradycyjnych spotkaniach świątecznych organizowanych przez moich przyjaciół z Solidarności Walczącej. W rozmowach z nimi odżywają nie tylko dawne wspomnienia o walce z komuną. Rozmawiamy też o dzisiejszych czasach i o budowie lepszej Polski.

Nie będzie również ojca, śp. Kornela Morawieckiego.

Tak, to już drugie takie święta, które spędzę bez niego. Bardzo mi go brakuje, ale jego czyny, jego myśli i jego wiara cały czas mi towarzyszą.

Sądzi pan, że Polacy zastosują się do apelu o pozostanie w domu w tym czasie?

Mam nadzieję, że tak. Chciałbym za państwa pośrednictwem zaapelować do rodaków: zostańmy w domu, bo dziś możemy poprzez wspólne świętowanie wyrządzić najbliższym największą krzywdę.

Święta Bożego Narodzenia to nawet w takich czasach okres optymizmu. Czego by pan życzył Polakom?

Najciemniej jest zawsze przed świtem, a ten świt jest właśnie przed nami. Świt to przebudowa gospodarki polskiej i – mam nadzieję, również europejskiej. Świt to ogromne inwestycje w służbę zdrowia, edukację i nowoczesną infrastrukturę. Świt to zielony ład, po to, by uniezależnić się od rosyjskiego gazu, ropy i węgla i od arabskich dostaw. To pozwoli pozostawić Polsce 50 do 80 mld zł rocznie. Gigantyczne pieniądze. Jest o co walczyć. Wchodzimy w nowe czasy, których kształtu jeszcze nie znamy. Wbrew pozorom myślę, że refleksja o nowych czasach towarzyszy również innym przywódcom europejskim, dlatego jestem optymistą, jeśli chodzi o kolejne lata. Patrzymy na siebie i przed siebie z pewną dozą sceptycyzmu, ale też jest w nas nadzieja - choć to inny rodzaj nadziei niż jeszcze rok temu. Koronawirus przebudował naszą świadomość, widzimy, że musimy się dogadywać i budować kompromisy. Unia Europejska jako Europa ojczyzn może być bardzo silna. Tego wszystkim i sobie życzę.

Życzę także wszystkim Polakom, aby patrzyli na naszą Ojczyznę z wielką miłością i szacunkiem. Byśmy byli silni, również siłą swych różnic. Abyśmy potrafili łączyć się w chwilach trudnych i cieszyć z sukcesów naszych dzieci i wnuków. Chciałbym, abyśmy przestali patrzeć na siebie z agresją, a zaczęli się szanować. I udanego Euro w 2021!

Rozmawiali Marcin Makowski i Patrycjusz Wyżga

Obraz
© wp.pl
Źródło artykułu:WP Wiadomości
mateusz morawieckikoronawirusbudżet ue
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2728)