Wypchany niedźwiedź Bruno podkrada miód w muzeum
Niedźwiedź Bruno, którego wędrówka przez
Alpy fascynowała dwa lata temu Europę i który w końcu został
zastrzelony, powrócił. Wypchanego Bruno umieszczono w
Muzeum Człowieka i Przyrody w Monachium.
26.03.2008 | aktual.: 26.03.2008 21:01
Bruno jest teraz częścią stałej ekspozycji. Stanowi część dioramy - przestrzennej aranżacji z makietą plastyczną i rekwizytami, w której rozbija ule, żeby dobrać się do miodu.
Losy Bruna, okrzykniętego gwiazdą sezonu wiosną 2006 roku, śledziły z uwagą media. W Bawarii furorę zrobiły koszulki z wizerunkiem niedźwiedzia i napisem "Nie złapiecie mnie".
Gdy nie powiodły się liczne próby pojmania niedźwiedzia, by odesłać go do parku narodowego we włoskim Południowym Tyrolu, skąd przywędrował, władze zezwoliły na odstrzał.
Bruno, włóczący się po Alpach na niemiecko-austriackim pograniczu, stanowił zagrożenie dla ludzi. Kilkanaście razy włamywał się do zagród, porywał owce, króliki i kury. Zniszczył też kilka uli. Miał dwa metry wysokości i ważył 100 kg. Był pierwszym od 1835 roku brunatnym niedźwiedziem, jaki przywędrował do Niemiec.
Jak powiedział dyrektor muzeum Michael Apel, pokazywanie Bruna rozszarpującego owce byłoby zbyt drastyczne i dlatego zdecydowano się na scenkę z podkradaniem miodu.
Przygotowanie Bruna do wystawy zajęło 1400 godzin. Wypychacz zwierząt Dieter Schoen powiedział, że starał się zachować realizm. Wystawa ma pokazać, że Bruno to nie straszliwa bestia, ale i nie miś do przytulania - dodał.