"Wykorzystywanie tragedii dwojga policjantów do celów politycznych jest niegodne"
Jako "niegodne i niewłaściwe" określił wiceminister Spraw Wewnętrznych i Administracji Marek Surmacz "polityczne wykorzystywanie" sprawy śmierci dwojga policjantów, którzy odwozili do domu dyrektora departamentu w MSWiA.
05.12.2006 | aktual.: 05.12.2006 18:24
Zobacz galerię:
Odnaleziono samochód policjantów
Jeszcze przed odnalezieniem zaginionego radiowozu i ciał policjantów, SLD wezwało wicepremiera i szefa MSWiA Ludwika Dorna do złożenia sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych wyjaśnień dotyczących okoliczności, które doprowadziły do zaginięcia policjantów. Posłowie Sojuszu chcą wyjaśnić m.in., kto i dlaczego dopuścił do wprowadzenia opinii publicznej w błąd, wydając "kłamliwy meldunek, że policjanci jechali do Siedlec w celu realizacji zadania operacyjnego", co miało, w ich ocenie, spowodować opóźnienie w podjęciu czynności poszukiwawczych.
Nie będę wdawał się w polityczne pyskówki z SLD - odpowiedział wicepremier Dorn, poproszony podczas konferencji prasowej w Brukseli o odniesienie się do apelu Sojuszu.
Informacje, jakoby opóźniano podjęcie czynności związanych z poszukiwaniem policjantów, wiceminister Surmacz określił na konferencji w stolicy jako "kłamliwe".
W żadnym razie ukrywanie, tuszowanie, mylenie opinii publicznej nie miało miejsca - podkreślał. Pytany o zamieszanie wokół informowania o sprawie, powiedział, że "z całą mocą" może stwierdzić, iż informacje o tym, że policjanci wykonywali zlecenie z MSWiA, "co było oczywistą nieprawdą", podała policja. W żaden sposób dysponowanie radiowozem służbowym przez funkcjonariuszy nie można wiązać z czynnościami służbowymi MSWiA - podkreślił.
Rzecznik resortu Tomasz Skłodowski zapewniał, że z resortu "za jego pośrednictwem nigdy, dla nikogo, nigdzie nie była przekazywana jakakolwiek wiadomość, że funkcjonariusze wykonywali zlecenie na rzecz MSWiA".
Takie sformułowania znalazły się, nieszczęśliwie - jak się okazuje, w komunikatach przekazywanych przez rzecznika stołecznej komendy policji oraz rzecznika komendy głównej policji - dodał.
Odbiorcami naszych informacji są dziennikarze. Pracowaliśmy z nimi cały czas od soboty i żadna z redakcji nie zgłaszała zastrzeżeń ani do rzecznika komendanta stołecznego policji, ani do służb prasowych Komendy Głównej Policji. Dobrze wiedzą, że od początku były o wszystkim informowanie - zaznaczył dyrektor biura komunikacji społecznej Komendy Głównej Policji Paweł Biedziak.
Surmacz przypomniał, że odwożony urzędnik w poniedziałek rano złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska i została ona przyjęta. Nadal jest pracownikiem MSWiA, ale przestał być dyrektorem departamentu - dodał.
Pytany o zwyczaj wykorzystywania radiowozów jako tzw. niebieskich taksówek, Surmacz powiedział, że "jeśli takie naganne zdarzenia mają miejsce, a funkcjonariusze o nich nie informują przełożonych, to go to dziwi". Cenię sobie w służbie odwagę cywilną ponad wszystko - dodał.
Pytany, czy kierownictwo resortu powinno ponieść odpowiedzialność polityczną, powiedział, że "gdyby to, co się działo, miało związek z wykonywaniem przez ministerstwo jakichkolwiek czynności związanych ze służbą, to z pewnością taka odpowiedzialność mogłaby być sugerowana". Podkreślił jednocześnie, że "to, co się wydarzyło, pozostawało bez jakiegokolwiek związku z wykonywaniem naszych funkcji w MSWiA".