"Wygrała z rakiem, przegrała z SOR-em". Wypisali ją po 8 godzinach i zmarła
– Mogła żyć. Przegrała walkę z SOR-em – powiedziała "Uwadze TVN" Karolina Adamczyk, której matka Małgorzata zmarła po wypisaniu z oddziału ratunkowego. Przyjęto ją tam z silnym krwotokiem z gardła, nie chciano jednak zatrzymać jej na obserwację.
Dopiero co pokonała raka migdałka i wszystko wskazywało, że wyzdrowiała. Komplikacje nastąpiły po pobraniu wycinków do badań. Dzień po dniu wystąpiły krwotoki. – Mama prosiła, żeby dzwonić na pogotowie. Dławiła się krwią – powiedziała córka.– Zobaczyłem jak żona leży w kuchni. Tyle krwi w życiu nie widziałem – dodał mąż. Pani Małgorzata trafiła do szpitalnego oddziału ratunkowego w Zawierciu. Mimo że opanowano krwotoki, wcale nie było z nią lepiej. Karolina wyjaśniła, że pobrali mamie krew dwukrotnie. Czemu dwa razy? – Nie zanieśli krwi do badań i ta skrzepła – stwierdziła córka zmarłej.
Niemal 8 godzin od przyjęcia pacjentka wróciła do domu. Godzinę później już nie żyła. Szpital zapiera się, że stanął na wysokości zadania. – Lekarz zajął się tą chorą natychmiast. Zgodnie z procedurami obowiązującymi na SOR, oceniono jej stan zdrowia i podjęto wszelkie czynności, związane z jej stanem zdrowia – tłumaczył w rozmowie z reporterami "Uwagi" Sławomir Milka, zastępca Dyrektora ds. Lecznictwa w Szpitalu Powiatowym w Zawierciu. Sam dyrektor Sławomir Milka twierdzi, że pani Małgorzata odmówiła pozostania w szpitalu.
Rodzina zaprzecza słowom dyrektora. – Oczekiwała tej pomocy i była zdecydowana zostać w szpitalu – zapewnia mąż. – Jest napisane: "pacjentka z poprawą wypisana do domu do dalszego leczenia laryngologicznego" – czyta wypis Krolina Adamczyk. – Proszę zobaczyć, że nie ma żadnej wzmianki, że jest wypisana na własne żądanie. Gdyby tak było, powinno być to zapisane w trybie wypisu – dodaje. Później wyszło na jaw, że Józef Kocoń, lekarz z SOR-u nie mógł jej zatrzymać, proponował zmianę szpitala na taki z oddziałem laryngologii. Bliscy zmarłej zastanawiają się, czy nie zgłosić sprawy do prokuratury.