Wydmy w Ustce to wielki cmentarz pasażerów Gustloffa
Wydmy w Ustce to wielki cmentarz ofiar z Gustloffa i Steubena - podaje Serwis "Głosu Pomorza" gp24.pl, powołując się na relacje świadków. Według tych relacji zimą 1945 roku, gdy radziecki okręt podwodny zatopił statki, to właśnie na wydmach dokonano pochówku tysięcy ciał wyrzucanych przez morze.
09.02.2010 | aktual.: 10.02.2010 11:50
Pod koniec stycznia 1945 trwała niemiecka Operacja Hannibal. Około tysiąca statków i okrętów III Rzeszy utrzymywało wahadłową komunikację z Pomorzem Gdańskim i Kurlandią, odciętą już przez wojska radzieckie od reszty Niemiec. Konwoje na wschód przewoziły zaopatrzenie dla walczących wojsk. Na zachód zabierały rannych i tłumy cywili.
Wieczorem 30 stycznia ok. 10 tysięcy cywilnych uciekinierów zaokrętowano na MS Wilhelm Gustloff. Oprócz nich na pokładzie znalazł się tysiąc żołnierzy, 162 rannych i 373 dziewczęta ze służby pomocniczej Kriegsmarine.
Gdy Gustloff znalazł się koło Łeby, dosięgły go trzy torpedy z radzieckiego okrętu podwodnego S-13. W mroku styczniowej nocy przy 20-stopniowym mrozie rozpoczęła się agonia tysięcy pasażerów, którzy nie dostali się do szalup.
10 lutego 1945 r. kilkanaście kilometrów od Ustki dwie torpedy z radzieckiej łodzi podwodnej trafiły statek MS Steuben. Zginęło wtedy ok. 3 tysięcy osób.
Ciała ofiar zakopano w zbiorowej mogile na usteckim cmentarzu, ale część - jak podaje "Głos Pomorza" - mogła zostać pochowana bezpośrednio na wydmach. Tym bardziej, że morze wyrzucało ciała pasażerów Gustloffa - a potem Steubena - jeszcze przez wiele tygodni.
Gazeta dotarła do Adolfa Bohlmana, który w 1945 roku miał 12 lat. Już po 8 marca, czyli po zajęciu Ustki przez Rosjan, został z innymi zapędzony przez czerwonoarmistów do uprzątania usteckiej plaży zachodniej. Początkowo wywożono je na cmentarz, lecz gdy okazało się to zbyt uciążliwe, doły kopano na wydmach. - "Wszyscy ci zmarli byli bezimienni, nikt ich nie znał, nikt ich nie chciał" - pisze dawny ustczanin.
Podobnie - czytamy - było w Łebie, o czym napisał w liście do redakcji "Głosu Pomorza" Jarosław Gburczyk, twórca strony internetowej o historii miasteczka. Wie on od przedwojennych łebian, że do czasu, gdy pozwalała na to sytuacja wojenna, ciała transportowano do hali targowej w Gdyni, gdzie poddawano je identyfikacji.
Od końca drugiego i początku trzeciego tygodnia lutego zaprzestano jednak transportów do Gdyni. Po tym czasie zwłoki chowano w pobliżu miejsc ich znalezienia. Według informacji pana Gburczyka w ten sposób na wydmach nadmorskich i w lasach w pobliżu Łeby mogło spocząć nawet kilkaset ofiar.
Zobacz także w serwisie "Głosu Pomorza"