Wychodzimy z Iraku
Dwa i pół roku misji stabilizacyjnej w Iraku wystarczy. Datą
graniczną powinno być wygaśnięcie rezolucji Rady Bezpieczeństwa
ONZ - mówi "Gazecie Wyborczej" Jerzy Szmajdziński. Zdaniem ministra obrony decyzja wynika z kalendarza politycznego i z możliwości naszej armii.
To sensacyjna deklaracja. Po raz pierwszy członek polskiego rządu ujawnia termin wycofania naszego kontyngentu z Iraku - pisze w "Gazecie Wyborczej" Paweł Wroński.
Wysocy oficerowie Sztabu Generalnego byli wypowiedzią ministra zaskoczeni. Nie podejmowaliśmy jeszcze żadnych ustaleń - powiedział "Gazecie" jeden z nich, zastrzegając anonimowość.
Do tej pory polski rząd kategorycznie wzbraniał się przed podaniem terminu wycofania wojsk. Czynił tak, mimo iż znajdował się pod presją nie tylko PSL, LPR i Samoobrony, które domagają się natychmiastowego wycofania, ale także części swego zaplecza. Od miesięcy terminarza wycofania wojsk z Iraku domaga się Unia Pracy, we wrześniu jasnej deklaracji zażądali politycy SLD - przypomina publicysta "Gazety Wyborczej".
Jeszcze miesiąc temu premier Marek Belka twierdził, że przedstawienie takiego scenariusza jest trudne ze względu na skomplikowaną sytuację w Iraku.
Teraz Szmajdziński mówi "Gazecie Wyborczej", że wycofanie jednostek nie powinno być uzależnione od rozwoju wydarzeń w Iraku.
W Iraku po 2005 roku na pewną pozostaną Amerykanie. Sekretarz stanu Colin Powell zapowiedział to w czerwcu podczas dyskusji nad rezolucją ONZ 1546. Według różnych ocen proces stabiliozacyjny może potrwać pięć-osiem lat.
Nie wiadomo, jak Amerykanie odniosą się do oświadczenia polskiego ministra. W najbliższym czasie Jerzy Szmajdziński spotka sie z amerykańskim ministrem obrony Donaldem Rumsfeldem. Jednym z tematów będzie z pewnością kwestia wycofania naszych jednostek - przewiduje Paweł Wroński.
Wcześniej nasz rząd i prezydent zapowiadali redukcje kontyngentu od stycznia - z obecnych 2,5 tys. do 1-1,5 tys. żołnierzy. Nasze siły mają też opuścić okolice Karbali i zostaną przesunięte do bezpieczniejszego rejonu - obejmą prowincję Diwanija. Większość sprzętu używanego w Iraku pozostanie jako dar dla armii tego państwa - stwierdza "Gazeta Wyborcza". (PAP)