Wyburzenie romskiego koczowiska. Trybunał w Strasburgu żąda od Polski wyjaśnień
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu zażądał od Polski wyjaśnień w sprawie wyburzenia romskiego koczowiska we Wrocławiu. Skargę na rozbiórkę złożyli Romowie. Twierdzą, że nikt ich o niej nie poinformował, przez co rozkradziono niektóre sprzęty, a resztę - zrównano z ziemią. Innego zdania są pracownicy ośrodka pomocy społecznej.
- Przekazaliśmy juz ministerstwu spraw zagranicznych wszystkie dokumenty w tej sprawie - powiedziała w rozmowie z portalem gazetawroclawska.pl Barbara Zielińska-Mordarska, dyrektor wydziału komunikacji społecznej we wrocławskim magistracie.
Rząd ma czas na wyjaśnienie Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka w Strasburgu wątpliwości związanych z rozbiórką koczowiska Romów do 8 stycznia 2018 r. Sprawa ma zostać zbadana pod kątem naruszenia art. 3 konwencji o ochronie praw człowieka, zgodnie z którym "nikt nie może być poddany torturom ani nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu albo karaniu", oraz art. 8, z którego wynika, że władza publiczna nie może ingerować w prywatną przestrzeń mieszkalną - z wyjątkami.
W lipcu 2015 r. na wniosek powiatowego inspektora nadzoru budowlanego miasto rozebrało romskie koczowisko przy ul. Paprotnej. Wyburzono kilka baraków znajdujących się na terenie należącym do miasta. Koczowisko od kilku lat zamieszkiwało kilkunastu rumuńskich Romów, w tym dzieci. Po rozbiórce baraków zamieszkujące je osoby przeniosły się na inne koczowisko przy ul. Kamieńskiego.
Nic nie wiedzieli? Urzędnicy twierdzą inaczej
Według Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka (HFPC) Romowie nie wiedzieli o planowanym wyburzeniu ich domów. "Nikt nie zabezpieczył należącego do nich mienia. Niektóre przedmioty (np. agregaty i piece) zostały zabrane (przywłaszczone), a pozostałe mienie zrównane z ziemią i wraz z gruzem wywiezione na pobliskie wysypisko śmieci (całe wyposażenie domów, dokumenty, leki itp.)" - podała w komunikacie prasowym Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Dzień otwarty w ośrodku dla uchodźców
Wrocławski magistrat podkreślał, że rozbiórka baraków odbyła się w oparciu o decyzję Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. "Decyzja Inspektoratu wskazuje wprost na zagrożenie pożarowe, jakie stwarzały nielegalne zabudowania przy Paprotnej. Już w zeszłym roku doszczętnie spłonęło tam kilka zabudowań oraz drzew" - napisał wówczas w oświadczeniu prezydent Wrocławia Rafała Dutkiewicz.
Pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej informowali mieszkańców koczowiska o planowanej rozbiórce. Jak zaznaczył, pracownicy MOPS byli obecni na miejscu rozbiórki z ofertą pomocy dla Romów. Ci jednak jej nie chcieli.
Źródło: gazetawroclawska.pl, WP