Wybory w Tunezji nic nie zmienią?
Tunezja, przyjazne dla zagranicznych turystów okno wystawowe Afryki Północnej, wybiera nowy parlament i prezydenta, ale nikt nie przewiduje, aby mogła nastąpić zmiana na stanowisku głowy państwa zajmowanym od 17 lat przez Zin el-Abidin Ben Alego.
68-letni Ben Ali, który obalił w bezkrwawym zamachu stanu w 1987 roku Habiba Burgibę, w wyborach z 1999 roku uzyskał 99,44% głosów. Dzięki dokonanym dwa lata temu zmianom w konstytucji może być wybierany aż do śmierci.
Zgromadzenie Demokratyczno-Konstytucyjne (RCD), partia której przewodniczy Ben Ali, pozostawia pięciu partiom opozycyjnym, które uczestniczą w tych wyborach, 20% miejsc w 189-osobowym parlamencie - mają to zagwarantowane przez ordynację wyborczą.
Zagranicznym dziennikarzom, którym zezwolono na odwiedzenie jednego z lokali wyborczych w stolicy, nieliczni głosujący odpowiadali z dumą, że są członkami RCD i głosowali na prezydenta Ben Alego.
W Tunezji, gdzie władza skutecznie kontroluje skrajne tendencje religijne, przestrzega się pewnych zewnętrznych form nakazanych przez islam. We wszystkich lokalach wyborczych są np. oddzielne kabiny do głosowania dla mężczyzn i dla kobiet.
Prezydent tego 10-milionowego kraju, leżącego między Algierią a Libią, uważany jest przez Zachód za pewnego sojusznika w walce z islamskim terroryzmem. Opozycja, która utrzymuje swe lokale i struktury jedynie dzięki ustawowym subsydiom rządowym, krytykuje go za pakiet ustaw z 2003 roku, które jej zdaniem ograniczają wolność zrzeszania się i wyrażania opinii.
Mohammed Bucziha, kandydat na prezydenta z ramienia Partii Jedności Ludowej i kandydat Społecznej Partii Liberalnej, Munjir El Bedżi oświadczyli, że "nie występują w wyborach przeciwko Ben Alemu, lecz razem z nim, aby służyć demokratycznemu postępowi kraju".
Partie opozycyjne mają ściśle określony zakres działania - wolno im troszczyć się o poziom życia obywateli.
80-letni teolog islamski Mohamed Talbui, który jest nietykalny ze względu na swój osobisty prestiż, powiedział dziennikarzom w przeddzień wyborów: Dyktatura zrobiła niestety z moich ziomków osły, które potrafią tylko jeść i ryczeć.
Dzienniki, które ukazały się w dniu wyborów piszą o Ben Alim ubiegającym się o czwarty mandat prezydencki jako o "wielkim twórcy przemian".
"To czego pragnie naród, to kontynuacja, aby prezydent Ben Ali mógł zrealizować swój ambitny program wyborczy i zapewnić Tunezji miejsce wśród rozwiniętych krajów" - napisał dziennik "Le Temps", uchodzący w Tunezji za niezależny.