Prezydent Rosji Władimir Putin (Kremlin Pess Service) © GETTY | Anadolu Agency

Wybory w Rosji. "Wyników nie ma, a i tak wiadomo, kto wygra"

Marcin Makowski

Władimir Putin jest coraz mniej popularny w Rosji. Ale partia władzy i tak wygra wybory. - Od 2020 roku reżim stał się de facto dyktaturą opartą na nihilizmie prawnym - mówi dla Magazynu WP była szefowa Wydziału Politycznego Ambasady RP w Moskwie, obecnie analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich, dr Maria Domańska.

Marcin Makowski: Właśnie odbywają się trzydniowe wybory do rosyjskiej Dumy. Czy znamy ich wyniki, zanim zostaną ogłoszone, a może nie jest to tak oczywista sprawa?

Maria Domańska, główna specjalistka w Zespole Rosyjskim, Ośrodek Studiów Wschodnich: Dokładnych wyników oczywiście nie znamy, ale na pewno Jedna Rosja oficjalnie wygra ze znaczną przewagą. Władze będą dążyły do zdobycia (oficjalnie) co najmniej większości konstytucyjnej. Obecnie mają trzy czwarte mandatów w Parlamencie - i apetyt na więcej. Chodzi o psychologiczny efekt posiadania kontroli nad państwem.

Niemniej według sondaży obecne poparcie dla partii Władimira Putina jest najniższe od 13 lat - około 27 proc.

Jak ten wynik przełożyłby się na stan posiadania w uczciwie przeprowadzonych wyborach?

W przybliżeniu te 27 proc. poparcia mogłoby oznaczać 40 proc. głosów (taki odsetek respondentów deklaruje rzeczywisty zamiar głosowania na Jedną Rosję). Oczywiście rodzi się przy okazji pytanie, na ile można ufać sondażom w autorytarnym państwie - i jakie w związku z tym jest rzeczywiste poparcie dla Jednej Rosji.

Nawet te oficjalne sondaże wskazują, że nie wystarczy do większości umożliwiającej zmianę konstytucji.

Połowa mandatów do Dumy uzyskiwana jest w głosowaniu na listy partyjne, połowa w okręgach jednomandatowych. Jeżeli władza będzie zdeterminowana, aby zdobyć oficjalnie ⅔  albo więcej głosów, to nie obejdzie się bez fałszerstw, bo Jedna Rosja musiałaby zwyciężyć niemal we wszystkich okręgach jednomandatowych.

10 września 2019 r. - członkowie rosyjskiej Dumy wstają do odśpiewania hymnu Rosji
10 września 2019 r. - członkowie rosyjskiej Dumy wstają do odśpiewania hymnu Rosji © GETTY, Sergei Fadeichev/TASS | Sergei Fadeichev

W Rosji wybory są tradycyjnie fałszowane (ubiegłoroczne głosowanie dotyczące zmian w konstytucji i dodatkowych uprawnień dla prezydenta również sfałszowano, najpewniej o około 30%), a im niższe poparcie dla partii władzy, tym bardziej wzrasta potrzeba "korygowania" wyników głosowania.

Do internetu wyciekło już zresztą kilka nagrań, w których szefowie komisji wyborczych instruują komisje, jakie wyniki głosowania należy osiągnąć i w jaki sposób. Po raz pierwszy wprowadzono również podatne na manipulacje głosowanie on-line. Na razie w siedmiu regionach, ale to dopiero pierwszy krok. Ba, fałszerstwa rozpoczęły się jeszcze przed głosowaniami.

Co ma pani na myśli?

Putin zrobił wiele, aby były to najmniej konkurencyjne wybory w historii Federacji Rosyjskiej. Dopuszczono minimalną liczbę niezależnych kandydatów, którzy mieliby szanse na dobry wynik. Poza tym zlikwidowano jedyną poważną alternatywę polityczną dla władzy, czyli struktury polityczne Aleksieja Nawalnego, które uznano za "organizacje ekstremistyczne", co oznacza delegalizację (część działaczy musi się ukrywać za granicą, a samego opozycjonistę wcześniej uwięziono).

Prowadzona jest bezprecedensowa nagonka na niezależne media, cenzuruje się internet. Ci "nawalniści", którzy zostali w Rosji, zostali pozbawieni prawa udziału w wyborach przez ustawę działającą wstecz - zakazującą startu osobom związanym z "ekstremistami".

W ubiegłym roku innym pakietem ustaw de facto zniesiono wolność zgromadzeń i znacznie ograniczono możliwości agitacji wyborczej. Samo fałszowanie wyników głosowania to po prostu kolejny etap wyborczych manipulacji. Te wybory to kolejny etap w ewolucji państwa autorytarnego, rozpoczęty niekonstytucyjną nowelizacją ustawy zasadniczej w 2020 r.

Aleksiej Nawalny
Aleksiej Nawalny © PAP

Jaki jest długofalowy cel władz?

To oczywiście pomyślny przebieg kluczowych wyborów prezydenckich, które odbędą się za trzy lata. Mimo pogarszających się nastrojów społecznych i poziomu życia, władza za wszelką cenę chce udowodnić, że nie straciła kontroli nad państwem i wysokiego poparcia społecznego. A sytuacja społeczno-ekonomiczna będzie się tylko pogarszać.

Mówiła pani o niezależnych sondażach, które wskazują na coraz gorsze wyniki Jednej Rosji, ale kto je przeprowadza i w jaki sposób możemy być pewni ich rzetelności?

Sondaże przeprowadzało m.in. niezależne Centrum Lewady, ale też sondażownie państwowe. Wszędzie wynik oscylował poniżej 30 proc. poparcia, nawet w państwowych ośrodkach. Te sondaże oczywiście nie odzwierciedlają rzeczywistości, ale nawet w nich widoczny jest wyraźny trend spadkowy.

Wiele zależy dzisiaj od frekwencji i mobilizacji elektoratu opozycyjnego. Władzy zależy na stosunkowo niskiej frekwencji i wysokiej mobilizacji elektoratu lojalnego wobec Kremla. We wtorek współpracownicy Aleksieja Nawalnego opublikowali listy kandydatów w JOW-ach, którzy mają największe szanse pokonać kandydatów władzy. Nawalniści namawiają do głosowania na nich (to tzw. "inteligentne głosowanie"). Zdecydowana większość tych osób należy do partii komunistycznej (to jedna z partii koncesjonowanej opozycji), która cieszy się obecnie około 20 proc. poparciem.

Czy to jakakolwiek konkurencja dla Jednej Rosji?

To na pewno ugrupowanie z rozbudowanymi strukturami w całej Rosji, które jest beneficjentem pogarszających się nastrojów społecznych, ale kierownictwo partii jest całkowicie lojalne wobec Kremla. Natomiast część aktywistów na szczeblu lokalnym, zwłaszcza młodych, ma inne pomysły na Rosję, ale ich pozycja w partii jest słaba. Zobaczymy, na ile Putin pozwoli komunistom umocnić się w Dumie - w ubiegłych wyborach uzyskali oni około 13 proc. głosów.

Zanim doszło do głosowania, 19 czerwca prezydent Putin przedstawił piątkę najważniejszych polityków Jednej Rosji. Listę otwierają szefowie MSZ oraz resortu obrony - Siergiej Ławrow oraz Siergiej Szojgu. Zabrakło jednak Dmitrija Miedwiediewa, byłego prezydenta i premiera. Jak należy czytać tę układankę?

Miedwiediewa nie było na liście, bo od dłuższego czasu stanowi wizerunkowe obciążenie partii. Jest niepopularny, więc uznano, że lepiej go schować. Z punktu widzenia marketingu politycznego to była dobra decyzja. Wspomniana piątka reprezentuje dwie twarze władzy. Pierwszą jest polityka imperialna - wojsko oraz sprawy zagraniczne, ale drugą - polityka socjalna. Pozostałe trzy twarze z "piątki" to rzeczniczka praw dziecka, szef głównego szpitala w Moskwie (kojarzony z walką z pandemią) oraz szefowa państwowego programu wsparcia dla uzdolnionej młodzieży.

Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu i prezydent Rosji Władimir Putin na propagandowych zdjęciach wykonanych na Syberii
Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu i prezydent Rosji Władimir Putin na propagandowych zdjęciach wykonanych na Syberii © Anadolu Agency via Getty Images | Anadolu Agency

Władimir Putin uprawia ostatnio swego rodzaju propagandę socjalną, stara się przedstawić Jedną Rosję jako partię dbającą o obywateli. Bezpośrednio przed wyborami zapowiedziano nawet jednorazowe transfery gotówkowe dla emerytów i funkcjonariuszy resortów siłowych, w ciągu pandemii kilkukrotnie wypłacano pieniądze rodzinom z dziećmi. Władza nie ma wyjścia, bo w ciągu siedmiu lat realne dochody Rosjan spadły o co najmniej 10-11 procent i końca nie widać. Bo w tym systemie nie ma potencjału rozwojowego, ale jest sporo środków zakumulowanych w rezerwach finansowych, którymi władza będzie próbowała kupować spokój społeczny i poparcie na wyborach.

To próba odpowiedzi na zmieniające się priorytety społeczne?

Myślę, że tak. Badania Centrum Lewady pokazują, że ponad dwie trzecie Rosjan chce w pierwszej kolejności poprawy statusu ekonomicznego, a tylko jedna trzecia chciałaby przede wszystkim zobaczyć Rosję jako globalne mocarstwo. Poza tym w rosyjskim społeczeństwie głęboko zakorzenione są postawy paternalistyczne, oczekiwanie socjalnego wsparcia od państwa.

Wróćmy jeszcze do samego głosowania. Po raz pierwszy od 1993 roku wyborów w Rosji nie będzie obserwować Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Oficjalnym powodem były ograniczenia pandemiczne.

OBWE chciała wysłać 500 obserwatorów, ale władze rosyjskie, powołując się na pandemię, a właściwie używając jej jako pretekstu, ograniczyły tę liczbę dziesięciokrotnie. W związku z tym OBWE uznała, że taka misja niczego nie zbada i zrezygnowano z udziału. Jedyna nadzieja w obserwowaniu wyborów przez zwykłych Rosjan. W tym roku widoczne jest duże zainteresowanie tym tematem, choć w Rosji istotnie utrudnia się pracę obserwatorów i szykanuje ich. Jest cała lista takich działań - od niedopuszczania do kontroli przeliczania głosów po pobicia.

Czy to, co się dzieje dzisiaj w Rosji, jest po prostu przymiarką do wyborów prezydenckich w 2024, po których, dzięki poprawce w konstytucji, Władimir Putin może rządzić przez najbliższe piętnaście lat? Czy on chce być prezydentem dożywotnim?

Ubiegłoroczna reforma konstytucji służyła nawet nie tyle dożywotniemu sprawowaniu władzy, ile stworzeniu sobie pola manewru co do dalszych kroków. W pewnym momencie zorientowano się, że perspektywa odejścia Putina może zdestabilizować sytuację w elitach, powodując walki frakcyjne, i zachwiać stabilnością reżimu.

Rosyjska propaganda pielęgnuje wizerunek Władimira Putina jako silnego, zdrowego i aktywnego mężczyzny, wbrew nieubłaganemu upływowi czasu (Putin ma 68 lat). Ale sam przywódca na razie nie wyznaczył oficjalnie następcy, a w 2020 r. w praktyce zapewnił sobie możliwość rządzenia Rosją przez wiele kolejnych lat (KREMLIN PRESS SERVICE)
Rosyjska propaganda pielęgnuje wizerunek Władimira Putina jako silnego, zdrowego i aktywnego mężczyzny, wbrew nieubłaganemu upływowi czasu (Putin ma 68 lat). Ale sam przywódca na razie nie wyznaczył oficjalnie następcy, a w 2020 r. w praktyce zapewnił sobie możliwość rządzenia Rosją przez wiele kolejnych lat (KREMLIN PRESS SERVICE) © Getty Images | Anadolu Agency

Putin sam sugerował w kilku wypowiedziach, że "należy skupić się na zarządzaniu państwem, a nie na szukaniu następcy". Najpewniej myśli się o tym, aby jakiegoś następcę znaleźć i tę władzę stopniowo przekazywać, ale nie wygląda na to, aby plany były konkretne. Sprawa najpewniej rozstrzygnie się w najbliższych latach, a przebieg wyborów parlamentarnych będzie jednym z czynników w tej układance.

Rozmawiamy o zaciskaniu politycznej pętli, represjonowaniu opozycji, manipulowaniu wyborami. A może jest też tak, że bez względu na te zabiegi i przestępstwa większość Rosjan chce jednak widzieć współczesnego "cara" na Kremlu? I są za to w stanie zapłacić wysoką cenę.

Jak już mówiłam, do końca nie wiemy, co Rosjanie dokładnie myślą, ale nie da się oszukać trendów w nastrojach społecznych, które w wielu aspektach są coraz gorsze. Chodzi o frustrację spowodowaną brakiem perspektyw i ubożeniem społeczeństwa, o malejącą aprobatę dla kursu władzy. Odwołam się kolejny raz do Centrum Lewady - w sierpniu poparcie dla prezydenta wynosiło 61 proc., to stosunkowo mało w takim systemie.

W Stanach Zjednoczonych prezydentowi nie ufa praktycznie połowa społeczeństwa.

Ale w Rosji jeszcze kilka lat temu Putin utrzymywał poparcie przekraczające 80 proc. Aktywne poparcie władzy to około ⅓  elektoratu, reszta popiera ją pasywnie. Oczywiście nie znaczy to, że władza prezydenta się chwieje, ale widać długofalowe trendy, które osłabiają siłę reżimu. Zobaczymy, czy opozycja demokratyczna będzie miała szanse na działanie i utrzymanie zainteresowania społeczeństwa swoją agendą w warunkach prześladowań i wymuszonej emigracji politycznej. To będzie bardzo trudne, bo społeczeństwo nie wierzy w możliwość zmian i zostało zastraszone tegorocznymi represjami.

Widać jednak, że władza traci kontakt ze społeczeństwem, zwłaszcza z młodym pokoleniem. Wpływ propagandy państwowej na obywateli słabnie. Putin zrezygnował z pozorowania demokracji, od 2020 roku reżim stał się de facto dyktaturą opartą na nihilizmie prawnym. W konsekwencji władza traci rozeznanie czego chcą obywatele, co w dłuższej perspektywie może się na niej zemścić, doprowadzić do radykalizacji protestów.

Do tej pory gdy w Rosji pojawiał się kryzys zaufania do władzy, pojawiał się konflikt, który odbudowywał prestiż Putina. Czy dzisiaj na tej liście, po Krymie i Donbasie, są kraje bałtyckie i Polska?

Agresywna retoryka antyzachodnia, w tym antypolska, to od kilku lat stały element propagandowego repertuaru Kremla. Ta gra obliczona jest na pokazanie, że Rosja jest dzisiaj oblężoną twierdzą otoczoną przez wrogów z NATO. Widzimy to w komunikatach Jednej Rosji oraz państwowych mediów przy okazji wyborów, gdzie non stop powtarza się, że Unia Europejska oraz Ameryka chcą zakłócić ich przebieg i zagrażają bezpieczeństwu Rosji.

Rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe "Zapad" odbywają się niedaleko  granicy Polski - wschodniej flanki NATO (TASS)
Rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe "Zapad" odbywają się niedaleko granicy Polski - wschodniej flanki NATO (TASS) Sergei Savostyanov

Polska nie jest na pierwszym planie, jeśli chodzi o strategię mobilizacyjną Putina, który przedstawia sam siebie jako gwarant przetrwania rosyjskiego państwa. Ale, jak wspomniałam, agresywna imperialna propaganda w coraz mniejszym stopniu oddziałuje na społeczeństwo, które koncentruje się głównie na problemach bytowych.

Jak podczas telekonferencji Władimira Putina w czerwcu tego roku.

Padło wtedy słynne pytanie o to, jakim cudem rosyjska marchewka jest droższa niż banany z Ekwadoru. To dobrze ilustruje moment, w którym znaleźli się Rosjanie, oraz ich kondycję ekonomiczną. Dzisiaj podsycanie retoryki wielkomocarstwowej, gdy życie w kraju się pogarsza, ma ograniczoną skuteczność. Władza to widzi, dlatego zrobi wszystko, aby ta niewygodna prawda nie znalazła swojego odzwierciedlenia w oficjalnych wynikach wyborów.

Źródło artykułu:WP magazyn
rosjawładimir putinzapad 2021
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (526)