Wybory samorządowe 2018: Zwycięzcy rzadko rządzą samodzielnie
Po wygranych wyborach ci, którzy przejmują władzę, szukają sojuszników, zawierają koalicje. Czasem nader egzotyczne.
26.09.2018 16:34
Zwłaszcza wtedy, gdy na owe koalicje spogląda się z perspektywy polityki krajowej i partyjnych centrali. Ich konsternacja bywa zresztą całkiem zrozumiała. Bo jak na przykład zarząd prawicowej partii ma potraktować lokalną koalicję swych członków z centrolewicą albo nawet – co też się już zdarzało – z eseldowską lewicą?
Czytaj też: Nie tylko co, ale jak. Jak mówić, by wyborcy nie zrozumieli nas na opak
Tymczasem tam, na dole, w gminach, nawet najdziwniejsze koalicje, jeśli zawiązuje się je wokół koncepcji rozwiązywania lokalnych problemów, są logiczne i zrozumiałe. Czasem jednak i mieszkańcy gminy nie rozumieją co się stało. Na przykład wtedy, gdy sensem zawiązanej koalicji jest tylko zdobycie i utrzymanie władzy, a nie realizacja konkretnych punktów wyborczych programów.
Prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, dostrzega w różnorodności gminnych konfiguracji partyjnych samą istotę samorządności. Ponieważ ta, postrzegana przez niego jako instrument służący rozliczaniu władzy, musi opierać się na różnorodności właśnie.
A tematem następnej rozmowy o regułach rządzących kampanią wyborczą będzie zjawisko populizmu. Powszechnie wiadomo, że populizm polega na schlebianiu woli i poglądom większości. Ale czym jest w samej swej istocie, czemu służy? Czy jest uprawnioną metodą komunikowania się z wyborcami? Wreszcie, czy na populizm należy odpowiadać populizmem?
– Populizm uderza w to, co w XX wieku najbardziej się na świecie udało – twierdzi prof. Radosław Markowski z Uniwersytetu SWPS. – W demokratyczne instytucje, które nie zależą od woli ludu, a zwłaszcza większości.
Pogląd wewnętrznie sprzeczny? No właśnie chodzi o to, że wcale nie...
Zobacz także: Tarczyński: Smarzowski obnażył to, kim jest. "Kler" to płytka prowokacja