Wybory prezydenckie w USA: Demokraci w Wirginii mobilizują wyborców
Jeśli wygramy w Wirginii, wygramy te wybory - mówił niedawno prezydent USA Barack Obama. Na dwa dni przed wyborami prezydenckimi 6 listopada Demokraci w Wirginii, uważanej za jeden z trzech stanów kluczowych dla wyniku wyborów, mobilizują swych wyborców.
"Wolontariusze są sercem tej kampanii" - wita odręcznie namalowany plakat w siedzibie Partii Demokratycznej w Richmond, stolicy Wirginii; tuż obok wielka papierowa sylwetka Obamy w stroju Supermana. Około 20 osób bezustannie rozmawia przez telefony z wyborcami. Nie namawiają, by oddać głos na Obamę, na to jest za późno. Dzwonią do potencjalnych zwolenników Partii Demokratycznej, którzy cztery lata temu oddali głos na Obamę.
- Chcemy upewnić się, że teraz też pójdą zagłosować. Wyjaśniamy, gdzie są lokale wyborcze, jaki dokument trzeba mieć przy sobie, by oddać głos - mówi Emily, około 50 lat, gospodyni domowa. Teraz najważniejsza jest bowiem mobilizacja wyborców. - Im wyższa frekwencja, tym większe szanse wygranej Obamy - przyznaje ekspert amerykańskiego systemu wyborczego prof. Jeremy Mayer.
Cztery lata temu, by zagłosować w Wirginii nie był potrzebny żaden dokument. Teraz trzeba mieć jakiś dokument tożsamości, np. prawo jazdy, legitymację studencką albo inny dokument z nazwiskiem i adresem, np. rachunek za telefon komórkowy.
Mobilizacja wyborców
21-letnia Victoria, liderka Młodych Demokratów na Virginia Commonwealth University, nie ma wątpliwości, że ten wymóg wprowadzono, by utrudnić głosowanie potencjalnym wyborcom Obamy. - Osoby starsze i najbiedniejsze mogą mieć problem z zagłosowaniem. Wyrobienie dokumentu w departamencie transportu kosztuje 10 dolarów - powiedziała Viki.
Poza wspieraniem kampanii Obamy Victoria zajmuje się też promocją praw kobiet, a zwłaszcza obroną praw kobiet do planowania rodziny. - Tea Party (odrzucająca prawo do aborcji w każdej sytuacji, nawet gdy ciąża jest wynikiem gwałtu) to współczesne wcielenie Ku-Klux-Klanu - ocenia Viki.
Viki pochwaliła się, że w jednej czwartej jest Polką. Ale nigdy w Polsce nie była, nie wie też, skąd dokładnie pochodzi jej babcia. Urodziła się w Wirginii, która uważana jest za jeden z najbardziej różnorodnych stanów USA.
Wirginia zdecyduje?
Prawie połowa mieszkańców Wirginii przybyła tu z innego stanu bądź zagranicy. Bliskie związki z Waszyngtonem zapewnia siedziba Pentagonu, największa baza wojskowa w Norfolk oraz liczne federalne agencje, w których pracują oddelegowani z Waszyngtonu pracownicy.
Ale zaledwie dwie godziny jazdy samochodem od stolicy USA, na ulicach Richmond nietrudno odnieść wrażenie, że jesteśmy już na południu. Przypomina o tym nie tylko architektura, ale też spotkany w sklepie spożywczym mężczyzna z bronią w kieszeni spodni.
Czarnoskórzy stanowią około 20 proc. mieszkańców Wirginii, prawie dwa razy więcej niż średnia krajowa. Ale aż około 20 proc. społeczności afroamerykańskiej w Wirginii nie może głosować, bo ciążą na nich wyroki i utracili prawo wyborcze do końca życia.
Wirginia ma zdywersyfikowaną, silną gospodarkę. Bezrobocie wynosi tu 5,9 proc., czyli znacznie poniżej średniej krajowej, a ludzie są lepiej wykształceni i bogatsi niż przeciętnie w USA.
Tak było cztery lata temu
Różnorodność społeczna sprawia, że w USA trudno stan o bardziej wahający się spośród wszystkich tzw. swing states, czyli kluczowych dla ostatecznego wyniku stanów, gdzie ani Demokraci ani Republikanie nie mają pewnej przewagi. Cztery lata temu w Wirginii wygrał Obama, pokonując kandydata Republikanów stosunkiem 52,6 proc. do 46,3 proc. Było to pierwsze zwycięstwo Demokraty w tym stanie od 1964 roku.
Ale w 2009 roku to Republikanin Bob McDonnell został wybrany na gubernatora stanu, a w 2010 roku w wyborach do Izby Reprezentantów Demokraci ponieśli kolejną porażkę, tracąc trzy z dotychczasowych sześciu miejsc (na jedenaście przypadających Wirginii w Izbie Reprezentantów).
- Jeśli wygramy w Wirginii, to wygramy te wybory - mówił tu w sierpniu Barack Obama. Obok Ohio i Florydy to najważniejszy stan, który może przesądzić o zwycięstwie. Najnowsze sondaże dają Obamie przewagę nad Romneyem, ale tylko około 3 punktów procentowych. Dlatego Demokraci nie spoczywają na laurach.
W końcówce kampanii wybrali właśnie Wirginię na sobotni wiec Obamy i Billa Clintona. Mimo niespotykanego o tej porze w Wirginii chłodu, sala koncertowa koło Bristow w północnej części stanu przyciągnęła ok. 25 tys. zwolenników Obamy.
Z Richmond Inga Czerny